Ujęcie II

113 18 8
                                    

 „Kiedy robisz, co w twojej mocy, ale nie osiągasz celu. Kiedy dostajesz to, co chcesz, ale nie to, co potrzebujesz. Kiedy czujesz się taki zmęczony, ale nie możesz spać. Utknąłeś we wstecznym biegu."

Coldplay - Fix you

Ujęcie II

Obudził mnie nieprzyjemny, drażniący zapach. Uniosłem powieki taksując pomieszczenie wzrokiem. Kiedy zdałem sobie sprawę, gdzie jestem obleciał mnie cholerny strach i niepokój. Z zakamarków mojego umysłu zaczęły dobijać się wspomnienia, chcąc się wydostać ze szczelnie zamkniętych szuflad, w których przechowywałem to, czego się obawiałem i czego uwolnić nie chciałem.

Szpital – skrzywiłem się z bólu starając się podnieść. Nienawidziłem tych przeklętych miejsc, w każdym kącie czuć było śmierć i strach. Usiadłem trzymając się za obolałe żebra, zakręciło mi się delikatnie w głowie.

– Kurwa – splunąłem widząc pod powiekami dziesiątki białych punkcików. Przyszczypnąłem nasadę nosa starając się skupić, a kiedy zawroty minęły ześliznąłem się ostrożnie z łóżka. Zatrzymało mnie lekkie szarpnięcie i nagle poczułem ból promieniujący od łokcia w dół. Spojrzałem na wychodzącą ze zgięcia ramienia plastikową rurkę. Szarpnąłem za nią wyrywając ją z ciała. Syknąłem pod nosem, rzucając szybkie spojrzenie na rękę i ruszyłem przed siebie na chwiejnych, niepewnych jeszcze, drżących nogach. Czułem chłodny powiew powietrza na ciele. – Pieprzone szmaty – chwyciłem ręką rozłażące się na bok poły koszuli odkrywające mi tyłek. Rozejrzałem się w poszukiwaniu szafki, bądź czegoś, gdzie mógłbym znaleźć swoje rzeczy.

Nic.

Pieprzona pustka. Cela niczym z koszmaru. Biel bijąca po oczach i zapach chloru, mieszący się z zapachem starych ludzi sprawiał, że żółć podchodziła mi do gardła. Dusiłem się wewnątrz. Czułem jak wokół mojej szyi zaciska się obręcz, odcinająca mi dopływ powietrza, a głowę rozsadzał ból – jakby ktoś ściskał mi ją w imadle.

Musiałem się stąd wydostać – i to jak najszybciej.

Potykając się powlokłem się do drzwi uchylając je delikatnie i rozejrzałem się po pustym korytarzu. Nie wąchając się ani chwili dłużej wyszedłem z pokoju. Dostrzegłem na przeciwległej ścianie znak ewakuacyjny i ruszyłem za strzałką, przez cały czas trzymając się ściany.

Zbliżałem się do zakrętu, kiedy usłyszałem głosy dochodzące zza ściany. Złapałem za klamkę drzwi znajdujących się przede mną i szybko wparowałem do środka. Czułem się nieco jak cholerny przestępca.

Naprzeciw mnie w słabym świetle lampy wiszącej nad łóżkiem dostrzegłem leżącego na mężczyznę. Był stary i pomarszczony, z jego gardła wystawała rura podłączona do aparatury pomagającej mu oddychać, a z obu rąk sterczały rurki, podobne do tych które miałem w swoim ciele.

Kiedyś to będziesz ty – szepnął głos w mojej głowie.

Poczułem nieopisany smutek i żal. On był kiedyś pełnym życia, młodym człowiekiem chcącym podbić świat, szaleć cieszyć się i bawić. Może miał rodzinę, znajomych, kobietę którą kochał. Mógł wszystko osiągnąć i cieszyć się darem życia. I co z tego? Co mu pozostało?

Leżał teraz jak kłoda, sam z dala od rzeczy i ludzi którym poświecił całe swoje życie. Opuszczony i zapomniany. Ciekawe czy jego rodzina czeka tylko na telefon informujący, że pozbyli się już ciężaru jakim się stał?

Było mi szkoda nie tylko jego, ale i siebie, powinienem czuć smutek, a nie czułem. Byłem pewien, że skończę w podobny sposób. Samotny, opuszczony... Tylko ja i moje popieprzenie.

Borderline ( w trakcie pisania)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon