Land an der Weichsel

53 2 3
                                    

Dedykuję to opowiadanie mojemu byłemu przyjacielowi, którego niegdyś traktowałem jak młodszego brata. Bez niego ta praca nigdy by nie powstała.

— Więc wyjeżdżasz? — zapytał wyraźnie przygaszony Gilbert, patrząc w zielone oczy Polaka. — Tak po prostu?
Feliks spuścił wzrok. Ta rozmowa nie była dla niego łatwa. Nie miał wyboru, wolał zostać ze swoim wieloletnim partnerem, jednak jako kraj zobowiązany był do podążania za swoim ludem i mieszkania w stolicy.
— Wiesz, że to nie tak. Chciałbym być przy tobie, szczególnie teraz, ale wreszcie jestem wolny. Odzyskałem swoją niepodległość utraconą ponad wiek temu. Józef pozwolił mi zostać do końca tygodnia — powiedział smutnym głosem, który różnił się od błyszczących podekscytowaniem oczu.
Gilbert odgarnął sobie włosy z czoła zdrową ręką. Drugą miał owiniętą bandażem tak samo, jak żebra. Po tegorocznej klęsce trudniej było mu się podnieść. Przegranie Wielkiej Wojny bardzo go osłabiło. Jego młodszego brata również, jednak Niemiec znosił tę sytuację znacznie gorzej. W domu Ludwiga panował głód i bieda. Po ucieczce Wilhelma do Holandii wszystko zaczęło się sypać.
— Rozumiem. Chcę, abyś był szczęśliwy, Pchło. To ja odebrałem ci suwerenność i zamierzam ci ją teraz zwrócić. Uznam twoją niepodległość. Zasługujesz na to. Jednak pragnę zatrzymać Pomorze w tym domu.
Dla Gilberta podjęcie takiej decyzji nie było proste. Stracił już potęgę, a teraz miał oddać część swojego terytorium. Wiedział jednak, że tym razem Feliks mu nie wybaczy, jeśli nie pozwoli mu być wolnym.
— Naprawdę? Jestem ci wdzięczny — zignorował temat, który powodował najwięcej ich kłótni. Choć po wielu latach doszli do porozumienia i stwierdzili, że Pomorze jest po prostu ich, teraz gdy Feliks z powrotem był krajem, przynależność Pomorza znowu stała się iskrą wywołującą pożar.
— Jesteś miłością mojego życia, Feli, zatem nie mogę cię zatrzymywać. Pisz do mnie z Warszawy i odwiedzaj mnie czasami. Będę czekał z niecierpliwością na nasze spotkania. — Na ustach Prusa zagościł delikatny uśmiech. Wyglądał marnie. Blada skóra kontrastowała z ciemnym cieniami pod oczami, a jego zwykle wesołe spojrzenie utraciło tę beztroskę. Polak pogładził policzek drugiego mężczyzny i złożył krótki pocałunek na jego ustach.
— Do zobaczenia, Prusaku — rzekł, odwracając wzrok, aby ukryć błyszczące od łez jasnozielone oczy.

~*~

— Dawno nie widziałem twojego Polaka — rzekł Ludwig podczas jednej z jego coraz częstszych wizyt. Młodszy brat Gilberta nie był już małym, obciętym od miski chłopcem. Od czasu rozbiorów bardzo się zmienił. Przede wszystkim urósł i zaczął zaczesywać swoje blond włosy do tyłu. Przestał się tak często uśmiechać, jak kilka wieków wcześniej, a na jego twarzy najczęściej gościła tylko obojętność. W odróżnieniu od Prusaka dużo pracował. Potrafił całe dnie siedzieć nad różnymi dokumentami, planami. Jeśli wszystko zrobił, sprzątał w mieszkaniu i bawił się z psami. Prus zupełnie tego nie rozumiał. Jak można lubić pracę? On sam znacznie wolał przekręty albo nawracanie pogan pokroju Litwy.
— Polen ma dużo pracy. Musi odbudować swój dom, napisać konstytucję i stworzyć prawo, a jego politycy mu tego nie ułatwiają.
— Nadal jesteście w bliskich stosunkach.
— Tak samo, jak ty i Włochy — zauważył z uśmiechem.
— To inna relacja — odrzekł stanowczo nieświadomy, że na jego jasnej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce.
— To samo powtarzasz temu Austriakowi ze śmiesznym wąsem? Przede mną nie musisz się ukrywać. Kraje to w większości mężczyźni, a w celibacie nikt wieczności nie wytrzymał. Nawet Russland.
Niemiec spiął się na wzmiankę o Adolfie. Odwrócił wzrok i upił duży łyk piwa. Przez chwilę w pokoju dziennym panowała cisza, aż w końcu młodszy mężczyzna zdecydował się ją przerwać. Nadal nie patrząc na Gilberta, rzekł:
— Mojemu kanclerzowi bardzo przeszkadzają takie zachowania. Nie mogę pozwolić, aby się o tym dowiedział. Ani o mnie i Feliciano, ani o tobie i Feliksie. To sprowadziłoby na nas kłopoty.
— Dobrze. Tak będzie lepiej, braciszku. — Uśmiechnął się — Chodźmy lepiej coś zjeść. Umieram z głodu.
Starszy Beilschmidt pomimo beztroskiej postawy, rozumiał, że sytuacja w domu brata jest znacznie gorsza. Ludwig zawsze był oddany swoim szefom i nie lubił na nich narzekać. Gilbert po wielu latach wychowywania brata znał jego sposoby unikania niewygodnych tematów. Postanowił, że wypyta go później o to, co ten pseudo malarz kombinuje. Już teraz czuł, że nie spodobają mu się odpowiedzi na pytania.
Mężczyźni zjedli razem obiad przyszykowany przez służbę i tego dnia nie poruszyli więcej tematu Adolfa Hitlera.
Nazajutrz Ludwig wraz ze swoim kanclerzem czekał na Prusa w jego gabinecie. Austriak odziany był w szary płaszcz i czarny garnitur. W ręku trzymał kapelusz. Wyglądał, jakby nie zamierzał spędzić tu za wiele czasu.
— Bracie, co ty tu robisz o tak wczesnej porze ze swoim szefem? — zapytał nadal zaspany. Była dziewiąta rano. O takiej porze nie prowadzi się poważnych rozmów, a ta zdecydowanie się na taką zapowiadała.
Gleichschaltung. Mówi ci coś ten termin? — zaczął Hitler.
— Ujednolicenie?
— Ujednolicenie społeczno-prawne. Po raz pierwszy lud oficjalnie usłyszy o tym, gdy III Rzesza oświadczy, że wszystkie kraje związkowe, czyli między innymi ty, Prusy, utraciły swoją suwerenność polityczną.
Prus zaniemówił. Chciał wierzyć, że się przesłyszał.
— Czy mam coś do powiedzenia w tej kwestii? — zapytał, znając odpowiedź.
Niższy mężczyzna spojrzał niezadowolony na Gilberta.
— Moje postanowienia nie podlegają żadnej dyskusji! — krzyknął Austriak.
Prus usiadł na swoim krześle przy biurku i schował głowę w dłoniach. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Führer wyglądał na zniecierpliwionego. Gilbert starał się myśleć najszybciej, jak potrafi. Miał tyle tematów do rozważenia. Podjął decyzję, mając nadzieję, że nie będzie jej żałować.
— Co mam zrobić dla III Rzeszy? — zapytał.

Land an der WeichselWhere stories live. Discover now