Rozdział I

79 9 20
                                    

-- Londyn 22 listopada 1991 r. --

Właśnie wsiadam do swojego samochodu i podążam w stronę domu Freddiego. Od momentu, gdy wiadomo że choruje na AIDS staram się wraz, z resztą zespołu poświęcać mu jak najwięcej czasu. Staliśmy się dla siebie rodziną widoczne było to, iż Mercury jest z tego powodu bardzo szczęśliwy i wdzięczny nam za troskę jaką mu okazujemy , i również staramy się dawać mu jak najwięcej uśmiechu w tych ciężkich chwilach. W ostatnich dniach jednak zwróciłem uwagę, że Freddie coraz bardziej gaśnie rozmawia się z nim inaczej, niż nawet kilka tygodni temu stał się bardziej poważny i spokojny. Żarty też go już nie bawią aż tak, albo po prostu nie ma już na tyle energii, aby się z nich śmiać. Widać, że umiera z każdym dniem coraz bardziej, jednakże staramy się z Mercurym nie rozmawiać o tym, ponieważ widzimy, że on sam woli nie przytaczać tego tematu. Dziś oprócz mnie w domu Freddiego ma się pojawić Roger, John, Jim (chłopak Freda) i Mary.
Gdy byłem już na miejscu wysiadłem z samochodu, i udałem się prosto w stronę drzwi, oczywiście nie udało się ominąć upierdliwych dziennikarzy, którzy zadawali masę pytań. Nie chciałem odpowiadać na żadne z nich, ponieważ dokąd Freddie jest chory każdy z nas podjął decyzję, iż będziemy za wszelką cenę szanować jego prywatność, chyba że jest konieczność to zaprzeczamy wszystkiemu, aby nic nie ujrzało światła dziennego dopóki Freddie sam nie podejmie decyzji, że chce o tym powiedzieć.
Mieszkania nie otworzył mi  Jim, lecz o dziwo kobieta o jasnych bląd włosach i niebieskich oczach.Przywitałem się z nią, lecz zauważyłem że jest w naprawdę w kiepskim stanie, przemawiał za tym jej wyraz twarzy i podkrążone oczy.

- I jak tam? Jak on się czuje, zapytałem.
-Och, Brian jest coraz gorzej. Freddie  oznajmił mi dziś że coraz gorzej widzi, prawdopodobnie stało się to przez leki przeciwbólowe. Brał ich ostarnio przecież dość sporo, ale z tego co opisywał było to konieczne, ponieważ ból był nie dosniesienia. Ale jeśli chodzi o jego samopoczucie psychiczne to dziś jest dobrze uśmiecha się i jest spokojny.

Zauważyłem jak po policzkach Mary zaczynają płynąć łzy i zaczęła płakać. Szybko ją przytuliłem, aby się uspokoiła.
Jest dla mnie jak siostra, poznaliśmy się przecież jak Freddie w czasach studenckich  z nią chodził.Gdy już się uspokoiła postanowiliśmy  nie stać tak w drzwiach i  wejść do mieszkania.Gdy przekroczyłem próg pokoju Mercurego leżał w łóżku, lecz był naprawdę uśmiechnięty, co naprawdę podniosło mnie na duchu. Z tego co zrozumiałem z rozmowy wspominali stare czasy, nasze wspólne wygłupy w studio  podczas nagrywania płyt,więc korzystając z okazji włączyłem w rozmowę.
- Ja to najlepiej wspominam moment, gdy podczas nagrywania  utworu Bohemian Rhapsody Roger musiał kilka razy powtarzać Galileo
W tym momencie Taylor spojrzał na mnie groźnie, odniosłem wrażenie, że jakby mógł to zabiłby mnie wzrokiem, lecz po chwili wybuchnął gromkim śmiechem i wraz z nim reszta w tym ja. Freddie uśmiechając się szeroko uznał, że to było konieczne aby wyłapać jak najwyszą tonacje a głos Rogera był do tego idealny i przyznam, że w tym miał dużo racji. John Deacon następnie przytoczył temat o Live Aid przyznam szczerze, że dla każdego członka zespołu było to przeżycie nie doopisania, miliony ludzi pod sceną i wszyscy znają każda linijkę i słowa naszych piosenek, jakie wtedy graliśmy, odrazu na to wspomnienie zakręca mi się łezka w oku i mam,  aż ciary na plecach. Żaden koncert jak dla mnie nie był aż tak wspaniały, i emocjonujący jak ten. Dzięki temu też zrobiliśmy coś dla innych i dzięki wyświetleniom udało się uzbierać  bardzo dużą sumę pieniędzy dla dzieci z Etiopi.
Każdy wspominał to dobrze nawet Freddie miał łzy w oczach i powiedział, że chce mam coś oznajmić.
-Wiecie bardzo was wszystkich kocham. Dużo z wami przeszedłem i jestem wam wdzięczny, że sie mną opiekujecie. Słabnę coraz bardziej, kiedy nie będę już mógł śpiewać kochani to umrę. Nie wiem też czy będę w stanie wrócić do studia,aby nagrywać dalej. Widzę coraz gorzej i zamierzam też odstawić leki i powiedzieć jutro o swojej chorobie.

