ROZDZIAŁ XLII: CIEŃ SYNÓW DURINA CZ. II

573 39 21
                                    

Zostawiła Boromira za sobą

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Zostawiła Boromira za sobą.

Tak po prostu.

Jakby te wszystkie lata, które spędziła w Gondorze nie miały dla niej znaczenia. W takich chwilach nikt nie miał też pewności, czy zobaczy się raz jeszcze z drugą osobą, usłyszy jej głos, jej śmiech. Pamiętała wiele chwil, w których synowie Denethora wywoływali uśmiech na jej znużonej twarzy.

Sam Faramir powiedział jej kiedyś, że chociaż się śmieje, to jej oczy i tak pozostają smutne.

Bardzo ją poruszyło wówczas to, że chłopiec w jego wieku wiedział tak wiele o cierpieniu, iż potrafił rozpoznać jego najgorszy syndrom — gdy ciało nadal żyło, ale dusza była martwa już od dawna.

Tak właśnie wygląda nasza egzystencja, kiedy ktoś, kogo kochaliśmy zostawia nas, by rozpocząć swą podróż po drugiej stronie, gdzie my przez długi czas nie będziemy mogli się udać.

Biegła przed siebie, sprawnie używając swej włóczni do zabijania orków, którzy już wyszli jej na spotkanie. Początkowo, ich budowa ciała zbiła ją z tropu. Nie wyglądali jak typowi orkowie. Byli od nich znacznie więksi i silniejsi. I nosili na swych hełmach malowidło białej ręki.

To nie był symbol Saurona. Jego orkowie ozdabiali swoją broń okiem bez powieki. Sarumana posunął się o krok dalej. Wymyślił dla siebie nowy znak. I splunął na Eru, tworząc zupełnie nowy gatunek. Tylko w ten sposób potrafiła to wyjaśnić.

Lucille zdążyła zniknąć jej z oczu, a Amarth robiła wszystko, aby zapewnić przyjaciółce bezpieczeństwo. Nawet kosztem własnego życia była gotowa ją ocalić.

— Szukajcie niziołków! — Usłyszała rozkaz jednego z orków. — Niech on się nią zajmie!

On?

Pobladła, rozglądając się wokół z dezorientacją, co sprawiło, że dostała z liścia od swojego kolejnego napastnika i upadła na ziemię. Orkowie ją wyminęli, a ona nawet nie była w stanie się czołgać.

— Witaj ponownie, lady Amarth.

Od razu rozpoznała ten głos.

Mordred.

Rozkojarzona uniosła wzrok. Zbliżał się w jej kierunku odziany w biel, która idealnie pasowała do jego jasnych włosów związanych w ciasnego warkocza i bladej skóry, oświetlonej słońcem.

— Spotykamy się po raz pierwszy na polu bitwy — oznajmił spokojnie. Słyszała go już z daleka, kiedy się podnosiła, wciąż zbliżał się w jej kierunku, a orkowie się rozproszyli.

— Z pewnością nie ostatni — stwierdziła, prostując się z trudem. — Jak głęboko sięgnęła twa zdrada?

— Ty jesteś moim przeznaczeniem... a ja twoim — rzekł Mordred, sięgając do pasa, by wydobyć z futerału swój miecz. — Wszystko, co robię... sprowadza mnie do ciebie.

AMARTH ♕ HOBBIT + LOTR ( LEGOLAS ) ✔Where stories live. Discover now