7. Lotnisko

59 10 6
                                    

Dwa tygodnie. Tyle minęło odkąd dowiedziałam się, że mój aktualnie najbliższy przyjaciel zostawia mnie na rzecz własnych marzeń. W głowie biły mi się tylko dwa rodzaje myśli, całkowicie ze sobą sprzecznych. Cieszyć się szczęściem Wojtka, czy płakać po nocach, że to nie mnie świat docenił. Zazdrość zżerała mnie od środka, powodując niesamowitą pustkę. Ale nie mogłam nienawidzić za to Szczęsnego. Dobrze wiedziałam jaki był świetny i jaka przepaść była między naszymi umiejętnościami. Byłam zazdrosna, bo mieliśmy podobne marzenie, ale zupełnie inną historię. Nasze drogi tylko się ze sobą chwilowo pokryły, ale nie było im przeznaczone równomiernie piąć się do góry.
Czułam żal. Nie szybko się z nim uporałam.

Ostatni apel w tym roku szkolnym. Uczniowie zgromadzili się na boisku szkolnym, słuchając długiego wywodu dyrektora. Jakieś osiągnięcia, krótkie przypomnienie o bezpieczeństwie i w końcu - życzenia oraz pożegnania, świadczące o tym, że możemy zacząć dwumiesięczną przerwę na odpoczynek i różnego rodzaju aktywności. Symbolicznie w budynku zadzwonił ostatni dzwonek.

Opuściliśmy to miejsce z wielką radością, w głowach mając optymistyczne wizje następnych tygodni.
Mnie jednak ogarnęło lekkie niezadowolenie. Nie byłam osobą, która miała zbyt wiele znajomych. Nawet, jeśli potrafiłam się dogadać z każdym, zwykle kończyło się na kilkuminutowej wymianie zdań, może więcej niż raz, ale nigdy w głębszym stopniu. Dlatego wakacje to był czas, kiedy całe dnie siedziałam sama w domu. Grając na gitarze, malując jakieś amatorskie obrazki. Zdarzało mi się wyjść na spacer, rower, deskorolkę. Nie jeździłam na obozy, matka skąpiła na mnie pieniądze. W tym roku miało być inaczej, ale świat pokrzyżował moje plany. Wojtek dostał życiową szansę, a ja siedziałam niczym chomik zamknkęty w klatce z kołowrotkiem dla uatrakcyjnienia. Będę musiała bardziej zżyć się z klasą, w której kończymy pierwszy rok.

Mieliśmy po szęsnaście lat. Wojtek skończył w kwietniu, ja styczniu. Byłam trochę za stara, aby szukać kariery w sporcie. Z tego co wiem, głównie przyjmują do klubów młodszych nastolatków. Tak do lat czternastu. No trudno. Najwyżej to nie moja bajka. Skupię się na rozszerzonych przedmiotach. Przecież matura za rok. Mieliśmy specyficzny podział profili, klasy zostały ustalone według kompetencji językowych. Nasza dwójka była w 2AC1, co oznaczało, że mamy angielski na poziomie przynajmniej C1. Do tego już samodzielnie się wybierało przedmioty inne niż polski, matematyka i rozszerzony angielski, żeby się ich uczyć, na przykład przynajmniej jedno inme rozszerzenie. Moimi były chemia i biologia, które zmieniłam z geografii i WOS'u już w październiku, bo obrałam sobie za cel, żeby pracować jako fizjoterapeuta, albo medyk. Jeszcze miałam czas, żeby zdecydować.

Wyszliśmy we dwoje poza teren liceum. Niby mieliśmy się cieszyć, a atmosfera była jakaś napięta. Doskonale wiedzieliśny, że to ostatni weekend Wojtka w Polsce. Chcieliśmy spędzić ten czas w bardziej specjalny sposób. Nie mieliśmy jednak pomysłów. Skończyło się na tym, że w eleganckich strojach zrobiliśmy sobie wycieczkę dookoła boiska, na którym graliśmy od kilku miesięcy. Rozmawialiśmy o przyszłości, którą coraz to trudniej było nam zaplanować.
Czas znowu uciekał tak szybko, jakby przesypywał się przez palce dłoni, niczym piasek z klepsydry.

Poniedziałek, ósma rano. Już chciałam się przestawiać na wakacyjny tryb długiego spania, ale ten jeden dzień był ważniejszy. Wojtek podał mi wszystkie dane co do jego lotu. Mieliśmy tylko spotkać się przed odlotem, ten ostatni raz. Cudem udało mi się samej przejechać z jednego końca Warszawy na drugi. Czekam, aż kiedyś komunikacja miejsca będzie lepsza.
Znalazłam umówione miejsce, co było niemałym wyczynem! Od razu, gdy zobaczyłam chłopaka, to rzuciłam mu się w ramiona. Był bez rodziców - tylko on. Albo już stąd poszli, albo nawet się nie zjawili. Co było do przewidzenia. Połowę czasu się tuliliśmy, drugą połowę szukaliśmy przejścia na lotnisko. Zostało niewiele czasu, juz mnie serce ściskało.
Stanęliśmy przed tunelem na płytę z samolotami. Patrzyliśmy chwilę sobie w oczy.

- Uważaj na siebie. I pisz często - powiedziałam tylko, ze smutnym uśmiechem.

Szczęsny był promienny jak zwykle, swoją aurą dodając mi otuchy. Wyszczerzył się, a ja zaśmiałam, gdy pocałował dłoń i dmuchną na nią, posyłając mi buziaka. Mającego wylądować oczywiście na policzku.

- Do zobaczenia - rzucił na porzegnanie, znikając w tunelu, gdy komunikator z głośników pogonił pasażerów jego lotu.

I tyle go widziałam.

Stałam jeszcze przez chwilę, wpatrując się w pustą przesyrzeń. Zaczęła się w ten sposób nowa era, dla nas obu. Wojtek realizuje swoje marzenia, a ja zostaję w jego cieniu. Przynajmnie, w tej kategorii przyszłości. Miałam jeszcze inną opcję. I będę trzymać kciuki za przyjaciela, żeby został najlepszym na świecie bramkarzem, przynosząc chwałę własnej oczyźnie.

Wracałam do domu trochę dłużej, niż jechałam na lotnisko.

To już nie było to samo.

-----

krótki rozdział wynagrodzę dłuższym następnym

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 27, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Tylko koledzy || W. Szczęsny X fem ocWhere stories live. Discover now