III

33 2 0
                                    

Już przeszłość zamknięta
W grobach...
Ja sama panią tajemnicy.

Juliusz Słowacki, Balladyna

~

Królewskie służące pomogły jej się przyodziać w najbłękitniejszą suknię, jaką Radmiła kiedykolwiek widziała. Podkreśliły jej brwi, wybieliły cerę oraz zasypały policzki jaskrawym różem. Ułożyły kasztanowe włosy w misterny kok, szarpiąc jeszcze bardziej, kiedy ośmieliła się wyrazić niezadowolenie na ich niedelikatność. Spryskały ją taką ilością perfum, że Radmiła nie mogła powstrzymać kaszlu, a w ciasno zaciśniętym gorsecie było to wyjątkowo niekomfortowe i bolesne doświadczenie.

Na koniec pozostawiły ją samą w przestronnym holu, nakazując, aby zaczekała w nim na księcia. Radmiła czuła się, jak lalka na witrynie sklepowej, choć nie było wokół niej nikogo, kto mógłby ją podziwiać. Wyjątkowo droga lalka, musiała przyznać.

Nie wiedziała, ile czasu tak stała. Po, jak podejrzewała, około dwudziestu minutach w holu pojawił się pojedynczy mężczyzna w bogatym stroju, który uśmiechnął się tylko na jej widok i rzekł:

— Ah, tak. Książę lubi się spóźniać.

Po kolejnych dziesięciu minutach na szczycie wznoszących się przed nią schodów pojawił się jakiś mężczyzna. Schodził niespiesznie po szerokich stopniach, a kiedy wreszcie ją zobaczył, zatrzymał się na ułamek sekundy, zaskoczony, po czym ruszył dalej. Im bliżej Radmiły się znajdował, tym szerszy zdawał się jego uśmiech.

— Przyszła żona księcia Arthura, jak mniemam? — zapytał.

Radmiła przytaknęła.

— A pan jest... ?

— Francis Bonnefoy — skłonił się lekko. Radmile nic to nazwisko nie mówiło, choć domyślała się, że powinno.

— Radmiła Libuše Jelínková — przedstawiła się.

Francis popatrzył na nią nieprzychylnym wzrokiem. Chyba powinna była dygnąć.

— Czego ty się właściwie spodziewasz? — zapytał.

— Słucham?

Wzruszył ramionami.

— Jesteś tylko prostą dziewczyną ze wsi, o której nikt do tej pory nie miał pojęcia. Musisz mieć w głowie jakieś wyobrażenie na temat swojego przyszłego małżonka i — objął ruchem ręki całe pomieszczenie — tego wszystkiego.

Radmiła wyobrażała sobie miasto tętnice życiem, światła i kolory, eleganckie tłumy na ulicach, rzędy małych, uroczych sklepików oraz wysokie zabytkowe budynki, a przede wszystkim uśmiech jej brata, kiedy już dostanie się do wymarzonej szkoły. Zamek, książę oraz jej przyszli teściowie przeszli na drugi plan.

— Nie wiem — przyznała. — Przyjmę wszystko, co mają mi tu do zaoferowania.

Francis roześmiał się lekko.

— Więc może się aż tak bardzo nie zawiedziesz — powiedział enigmatycznie i ruszył do szerokich podwójnych drzwi za jej plecami.

Radmiła stała dalej. U szczytu schodów pojawiła się kolejna sylwetka. Ruszyła leniwie w dół schodów, przesuwając dłonią po nabłyszczonej poręczy. Mężczyzna o zmierzwionych blond włosach, w białej koszuli z niezapiętym kołnierzem oraz zarzuconą luźno kamizelką, ziewnął przeciągle, nieco poniewczasie zasłaniając rozdziawione usta dłonią. Zatrzymał się kilka stopni nad Radmiłą, skąd zlustrował ją oceniającym wzrokiem. Uniósł krzaczasta brwi w wyrazie pogardy.

Na noże i jagody | Axis Powers Hetalia [✓]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant