Nic z tego. Wciąż jestem sama.

Zerkam kątem oka na dom po drugiej stronie ulicy i krzywię się na wspomnienie tego, jak zostałam dziś potraktowana przez Pana Mruka.

Przez całą resztę dnia nie spojrzałam więcej w jego kierunku, a przynajmniej nie wtedy, gdy mógł to zauważyć. Kilka razy przyłapywałam się na podglądaniu go zza firanki z różnych pomieszczeń w domu. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale pracował w swoim warsztacie do późnego wieczora, a ja chciałam się zorientować, czy ktoś z nim mieszka. Na podjeździe jednak przez cały dzień nie pojawiło się żadne nowe auto, nie dostrzegłam również żadnych znaków obecności kobiety, dzieci... Nikogo.

Wszystko wskazuje na to, że tak samo jak ja spędza tę noc samotnie.

Gdy nagle w pokoju na piętrze zapala się światło, podskakuję w miejscu przestraszona. Opatulam się ciaśniej kołdrą i przygryzam paznokieć kciuka, obserwując niepewnie dalszy rozwój wydarzeń.

W pierwszej chwili dostrzegam tylko zarys kilku mebli ustawionych w salonie, a gdy po kilku sekundach z jego głębi wyłania się postać, nie muszę długo się zastanawiać, by wiedzieć, że to mój gburowaty sąsiad. Mężczyzna kręci się w pobliżu okna, a ja zauważam, że nie ma na sobie nic poza luźno zwisającymi na biodrach dresowymi szortami, przez co na moment oddech grzęźnie mi w płucach. Pośród nocnego mroku, na tle bijącego z wnętrza pokoju światła, wygląda jak pojawiające się znikąd bóstwo.

Nie jestem pewna, czy podglądactwo mieści się w granicach moralnie akceptowalnych przeze mnie zachowań, ale w tej chwili najwyraźniej mam to gdzieś.

Brunet krąży po salonie w tę i z powrotem, a ja w myślach proszę o to, by stanął w miejscu, bo chcę mu się dokładniej przyjrzeć.

W pewnym momencie podchodzi do okna i opiera dłonie o parapet, spełniając w ten sposób moje niewypowiedziane na głos życzenie. Stoi teraz odwrócony twarzą w kierunku mojego domu i niczym nieskrępowany się w niego wpatruje.

Nie widzi mnie... Nie ma szans, by mnie stąd dostrzegł. Nie pozwala mu na to zgaszone w pomieszczeniu światło.

Cóż, najwyraźniej nie tylko ja mam problemy z bezsennością.

Skubiąc dolną wargę zębami, przesuwam spojrzenie z jego umięśnionego torsu na tworzące drabinkę mięśnie brzucha. Nawet mimo dzielącej nas odległości dostrzegam głębokie wyżłobienia między nimi i choć z trudem się do tego przed sobą przyznaję, robią one na mnie niemałe wrażenie. Nie wspominając o ciągnących się od bioder w dół pionowych zarysów, zachęcających do zsunięcia z jego tyłka spodenek od razu wraz z bielizną. Podoba mi się sposób, w jaki odznaczające się pod opaloną skórą żyły zdobią jego silne ręce, ale właściwie nie wiem, dlaczego po raz kolejny zwróciłam na nie uwagę.

Lekko przymrużone oczy, zaciśnięta szczęka i wykrzywione w grymasie usta, jakby przez cały czas coś go złościło...

Owszem, moje myśli są uwłaczające, ale podziwianie czyichś atutów jeszcze nigdy nikogo nie zabiło, prawda? Choć zważając na to, jak moje ciało reaguje na jego widok, powinnam chyba dać sobie spokój, bo inaczej stanę się pierwszą ofiarą tych statystyk.

Gdzieś wewnątrz mnie tli się satysfakcja. Jakby fakt, że mogę mu się niepostrzeżenie stąd przyglądać, dawał mi nad nim przewagę.

Nie wiem, czy nasze potyczki będą miały swoją kontynuację. Nie mam jednak czasu, by zastanowić się, czy z jakichś niezrozumiałych powodów bym tego chciała, bo nagle ekran mojego telefonu bucha sztucznym światłem, a głośny dźwięk dzwonka sprawia, że o mało co nie dostaję zawału.

Bez przyszłości | WYDANEजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें