27.11.2022, 06:58.

Sen o pracownicy, a raczej koszmar. Nie wiem, dlaczego pozwoliłem jej na wkroczenie do swojego umysłu. Chyba jest nowym elementem, którego mój mózg nie potrafi nigdzie zakwalifikować. Nie mogę dopuścić do tego, by stała się jego trwałym bywalcem. To się nie powtórzy.

Zgrzyt długopisu płynącego po papierze odzwierciedlał tlące się we mnie napięcie. Z każdą zapisaną linijką czułem, że to uczucie odchodzi w zapomnienie. Wzdrygnąłem się, gdy zadzwonił alarm. Wyłączyłem go tak szybko, jak było to możliwe.

Zamknąłem notes i odłożyłem go z powrotem na miejsce.

Dzień zacząłem od stałego rytuału. Wstałem, wziąłem prysznic (tu wkradł się nieplanowany element, czyli posłanie mojego snu do diabła wraz ze sterczącym kutasem), poszedłem do garderoby, gdzie czekał na mnie rząd idealnie skrojonych garniturów, a po ubraniu jednego z nich, złapałem za perfumy. Raz po prawej stronie szyi, raz po drugiej i raz na linii serca.

Po ostatnim spojrzeniu w lustro i wyprostowanie krawatu, byłem gotowy do wyjścia. Telefon wibrował mi w kieszeni od napływu e-maili i powiadomień. Cóż, tempo świata biznesu nigdy nie zwalniało.

Śniadanie jadłem z innymi biznesmenami, by omówić bieżące tematy, nie tylko na szczeblu biznesowym. Zawsze pół godziny. Nie dłużej, nie krócej.

Po posiłku myłem zęby, codziennie nową szczoteczką. Pełne dwie minuty. Nie dłużej, nie krócej.

Rzadko kiedy korzystałem z usług personalnego kierowcy, chyba, że miałem zbyt wiele pracy lub gdy trasa była dłuższa niż godzinę. Za każdym razem, gdy zbyt długo siedziałem za kierownicą, dopadały mnie wyrzuty sumienia, że w tym czasie mógłbym zająć się czymś pożyteczniejszym.

Telefon od mamy, zawsze w okolicach dziewiątej. Rozmowa trwała trzy minuty. Nie dłużej, nie krócej. Nawet jeżeli nie mieliśmy o czym rozmawiać, miała potrzebę, by usłyszeć mój głos. Dawałem jej to, ponieważ zasługiwała na moją uwagę, niezależnie od tego, czy mój poranek był spierdolony czy też wręcz przeciwnie.

Zaparkowałem przed budynkiem, w specjalnie wyznaczonym dla mnie miejscu. Zabrałem skórzaną aktówkę z siedzenia pasażera tuż po tym, jak wysiadałem. Wcisnąłem przycisk na pilocie – zawsze dwa razy, dla pewności.

Jak nigdy dotąd czułem się przerażony wizją wejścia do budynku. Zassałem lodowaty oddech, zanim zdecydowanym krokiem wkroczyłem do środka. Recepcjonistka poderwała się na mój widok.

– Dzień dobry, panie Weston!

– Dobry – odparłem od niechcenia.

Drzwi windy zamknęły się za mną. Zwiesiłem wzrok na zegarek ze zniecierpliwieniem, gdy liczba na panelu zaczęła wzrastać. Rozmasowywałem zbolałe od wspomnień snu skronie. Zdecydowanie potrzebowałem kolejnej kawy, by postawiła mnie na nogi.

Po dotarciu na swoje piętro nie zwracałem uwagi na nikogo, by jak najszybciej znaleźć się w gabinecie i odciąć się od reszty świata. Praktycznie szarpnąłem klamką, a wnętrze jakby przestało tętnić życiem na moją obecność.

Cóż, poza panną Heart.

– Dzień dobry, panie władzo! – Beverly poderwała się z fotela na mój widok. – Jak się dzisiaj mamy?

Słodki Chrystusie. Mój sen ożył. Czułem, jak mgliste wspomnienie przetoczyło się przez moje zakończenia nerwowe.

– Panno Heart, jeśli jeszcze raz zwróci się do mnie pani tym terminem... – Posłałem jej karcące spojrzenie. – Obiecuję, że nie będę uprzejmy.

Black Lies +18 W SPRZEDAŻY Where stories live. Discover now