⌗ ROZDZIAŁ I ៸៸

80 4 0
                                    





Budząc się Harry w pierwszej chwili nie miał pojęcia co się stało i co tu właściwie robi. Dopiero, kiedy poruszył dłonią zdał sobie sprawę z sytuacji i wszystkie wspomnienia stworzyły wspólną całość, a wszystko nabrało sensu. Zagryzł wargę z bólu jaki przeszedł jego ciało, kiedy poruszył się chcąc podnieść chociaż do siadu. Kontrakt, ta?

— Pieprzona senna nadzieja. — warknął, a łzy popłynęły po jego policzkach zdając sobie sprawę, że został całkowicie sam.

— Nie był bym tego taki pewny, mój książe. — odezwał się nagle męski głos i starał się wyłapać z której strony on dobiega.

— Casimir! Merlinie to naprawdę nie był sen. — nie potrafił opisać ulgi jaką poczuł, gdy zobaczył demona w rogu pomieszczenia. Szczęście? Cholerne. — Czy mógłbyś mi pomóc? Proszę?

— Oczywiście. Gdzie chcesz się udać?

— Ja.. — nie zwracał przez moment uwagi na demona, może wtedy by dotrzegł fascynację w jego oczach, kiedy się mu przyglądał. Demony były okrutnymi stworzeniami. — Chyba nie mam gdzie pójść.

— Co z twoimi posiadłościami, mój książe? Twoja rodzina posiada ich wiele, a skoro jesteś ostatnim z Potterów wszystkie należą do ciebie. — van Allen niemal prychnął na niewiedzę swojego Pana. — Zabiorę cię tam.

Pozwolił mu więc na wszystko. Siłą się powstrzymywał przed krzykiem pełnym bólu mimo, że został podniesiony w naprawdę delikatny sposób. Przyrzekł sobie w głębi duszy iż jego wuj zapłaci za to życiem co mu zrobił. Nie miał zamiaru się teraz ograniczać i pozwalać sobą pomiatać, kiedy miał po swojej stronie tak potężną istotę jak Casimir.

Na dwór dostali się całkowicie niezauważeni, a stamtąd demon aportował ich. Mało do niego docierało, zacisnął oczy i pozwolił działać zaprzysiężonemu.

— Mój książę, proszę nie zasypiać! — słyszał jak przez mgłę słowa mężczyzny. Jednak na nic się to zdało, odpłynął całkowicie.

Otworzył oczy i wpierw dotrzegł drzwi balkonowe, przslonięte nieco niedokładnie czerwonymi firanami. Zamrugał parę razy próbując się dokładniej zorientować co się stało dokładnie. Westchnął ciężko podnosząc się do siadu. Przeczesał włosy dłonią i powoli zsunął się z łóżka robiąc kilka niepewnych kroków trzymał dłonie po bokach by się asekurować gdyby miał nagle upaść. Dotarł do lustra patrząc na siebie. Na prawym oku błyszczał znak jego kontraktu, spod białej koszuli dotrzegł parę bandaży, po za tym miał jedynie bokserki. Jakoś nieszczególnie się tym przejął i postawił już pewniejsze kroki do drzwi wyjściowych. Uchylając je delikatnie wyjrzał na przestronny korytarz, wychodząc z sypialni. Prawo, lewo, prawo... ruszył w lewo rozglądając się zainteresowany wszystkim.

— Książe! Nie powinieneś jeszcze wychodzić z łóżka! — zatrzymał się odwracając na chłopięcy krzyk.

— Kim jesteś?

— Rhys Evans, jestem kucharzem. — przedstawił się automatycznie. — Oh! PANIE VAN ALLEN KSIĄŻE UCIEKŁ Z SYPIALNI! — wrzasnął czarnowłosy chłopak uśmiechając się zadowolony.

– Mam prawo!

— Oczywiście, że tak. — odskoczył do przodu, kiedy za nim rozległ się doskonale znany głos. — Radzę wrócić do sypialni i przygotować się do posiłku, jeśli książe się naprawdę lepiej czuje.

— Casimir. — syknął. — Dotrzymaj mi towarzystwa i opowiedź co się działo przez cały ten czas, kiedy byłem nieprzytomny. Ile? Dwa dni? Dzień?

Demonic guardian. {𝗁.𝗉 𝗑 𝗄𝗎𝗋𝗈𝗌𝗁𝗂𝗍𝗌𝗎𝗃𝗂}Où les histoires vivent. Découvrez maintenant