❝ 𝓔𝓼𝓼𝓪𝓲𝓼. 𝓢𝓸𝓾𝓯𝓯𝓵𝓮𝓻. 𝓓𝓮́𝓶𝓲𝓼𝓼𝓲𝓸𝓷. ❞

15 0 0
                                    


"Zrobiłam to!" wykrzyczałam po zobaczeniu kolejnej szóstki z języka angielskiego. Nie mogłam się doczekać aż będę mogła pochwalić się rodzicom - może wreszcie ich zadowolę! W końcu staram się to zrobić odkąd pamiętam.. A dokładniej odkąd urodził się mój młodszy brat.

Nie zrozumcie mnie źle, zawsze mówili mi "Kochamy was tak samo" czy też "Nikogo nie faworyzujemy", jednak jeśli ktoś chociaż trochę zna ten świat to wie, że słowa nie zawsze idą w parze z czynami. I tak właśnie było w tym przypadku. To ja pierwsza zaczęłam jeździć konno, potem namówiłam do tego brata - chciałam pokazać mu jakie to fajne, szkoda że później to ja musiałam mu ze wszystkim pomagać mimo, że wcale nie miał dużo mniejszego doświadczenia. Taniec? To on zawsze zwracał na siebie większą uwagę rodziców, nawet teraz gdy oboje tańczymy hip-hop czuję, że to właśnie na nim skupia się całe wsparcie naszych rodziców - a przynajmniej jego większość. Oceny? Moja szóstka nigdy nie będzie cieszyć tak jak jego czwórka. Wystarczy, że on rozładuje zmywarkę, już usłyszy że jest pomocny, ja odkurzę dom, posprzątam salon, wyprowadzę psy i załaduje zmywarkę, ale nie usłyszę pochwał. O niee.. Usłyszę ilu rzeczy nie zrobiłam!

Ale mimo wszystko i tak wciąż staram się zdobyć uwagę i aprobatę rodziców, to tak jakby moje wewnętrzne dziecko tego ode mnie chciało.. A ja nie mogę go zawieść. Właśnie dlatego gdy tylko mama otworzyła drzwi wejściowe pobiegłam powiedzieć jej o ocenie, niestety gdy do niej dobiegłam mój brat zdążył już powiedzieć jej o kolejnej trójce z angielskiego, jak zapewne można się domyślić nawet nie próbowałam już wspomnieć o moim osiągnięciu, bo jaki był w tym cel? I tak zostało by to zbyte.

Jak na moje szczęście przypadło, po obiedzie do e-dziennika wpisano oceny z matematyki. Dobrze wiedziałam, że nie zdam tego sprawdzianu - nawet uprzedzałam tatę. Nie wiem w sumie czemu mu o tym mówiłam, i tak byłam pewna, że koniec końców to on najwięcej będzie się w tej kwestii wypowiadał. Miałam rację.

Gdy tylko przyszło im powiadomienie o jedynce zawołali mnie na "rozmowę", chociaż nie miało z nią to zbyt wiele wspólnego. W końcu moim zadaniem, przynajmniej w ich wizji jej przebiegu, było zapewne siedzieć, milczeć i grzecznie im przytakiwać. Nie zwracałam zbyt wielkiej uwagi na ich słowa - przynajmniej starałam się tego nie robić - przecież dobrze wiedziałam co mogę usłyszeć, nie chciałam znów pozwolić aby mnie skrzywdziły. I nagle, gdy przypadkiem zwróciłam na nich uwagę, trafił mnie cios. Cios prosto w serce. Określenie, które zostanie ze mną do końca moich dni. Kilka słów, niby nic, ale dało mi do zrozumienia, że uznają mnie za bezużyteczną personę, za dziecko bez przyszłości, za kłamiącą o swoim zdrowiu psychicznym wariatkę. Do końca rozmowy starałam się nie popłakać. Gdy wreszcie skończyli natychmiast poszłam do łazienki się ogarnąć..

Walczyłam ze łzami, kiedy już myślałam, że przestanę płakać do moich oczu napływały coraz to nowsze, miałam wrażenie, że to nigdy się nie skończy. Jednak po dłuższym czasie dałam radę się opanować i uciszyć na tyle by usłyszeć jak rodzice kontynuowali rozmowę o mnie w salonie. Nie były to słowa, które chciałam usłyszeć - ale je usłyszałam. Wtedy już wiedziałam, że to koniec. Koniec starania się. Koniec zadowalania ich. Postanowiłam tylko bezmyślnie wykonywać ich polecenia, liczyłam że to coś pomoże. 

Nie pomogło. Nie zrozumieli nic. Zachowywali się jakby nic się nie zmieniło. A ja? Ja cieszyłam się, że mam tak wspaniałych przyjaciół i trenerów, którzy wspierali mnie w momentach, w których rodzice skupiali się na moim bracie.

Aż do dnia dzisiejszego miałam jeszcze nadzieję na zmianę. Nadzieję na to, że jeszcze będziemy szczęśliwą rodziną. Nie po to chroniłam brata przed złem w tej rodzinie i na tym świecie, żeby na końcu to właśnie on pozbawił mnie tego czego mała ja potrzebowała najbardziej. A jednak właśnie to mnie czekało. Właśnie to.

Z czasem zrozumiałam, że mam jeszcze siebie, w końcu moje odbicie w lustrze nigdy nie będzie się śmiać gdy ja płacze. A ja mam za zadanie wreszcie zadbać o siebie i przestać ciągle patrzeć na innych. Właśnie tej pamiętnej nocy kiedy zalana łzami siedziałam przed lustrem zrozumiałam, że kiedy staram się być dobra, dobro które daje innym nigdy do mnie nie wraca, a teoria o dobrze i źle, bohaterach i złoczyńcach jest błędna. Spakowałam się, a uciekając z miejsca, które kiedyś nazywałam "domem", szepnęłam tylko..

"Zrobiłam to"

🎉 You've finished reading ❝ 𝓔𝓼𝓼𝓪𝓲𝓼. 𝓢𝓸𝓾𝓯𝓯𝓵𝓮𝓻. 𝓓𝓮́𝓶𝓲𝓼𝓼𝓲𝓸𝓷. ❞ 🎉
❝ 𝓔𝓼𝓼𝓪𝓲𝓼. 𝓢𝓸𝓾𝓯𝓯𝓵𝓮𝓻. 𝓓𝓮́𝓶𝓲𝓼𝓼𝓲𝓸𝓷. ❞Where stories live. Discover now