•2•

125 10 3
                                    

Kilka dni wystarczyło by Hogwardzkie życie rozpoczęło się na dobre. W momencie gdy mugolskie dzieci, w większości, uważały wrzesień za czyste zło i utrapienie, tak uczniowie magicznych szkół mimo twardej ręki nauczycieli, nie mieli zamiaru narzekać. Wszystkim uczniom rozrywkę zapewniali pierwszacy, którym rozkładu tak wielkiej szkoły, nie było dane nauczyć się w pierwszy dzień. Oglądanie tego jak jedynastolatkowie biegają w te i wewte z zarumienionymi twarzami i rozwianymi włosami, wprawiało Harrego w pewien rodzaj nostalgii i nie mógł przejść obok tego bez delikatnego uśmiechnięcia się pod nosem.

Pogoda była idealna na poranne loty na miotłach, co zielonooki wraz z Weasleyami wykorzystywali jak tylko mogli. Od kilku dni codziennie wstawali wcześniej, niż sami by się spodziewali, że mogą, tylko po to by godzinę przed śniadaniem móc poćwiczyć technikę latania. Ron co rusz z szerokim uśmiechem szczycił się umiejętnościami przed swoją młodszą siostrą, mimo, że wcale nie był od niej wiele lepszy.
Dzisiejszy dzień był jednak inny niż wszystkie poprzednie, a rudzielec zamiast nawijać jak to miał w zwyczaju, siedział cicho na miotle i skupiony wykonywał podstawowe manewry, których znajomość, była kluczowa, by Oliver Wood chociaż spojrzał na ochotnika jako na potencjalnego członka drużyny Gryffindoru.

I Harry musiał przyznać, że dawno nie widział Rona tak zestresowanego. Wydawało mu się nawet, że ten był bardziej opanowany rok temu, gdy musiał rozegrać mecz magicznych szachów na śmierć i życie.

Natomiast podejście Ginny do dzisiejszego dnia, w porównaniu do Rona, nie różniło się kompletnie niczym od normalnego. Wiedziała, że jest dobra i wiedziała też, że jej szanse na dostanie się do drużyny w takim wieku nie są zbyt duże. Mimo to pozostawała pozytywna, gdyż przecież jak nie w tym roku, to w następnym. Kiedyś na pewno się dostanie, tego mogła być pewna. Dodatkowo była na tyle mądra, by wiedzieć, że stres w tej sytuacji na pewno nie byłby jej sprzymierzeńcem, tym bardziej, że do wyborów były jeszcze dwa dni czasu.

- Czyli będziesz na rekrutacji, prawda Harry? - Spytał Ron podlatując do niego od tyłu. W jego spojrzeniu było widać czystą nadzieję. Tak, Ron nadal namawiał Harrego na pomoc przy dostaniu się do drużyny. Co prawda zielonooki zapewnił go już, że Wood usłyszał o rudzielcu nie jedno pozytywne słówko, lecz ten wciąż nalegał, by Harry był dobrym głosem w głowie Olivera, także w trakcie samej rekrutacji.

I tak bardzo jak Harry nie lubił, gdy ktoś robił coś niesprawiedliwie, tak jeszcze bardziej nie lubił kłócić się ze swoimi przyjaciółmi. Wystarczało mu to, że Hermiona dalej chodziła nie w sosie i mimo, że siedziała z nimi wieczorami oraz rozmawiała przy posiłkach, to atmosfera między nimi nie wróciła jeszcze do pierwotnego stanu.

- Tak, Ron. Rozmawialiśmy już o tym setki razy. - Westchnął Harry, a gdy zobaczył rozchylające się usta przyjaciela, postanowił go uprzedzić i odpowiedzieć na jego jeszcze nie zadane pytanie, które miło tego było oczywiste. - I tak, będę cie chwalić u Wooda. Ten chłopak z fenomenalnym wyczuciem miotły, który idealnie sprawdziłby się na naszym brakującym miejscu ścigającego? Nieee, lepiej spójrz na Rona! Ten nienaganny chwyt, silne ramiona, przeszywające spojrzenie i wspaniały wygląd, który sprawi, że cała przeciwna drużyna nie będzie potrafiła skupić się na meczu! To dokładnie to czego szukamy. Bierz go Olivier i nawet się nie zastanawiaj! - Po tym jak Harry skończył mówić, uśmiechnął się dumny ze swojego rozluzniajacego atmosferę żartu. Niestety mocno się przeliczył, gdyż śmiała się jedynie Ginny, a sam Ron poczerwieniał na uszach ze złości i odleciał w tylko sobie znanym kierunku.

Harry zastygł z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, zastanawiając się na prawdę zrobił coś aż tak złego. Nigdy nie uważał się za kogoś nadwyraz inteligentnego, na dorośnięcie jeszcze będzie miał czas, ale przecież traktuje przyjaźń poważnie i nigdy nie miał na myśli skrzywdzenia którejkolwiek z bliskich mu osób. To miał być tylko głupi żart...
Narastający uścisk w sercu przerwała klepiąca go po ramieniu mała Ginny.

Diary of my Soul | tomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz