Rozdział 1

10 1 0
                                    

Po czym poszedłem do pokoju po cokolwiek dobrego na śmierć. Wiem, że zachowuję się nierozsądnie i co najmniej głupio, ale zaślepiony organizm jest taki, jak schlanie się w trzy dupy. Nie mylisz trzeźwo. Ja po alkoholu przez własną głupotę, to po ciężkim stanie psychicznym, ranieniu się i ranach po innych przez smutek i żal do swojej osoby. Uciekając na świeże powietrze poczułem się wolny. Zapominając maski i okularów każdy mi się przyglądał i pokazywał palcami. Nie zwracałem jednak większej uwagi, co o mnie mówią. Czy to istotne? Przecież niedługo mnie nie będzie.
-Min Yoongi! - usłyszałem wrzask jakiejś dziewczyny-zrób że mną zdjęcie, proszę!
Ominąłem dziewczynę i ruszyłem dalej przed siebie. Czy dobrze robię, nie dając jej tego zdjęcia? Czy dobrze robię, gdy omijam ją bez emocji? Nie wiem. Kurwa nie wiem. Nieodgadnione uczucie, które obezwładnia moje ciało, moją duszę. Wchodząc na most, most samobójców przy rzece Han poczułem się wolny. Ale czy ja chciałem tak umierać? Czy może nie chciałem umrzeć w inny sposób? Usiadłem, usiadłem przy tej pieprzonej barierce, przeklinając ją w myślach. Wtedy pomyślałem o chłopcach. Ciekawe czy odczytają mój list, ciekawe czy w ogóle tam wejdą. Wiedzą, że im nie wolno wchodzić. Ale czy nie złamią tej zasady z czystej ciekawości? Co Min Yoongi może ukrywać w małym, sześciennym miejscu, gdzie panuje syf, a na biurku zapełniona kartka i długopis. Po co ja o tym rozmyślam? Bynajmniej planuję chodzić do samej nocy. Wziąłem telefon. Powinni zadzwonić. Powinni, no właśnie. Nie wiadomo czy zadzwonią. Z myślenia wyrwał mnie sygnał z telefonu. To nie możliwe żeby teraz dzwonili. Wyjąłem urządzenie z tylnej kieszeni i widząc znajomy numer odebrałem niepewnie.
- Żyjesz, Yoongi żyje! - usłyszałem głośny pisk Hoseoka- Gdzie jesteś? Mów, gdzie jesteś Yoongi. Proszę odezwij się!
Nie zamierzałem się odzywać. Gdyby chcieli sami by mnie odnaleźli. Gramy teraz w kotka i myszkę.
- Błagam Yoongi powiedz coś. Nie rób sobie nic. Pomożemy Ci, ale nie rób sobie krzywdy-usłyszałem zapłakany głos Jungkooka.
- Mi? Min Yoongiemu? - jęknąłem.
Czemu jeden Jungkook zmieniał moje myślenie? Czemu burzył moją barierę? Jaką barierę? Bariera od dawna upadła, zburzona przez "fanów". Nie chciałem wracać, bo po co? Nie chciałem wracać, bo ciągle będą się na mnie patrzeć, martwić, opiekować. Nie chcę tego. Chcę zasnąć, czując kołdrę, która otula mnie. Kołdrę znaną, jako wodę. Wodę w rzece Han. Nie do końca wiem czemu się rozłączyłem. Bałem się. Czego się boisz Min Yoongi? Tego, że nie zostałeś zwykłym producentem? Czy może, że się zmarnowałeś i zniszczyłeś? Głos doszczętnie mnie rujnował. Rujnował, jak taki mur chiński. Przetrzymał tyle ciężkich lat i upada. Wyrzucając telefon do rzeki, nieco moja miną zrzedła. Głupio wyszło, bo nawet nie zdążyłem się pożegnać z prawdziwymi fanami, ale czy to ważne? Każdy z nich w głębi serca o mnie zapomni i skupi się na czymś innym. Wstałem i popatrzyłem w dół mostu. Tak blisko... Łapiąc barierki rękoma i powoli przechodząc na drugą, niebezpieczną stronę serce złamało mi się ponownie, a słysząc głos wiecznie szczęśliwego Hoseoka, który teraz był panicznie załamany dodatkowo mnie złamał.
- Yoongi! - przeraźliwy wrzask otulił moje uszy.
Taka piękna harmonia, taka cudowna. Czemu do mnie mówili? Czemu podchodzili? Biorąc ostatni wdech puściłem zlodowaciałego metalu i leciałem. Leciałem z uśmiechem na ustach, a w oczach ból. Mój ostatni uśmiech. Widząc przerażone twarze chłopców, zamknąłem oczy. Poczułem chłód ogarniający moje ciało. Chłód? Czy to na pewno chłód? Otaczało mnie coś przyjemnego, gorącego. Bez zmartwień, bez bólu. Z każdą sekundą upływało ze mnie cenne życie? Czy ja wiem czy cenne? Nie uważałem się za kogoś wyjątkowego. Teraz należałem do grona wyjątkowych ludzi. Ludzi, którzy wybrali ostateczną decyzję i odebrali swoje życie. Biorąc ostatni wdech i upuszczając ostatni wydech poczuł się wolny. Poczuł się wolny.

Gdyby tylko Yoongi wiedział co się stanie, nigdy by nie uwierzył.
Widząc Jimina, chłopca, który upadł bezlitośnie na kolana kiedy histerycznie płakał, nie wiedział. Nie wiedział, że będzie tylko gorzej i zacznie prowadzić ponowne głodówki, które doprowadzą go do śmierci.
Widząc Taehyunga, młodego mężczyznę, modela, piosenkarza, który kucnął i dusił łzy nie wiedział. Nie wiedział, że doprowadzi do rozpadu wszystkich jego kontraktów.
Widząc Jungkooka, najmłodszego dzieciaka, który ból przeżywał od środka nie wiedział. Nie wiedział, że młody Jungkook ucieknie z zespołu ze strachu i wspomnień.
Widząc Seokjina, najdroższego hyunga, który także był hejtowany, nie wiedział. Nie wiedział, że mężczyzna pójdzie w jego ślady.
Widząc Namjoona, przyjaciela, rapera, który dbał o dobro psychiczne innych, nie wiedział. Nie wiedział, że to on będzie się oskarżał o śmierć przyjaciela.
Widząc Hoseoka, słoneczko grupy, nie wiedział. Nie wiedział, że zabije promienisty uśmiech, który właśnie się wybijał.
Gdyby tylko Yoongi wiedział co się stanie, nigdy by nie nie odszedł.
Ale Yoongi już nie wie, Yoongi już nie żyje, Yoongi śpi w śnie żelaznym.

>>>>><<<<<

Koniec

>>>>><<<<<
                                                   1344 słów
To mój pierwszy oneshot także ten. Możecie dawać gwiazki i no huhs.

~What about... suicide?~ Yoongi ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz