Śmierć Freddiego Mercurego

67 2 0
                                    

- - Londyn 24 listopada 1991 - -

Nie spałem prawie całą noc. Obudził mnie telefon o 6 rano od Jima, abym czym prędzej przyjechał do szpitala, ponieważ stało się coś strasznego. Nie zastanawiając się i nie zadając zbędnych pytań, pobieglem po płaszcz, zamknąłem drzwi od mieszkania i wsiadłem do samochodu. Jechałem jak najszybciej tylko mogę, w głowie pojawiały się kolejno pytania ... ,, Co się stało? Pewnie chodzi o Freda...., nie to nie możliwe. Czy to już naprawdę ten moment, czy Freddie Mercury umrze ? ''
Do oczu zaczęły napływać mi łzy rozpaczy najgorsze jest to, że nie wiem czego się spodziewać, jednak musiałem się na ten moment opanować, ponieważ jeden mój błąd na drodze, i jeszcze dojdzie do nieszczęścia z moim udziałem.
Gdy dojechałem , zacząłem biec w stronę schodów. Nigdy nie odczuwałem tylu emocji naraz. Na miejscu był już Jim, Deacon, Joe i Mary, tylko Rogera brakowało, ale Jim się z nim już kontaktował i powiedział,iż zostało mu jeszcze trochę sporo drogi. Jechał, aż z King's Lynn, czyli jego rodzinnego miasta, które znajduje się kawał drogi stąd.No cóż zobaczymy kiedy się zjawi bardziej, w tym momencie interesuje mnie, co się stało. Już z miejsca wiedziałem, że chodzi o Freddiego, wystarczyło mi jedno spojrzenie Jima, gdy wszedłem. Wszyscy wyglądali, jakby się mieli zaraz rozpłakać.

- Jak to się stało? Jeszcze wczoraj się czuł naprawdę dobrze. To dla mnie niepojęte, jak w parę godzin wszystko się może zmienić-zapytałem nerwowo.

-Brian, spokojnie opowiem Ci wszystko od początku-odpowiedział Jim.

-Jak ja mam być spokojny? Zaraz jeden z moich przyjaciół może zginąć , a ty mi mówisz że mam być spokojny?-zapytałem jeszcze bardziej zdenerwowany, niż wcześniej.

-Słuchaj dla mnie też to nie jest łatwe! A ja mieszkam z nim pod jednym dachem jest moim chłopakiem i bardzo go kocham!! Też nie chce żeby stało się coś złego,ale staram się po prostu być wsparciem dla was wszystkich i zachować zimna krew.
Nie tylko Ty odbierasz tak tą sytuację - odpowiedział całkowicie już wyprowadzony z równowagi Jim.

W tym momencie poczułem na sobie spojrzenie każdego z osobna było mi strasznie głupio. Emocje szalały we mnie od środka, a serce zaczęło szybciej bić i w rezultacie w końcu zacząłem płakać.

-Przepraszam że zrobiłem z siebie ofiarę losu, po prostu ostatnio w moim prywatnym życiu też się dużo dzieje, i to dla mnie zbyt dużo. W ciągu kilku dni tyle się zmieniło, że nie macie pojęcia. Muszę sobie po prostu wszystko na spokojnie poukładać w głowie - stwierdziłem ze smutkiem.

-Nic się nie stało... Pamiętaj, że jesteśmy tu po to, aby wspierać się nawzajem, jeśli potrzebujesz czegoś zawsze możesz do nas przyjść. Jesteśmy jak rodzina dobrze, o tym wiesz - dodał łagodnie Jim.

-Masz rację Jim, w tym momencie mamy tylko siebie nawzajem. Dobra, ale wracając do tematu, mów wszystko pokolei jak to się stało - odpowiedziałem zdecydowanie.
-No dobrze, a więc mówię od początku.
Freddie obudził się o szóstej rano jak zazwyczaj i powiedział, co okazało się być jego ostatnimi słowami: 'Siku, siku!'. Chciał, by pomóc mu iść do łazienki. Wyglądał strasznie słabo i musiałem go nieść. Kiedy opuszczałem go z powrotem na łóżko, usłyszałem ogłuszający trzask. Brzmiało to tak, jakby jedna z kości Freddiego łamała się, pękając jak gałąź drzewa. Krzyknął z bólu i wpadł w konwulsje. Zadzwoniliśmy odrazu po pogotowie, ale zanim przyjechali dostał dreszczy i stracił przytomność.

-Boże...., a wiadomo już coś więcej? - zapytałem z przejęciem.

-Tylko tyle, że jest w śpiączce.

- Ci lekarze mnie irytują. No, ale miejmy nadzieję, że niedługo będzie wiadomo coś więcej.

Czekaliśmy tak kilka godzin. W końcu po kilku godzinach przyszła do nas pielęgniarka.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 20, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

,,Searching for the stars''Where stories live. Discover now