Na to ostanie zdanie zrobiło mi się słabo, spojrzałem się po wszystkich i było widać u nich to samo. Wszyscy wyglądaliśmy jakbyśmy mieli się zaraz rozpłakać, ale wiedzieliśmy też, że to jego decyzja i musimy być w tym wszyscy razem. Niedługo po rozmowie Freddie zasnął, było to pewnie dla niego ciężkie mówić, o tym wszystkim, ale dobrze że był z nami szczery. Wszyscy też zaczęli się rozchodzić do domów, lecz ja zostałem, aby porozmawiać z Jimem. Był naprawdę opiekuńczy  i kochany dla Freda. Specjalnie też zwołał przyjaciół, asystenta Petera Freestone'a i Dave'a Clark'a, aby w nocy zawsze ktoś był przy Mercurym. Ustalili, że  będą się zmieniać co kilka godzin,że gdyby się obudził to ktoś zawsze przy nim będzie.

-Jak myślisz ile czasu on tak jeszcze wytrzyma?
-Może być to kwestia kilku dni. Od tygodnia nie opuszcza łóżka, nie jest w stanie chodzić. Choroba go osłabiła już całkowicie. Już dawno nie był na spacerze po ogrodzie, gdy wygląda przez okno widzę w jego oczach cierpienie, że nie jest w stanie tam zejść. Ale znajduje ukojenie w sztuce. Kocha przeglądać swoje prace.
-Naprawdę nie  mogę uwierzyć, że jedna choroba może tak zmienić człowieka i jego funkcjonowanie. To dla mnie niepojęte. Naprawdę szkoda, że mimo tylu chorych nie znaleziono jeszcze odpowiedniego działającego leku.
-Lekarze starają się coś opracować, ale obawiam się, że gdy już coś znajdą to będzie za późno.
Jim miał rację, zostało już naprawdę mało czasu. Jedyne co można zrobić to umilić Fredowi te ostanie chwile.Tylko zastanawia mnie jedno, gdy Freddie umrze czy Queen nadal będzie istniał? Chyba raczej nie...tylko co wtedy zrobię ze sobą? Może rozwinę karierę solową? Sam nie wiem, ciężko mi teraz pozbierać myśli. Gdy zrobiło się już całkowicie ciemno postanowiłem wrócić do domu. Pożegnałem się z Jimem i ruszyłem w kierunku samochodu, a następnie odjechałem, czuje że to  teraz naprawdę będzie bardzo ciężki czas dla każdego. Gdy już byłem z powrotem w domu postanowiłem wziąść prysznic i położyłem się. Nie mogłem zasnąć w pewnym momencie nawet zacząłem płakać. W ostatnim czasie czuję, że popadłem w depresję. Jestem trzy lata po rozwodzie z żoną mam z nią trójkę dzieci, lecz nie pozwala mi ich za często odwiedzać, gdy Queen umrze będę już całkowicie osamotniony. Każdy się pewnie rozejdzie, w swoją stronę, tym bardziej, że John i Roger mają swoje rodziny, i pewnie im będą się starali  poświęcić jak najwięcej czasu, ja jedyne co mogę zrobić to zawalczyć, o bliższy kontakt z dziećmi, chociaż moja była żona jest nieugięta i będzie ciężko, no ale warto próbować,bo kocham je nad życie. Postanowiłem, że chyba nie ma sensu leżeć, bo i tak nie zasnę, więc włączyłem radio i wziąłem swoją ulubioną książkę Stephena Hawkinga pt. ,, Krótka historia czasu''.
Uwielbiam fizykę i astrologię. Myślałem też, aby może dokończyć naukę na studiach, ponieważ z powodu Queen' a przerwałem ją. To w sumie nie najgorszy pomysł, chociaż bardziej zależy mi na dzieciach,ale mam nadzieję, że w życiu i na to starczy mi czasu. W trakcie czytania zaczęly mi się pomału zamykać oczy,więc wyłączyłem radio i położyłem się ponownie spać tym razem już zasnąłem i to bardzo szybko.

,,Searching for the stars''On viuen les histories. Descobreix ara