- Przysięgam że kiedyś go uduszę jego własną poduszką! - wykrzyczałam wściekła przez telefon. - Mieliśmy jechać do babci już półtorej godziny temu!!
-Może spróbuj oblać go wodą? - powiedziała bezsilnie Riley próbując mi pomóc wybudzić mojego brata za snu.
- On mnie za to zabije. - westchnęłam
- babcia dzwoniła już do mnie trzy razy mówiąc mi że obiad już wystygł.- OBIAD TWOJEJ BABUNI BEATRICE WYSTYGŁ?! - krzyknęła - OBUDŹ GO JAKOŚ BO ZARAZ JA TAM WPADNĘ.
- Dobra Riley będę Ci pisać a teraz muszę kończyć bo muszę serio dobudzić tego kretyna.
Zakończyłam połączenie z Riley. Ona zawsze mi pomagała w każdej sytuacji i nie musiałam się jej prosić o pomoc. Czasem dziękuję Bogu za to że ją mam. Szłam korytarzem kontynując moje rozmyślenia na temat mojaj przyjaciółki, aż w końcu znów dotarłam do pokoju mojego brata gdzie nad drzwiami wisiał wielki napis MATTHEW.
Bez pukania weszłam do tej ciemnej komnaty mojego brata.-SŁUCHAJ KURWA! JEŚLI ZA 5 MINUT NIE BĘDZIESZ GOTOWY NA GANKU TO PRZYSIĘGAM NAWET SIĘ NIE SKAPNIESZ KIEDY ZOSTANIESZ UDUSZONY WŁASNĄ PODUSZKĄ! - Wrzeszczałam na mojego brata.
Matt lekko uniósł głowę przecierając zaspane oczy. Wyglądał jakby był jeszcze w innym Świecie ale mnie to mało interesowało.
Podeszłam do łóżka, na którym leżał Matt, zrzuciłam z niego koc po czym chwytając go za ręce zepchnęłam go z łóżka. Teraz miałam przed oczami piękny obraz mojego brata na podłodze.-ty jesteś pojebana.. - wymruczał
-odezwał się normalny. - zaśmiałam się - A teraz wstawaj bo babcia się martwi i tak jak mówiłam nie czekam więcej niż 10 minut na dole. - przypomniałam - Jeżeli się nie zjawisz załatwimy to inaczej. - wypowiedziałam ostatnie słowa do mojego brata po czym wyszłam z jego pokoju.
Minęło już dobre 5 minut więc wyszłam już przed dom. Nie musiałam długo czekać za Matthewem, bo już po chwili również wyszedł z domu. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy prosto do babci. Podróż minęła nam tak jak zawsze czyli w ciszy, ponieważ mimo tego, że byliśmy rodzeństwem nie byliśmy jakoś bardzo wygadani wobec siebie. Sam przejazd minął bardzo szybko, a babcia bardzo się ucieszyła z naszej wizyty. Oczywiście nie odpuściłam sobie nagadania na Matt'a o tym jakim jest leniem i że to przez niego się spóźniliśmy.
Zjedliśmy pyszny obiad babuni Beatrice i po niecałych dwóch godzinach wracaliśmy do domu.Ciszę, która znowu panowała w samochodzie przerwał telefon Matt'a. Na telefonie wyświetliło się imię Ethan. Nie odebrał, więc już byłam w 100% przekonana że to ktoś z jego paczki, telefonów od nich nigdy nie odbierał w towarzystwie, lecz to musiał być jakiś ważny powód bo ten Ethan dzwonił do niego 4 razy bez przerwy. Za piątym razem Matt w końcu odebrał telefon.
-coś ważnego? - rzucił odrazu Matt
Jego mina zmieniła się niemal w sekundę z obojętnej na wściekłą, ale to tak bardzo wściekłą, że rozważałam szybką ucieczkę z auta i powrót na piechotę.
- Niedługo będę tylko muszę odstawić siostrę do domu. - powiedział niemal przez zęby. - nie ma takiej opcji. - powiedział już bardziej agresywnie, choć myślałam że bardziej się nie da.
Po tych słowach zakończył połączenie. Nie odzywałam się pierwsza bo wiedziałam że i ja mogę jakoś oberwać, lecz ku mojemu zdziwieniu on zaczął rozmowę.
-słuchaj mnie teraz bo powtarzał się nie będę. - oznajmił nadal wściekły -
Odwiozę cię teraz do domu, a ty zakluczysz drzwi za sobą i pójdziesz zakluczyć drzwi tylnie. Później gdy to zrobisz zamkniesz wszystkie okna na dole. - nadal tłumaczył. - zaświecisz sobie normalnie światła i rób co chcesz, nawet pozwalam Ci zagrać na moim xbox'ie. - tą ostatnią część zdania wypowiedział z niechęci. - ja wrócę około 4, a że rodziców nie ma to nikomu nie otwieraj ale to już chyba wiesz. - czułam się jakby ojciec dawał mi rozprawkę gdy zostawałam w domu sama poraz pierwszy. - Rozumiesz?
YOU ARE READING
The last hope of happiness
RomanceMłoda Adeline Clemont żyje spokojnym i bezproblemowym życiem. Ma swoją najlepsza przyjaciółkę z którą żyje jak z rodziną. Ma również brata Matthew'a Clemont, który otacza się paczką znaną w całym mieście a może nawet dalej. Każdy jak i Adeline trzym...