I

809 53 5
                                    

"Alais Vanderwooden nazywana czarną wiedźmą, zostawiała za sobą postrach i terror w każdym miejscu w którym się pojawiła.
Może sama Alais nie budziła aż takiego niepokoju, jej czarne sięgające do pasa włosy, błękitne oczy oraz blada cera nie budziły postrachu wielu nawet twierdziło że Alais dysponuje naprawdę wielką urodą.
Jednak strach budziło już samo to co mówili o niej ludzie, miała bardzo ciężki charakter, była wyniosła i bardzo pewna siebie.
Ci którzy mieli z nią do czynienia mówili o psychozie jaką można dostrzec w jej oczach, i nie można było tego uznać za kłamstwo biorąc pod uwagę jej czyny.
Alais znana była ze swojej brutalności i ciętego języka, nie czuła strachu przed nikim i przed niczym.
Jeśli znalazłby się taki któremu opowieści o czarnej wiedźmie jeszcze nie zmroziły krwi w żyłach to z pewnością zrobiłby to Cannibal, wielka czarna skrzydlata bestia której Vanderwooden dosiadała.
Była chyba jedyną osobą z poza rodu smoka która potrafiła ujarzmić skrzydlatą bestię.

Matka Alais pochodziła z Assai, przez co ludzie uznali że podobnie jak ona para się czarną magią, dlatego zaczęto nazywać ją czarną wiedźmą. „

______

-Umbās Cannibal.
Mój donośny ton rozległ się pomiędzy uderzeniami pioruna, kto by pomyślał że w Krańcu Burzy będzie szaleć burza?
Zsunęłam się z Cannibala zeskakując na mokry grunt, dwóch strażników spojrzało na mnie krzywo, a kolejny piorun przeciął ciemne niebo rozjaśniając je.
Usłyszałam za sobą donośny ryk, przez sekundę pomyślałam że to Cannibal jednak to było coś większego.
Odwróciłam głowę w tył po czym uniosłam lekko brwi, wielka bestia zarzuciła swoją głową siedząc za murem fortecy.
Nigdy nie widziałam większej bestii niż mój własny smok także przełknęłam lekko ślinę zastanawiając się do kogo należy to monstrum.
Zwróciłam się ponownie w kierunku wejścia obrzucając strażników pogardliwym spojrzeniem.
-Lord Baratheon wzywał mnie do siebie.
Strażnicy rozsunęli się lekko dając mi przyzwolenie na przejście, ruszyłam więc przed siebie do wielkich drzwi oddzielających dziedziniec od wnętrza.
Zdjęłam kaptur z głowy po czym dłońmi wyciągnęłam swoje ciemne włosy z pod peleryny.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę zasiadającego na tronie Lorda Baratheona pana Końca burzy.
W pomieszczeniu panowała cisza, oprócz mnie znajdowali się tu gwardziści, córki Lorda, Maester oraz osoba której nie kojarzyłam.
Pierwszą rzeczą na jaką zwróciłam uwagę były jego długie jasne włosy opadające mu na ramiona, kontrastowały one z jego ciemnym płaszczem. Ciemna przepaska osłaniała jego lewe oko a długa blizna wyłaniała się z pod niej szpecąc jego policzek.
Dopiero po kilku chwilach skojarzyłam fakty, był to Aemond Targaryen we własnej osobie, syn Króla Viserysa.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się gdy nieznajomy odwrócił się w moją stronę, jego ręce schowane były za jego plecami.
Blondyn posłał mi kpiący uśmiech a ja posłałam mu podobny po chwili zwracając się w stronę osoby przez którą tu przybyłam.
-Lordzie Baratheon.
Stanęłam przed siedzącym na kamiennym tronie mężczyzną, był otyły a jego spojrzenie wyrażało pogardę na co skrzywiłam się nieznacznie.
-Alais Vanderwooden, czarna wiedźma.
Zmarszczył mocno krzaczaste brwi a ja uniosłam swoją głowę wyżej splatając swoje ręce za plecami.
-We własnej osobie, chciałbym poznać powód dla którego ściągałeś mnie tutaj w ten cholerny sztorm.
Baratheon prychnął po czym poruszył się poprawiając swoją pozycję na kamiennym tronie.
-Nie ja cię tu wzywałem, Syn Viserysa nalegał abym cię tu przyzwał.
Zwróciłam swój wzrok w stronę stojącego dalej blondyna, ponownie zauważyłam mały uśmiech błądzący po jego twarzy.
-Zgaduję że Ród smoka nie ma w takim razie swoich gońców lub książę nie jest na tyle odważny aby osobiście odezwać się do kobiety, poza tym dlaczego ściągacie mnie do Końca burzy zamiast rozmawiać w Królewskiej przystani?
Odwróciłam się ciałem w stronę księcia który właśnie mordował mnie wzrokiem za mój przytyk w jego stronę.
-Dowiedziałem się że przebywasz teraz w Dorne, Koniec burzy leży bliżej niż Królewska przystań, poza tym musiałem pomówić z Lordem Baratheonem, Alais.-
Zaczepny uśmiech wstąpił na moje usta a moje kroki zaczęły odbijać się od wielkiej sali gdy ruszyłam powolnym krokiem w stronę smoczego księcia.
-Urocze że martwisz się o to książę aby Cannibal przypadkiem nie zmęczył się lotem ale jeśli ktoś chce rozmawiać ze mną twarzą w twarz to lepiej żeby robił to u siebie, nie będziemy tu rozmawiać.-
Prychnęłam w jego stronę, tym razem to on ruszył w moją stronę widziałam dobrze jak jego oczy pociemniały.
-Przybyłaś już tutaj, więc nie zachowuj się jakbyś miała tutaj jakieś większe znaczenie i posłuchaj propozycji jaką złożył ci Król Aegon. -
Dzieliły nas centymetry a ja jego oczy zaczęły zachodzić furią która stopniowo się w nich budowała, bawiło mnie to jak łatwo można wyprowadzić tego biednego chłopca z równowagi więc postanowiłam potestować jego granice.
-Więc gdzie jest twój król? Dlaczego to on ze mną nie rozmawia skarbie? Czyżby się bał dlatego wysłał swojego brata?-
Uśmiechnęłam się patrząc mu prosto w oczy, czułam jak bardzo ma ochotę skoczyć mi w tym momencie do gardła.
-Jeszcze słowo i obiecuje że stracisz język.-
Jego dłoń przesunęła się powoli w kierunku sztyletu znajdującego się przy jego boku.
-Zrób to, udowodnij że potrafisz bo jak na razie zachowujesz się jak szczeniak skaczący do wielkiego psa, niby grozisz ale każdy wie że nie potrafisz nic zrobić.-
Powiedziałam cicho zbliżając bardziej swoją twarz do jego, widziałam jak mocno zaciska szczękę i wypuszcza powietrze nosem wściekłość wychodziła z niego z każdej strony.
Przesunął swoją dłoń niżej po czym sięgnął po swój sztylet wyciągając go zza pasa i przyłożył go do mojej krtani.
Kolejny kpiący uśmiech zagościł na moich ustach, strażnicy podeszli bliżej aby być w gotowości w razie potrzeby, chociaż ja dobrze zdawałam sobie sprawę z tego że żaden rozlew krwi nie będzie miał tu miejsca.
Widziałam furię która szalała w jego oczach, jednak mogłam dobrze zauważyć w niej strach.
-Skoro już wyciągnąłeś ten sztylet książę to go chociaż użyj, słyszałam wiele historii o twojej brutalności chciałabym doświadczyć jej na żywo.-
Toczyliśmy w tym momencie walkę o to kto pierwszy odpuści, a ja wiedziałam że nie będę przegranym w tej walce.
-Nie będzie tu żadnego rozlewu krwi, Maestrze odprowadź Alais do jej smoka.-
Baratheon ryknął na nas nakazując swojemu Maestrowi wyprowadzenie mnie ze środka.
-Zniknij mi z oczu.-
Aemond wycedził przez zaciśnięte zęby po czym zabrał swój sztylet i bawiąc się nim jeszcze w palcach schował go z powrotem za pas.
-Myślałam że straciłeś oko książę a nie jaja, wybacz Lordzie ale nie mam żadnego interesu w pozostaniu tutaj.-
Prychnęłam i nawet nie czekając na Maestra ruszyłam w kierunku wyjścia, ostatni raz rzuciłam okiem przez ramię na księcia który mordował mnie swoim wzrokiem.
Przyznam że całe to zajście było dość zabawne, a sam książę był dosyć...interesujący, i coś podpowiadało mi że nasze drogi przetną się jeszcze niejednokrotnie.
Opuściłam wielką salę wychodząc na kamienisty dziedziniec, burza ustała ale mimo to Koniec Burzy pozostawał brzydki i ciemny.
-Māzīs Cannibal.
Czarna bestia wydała z siebie skrzekot trzepocząc swoimi skrzydłami.
-To jeszcze nie koniec Vanderwooden...spotkamy się szybciej niż myślisz, a wtedy nie będę dla ciebie łaskawy.-
Odwróciłam się w stronę głosu, na schodach stał Aemond z kpiącym uśmiechem.
-Nie mam co do tego wątpliwości książę, jednak liczę że do tego czasu znajdziesz w sobie tyle odwagi by następnym razem użyć tego sztyletu a nie wyciągnąć go na pokaz.-
Dosiadłam Cannibala patrząc teraz na swojego rozmówcę z góry.
-Nie zamordowałem jeszcze wiedźmy, może to być ciekawe wyzwanie.-
W jego tonie było coś szaleńczego na ten moment, coś co kazało traktować mi jego słowa jak wyzwanie.
-Masz bardzo dziwny sposób flirtowania książę, podoba mi się to.-
Usłyszałam ryk za sobą a gdy zwróciłam głowę w tym kierunku zauważyłam ponownie ogromną zieloną skrzydlatą bestię.
-To twoje? Ciekawe że rozmiar twojego smoka nie dorównuje rozmiarowi twojej odwagi i przyrodzenia.-
Uśmiechnęłam się kpiąco a w oczach blondyna ponownie rozpalała się furia.
-Mam nadzieje że przekonasz się o tej wielkości błagając abym cię oszczędził przy naszym kolejnym spotkaniu Alais.-
Uniósł swój wzrok na mnie zaciskając mocniej brwi.
-Mam nadzieje że do tego czasu wybierzesz, czy mam przekonać się o rozmiarze twojej odwagi czy przyrodzenia, a teraz wybacz mam ciekawsze zajęcia niż twoja osoba.. Naejot Cannibal.-
Czarna bestia wzbiła się w powietrze zabierając nas po chwili ponad barierę chmur, mały uśmiech dalej widniał na moich ustach przez resztę drogi gdy przypominałam sobie o furii smoczego księcia.

_____

To ff będzie poboczne i raczej wolno pisane plus dość krótkie i 4 fun.
But enjoy miłej zabawy

 𝐂𝐚𝐧𝐧𝐢𝐛𝐚𝐥 | Aemond Targaryen | Where stories live. Discover now