Czy odnalazłem tego co szukam?

Start from the beginning
                                    

-Właśnie skoro jesteś! - zaczął Dia na co zaśmiałem się cicho.

-Słodkiego nie je się z rana - przyznałem rację Dii, który uwielbiał słodkie naleśniki czy picia na dzień dobry, ale teraz miał rację. Pianki to najgorszy sposób aby zacząć śniadanie. Lepszym wyborem i rozwiązaniem była kiełbasa, która została ze wczoraj. Podszedłem do pnia i usiadłem na nim. - Gdzie reszta?

-Po opał na ognisko poszli - oznajmił na moje pytanie, które zaczęło mnie nurtować.

-Rozumiem - kiwnąłem głową.

-Wyspałeś się?

-Tak trochę tak. Dziękuję - powiedziałem gdyż czułem, że powinien podziękować za to iż pomógł mi usnąć. On natomiast tylko się uśmiechnął szeroko radosnym uśmiechem na ustach.

-Idź się przebierz w czyste ciuchy - zaproponował więc zgodnie z jego słowami ruszyłem to namiotu aby się ubrać w ciuchy na dzisiejszy dzień. Po kilku chwilach byłem ubrany w dresowe spodnie i luźną koszulę. Dzisiejszy dzień zapowiadał się na dosyć mocno dokuczliwy biorąc pod uwagę iż już jest strasznie ciepło, a dopiero jest dziesiąta rano. Ponownie wyszedłem z namiotu, ale przy ognisku byli już chłopcy co kombinowali aby je odpalić.

-Idę na stronę - oznajmiłem wszystkim i powolnym krokiem ruszyłem w las aby drzewa zasłoniły mnie. Gdy stwierdziłem iż to odpowiednie miejsce zsunąłem spodnie w dół, a następnie uwolniłem swojego przyjaciela aby móc się załatwić. Czułem się trochę jak pies co oznacza swój teren, ale co innego miałem zrobić jak chciało mi się sikać. Po chwili wróciłem do obozu i umyłem ręce przy strumieniu. Na śniadanie oczywiście były kiełbaski co znowu piekliśmy nad ogniskiem gdyż zostały ze wczoraj. Po godzinie siedzenia w przy ognisku i rozmowy zaczęliśmy zbierać się powoli. Pomogłem złożyć namioty i schować wszystko do bagażnika w samochodzie. Wczoraj oczywiście większość piła oprócz mnie, Kuia oraz Speedo. Jednak mąciciel nie chciał dać prowadzić młodemu przez to prowadziłem jeden samochód, a on drugi. Droga powrotna wydawała mi się znaczniej szybsza niż gdy jechaliśmy na te miejsce, ale może to lepiej. Wjechaliśmy do podziemnego garażu i zaparkowałem samochód.

-Zostajesz Gregory? - spytał Kui gdy wyciągałem swoją torbę z bagażnika. W sumie mógłbym zostać zapewne obiad bym zjadł z nimi i spędził wspólnie czas, ale miałem przeczucie za którym musiałem podążyć. Nigdy moje przeczucia się nie myliły i muszę wrócić na tamte miejsce, ale ubrany w bardziej normalniejsze ciuchy oraz po kawuni.

-Chciałbym, ale nie mogę.

-Co będziesz w takim razie robić? - zapytał ciekawsko Dia.

-Muszę coś sprawdzić - odparłem idąc do swojej veci, a wszyscy popatrzyli na mnie.

-Nie idę do pracy - westchnąłem przewracając oczami.

-No nie wiemy Grzesiek - odparł San - wyglądasz na spiętego i zamyślonego.

-Wydaje się wam - uśmiechem się do nich aby pokazać iż jest dobrze - jadę do siebie. Może zrobię sobie coś do jedzenia i do sklepu muszę - rzekłem kłamiąc ich trochę, ale nie mogłem powiedzieć prawdy. Nie w tym przypadku.

-To uważaj na siebie - powiedział Carbo, który delikatnie był skacowany, ale żywy.

-Dzięki może później przyjadę! - powiedziałem z uśmiechem wsiadając do swojej ukochanej veci. Na spokojnie odpaliłem ją, a następnie wyjechałem z garażu. Pod swój blok podjechałem po około dwudziestu minutach i zaparkowałem przy krawężniku na swoim standardowym miejscu. Wysiadłem z samochodu zamykając go na pilota i na spokojnie ruszyłem do mieszkania. Byłem troszkę nie wyspany, ale kawa miała mnie pobudzić, a przede wszystkim musiałem przekonać się co pokazywała mi moja podświadomość.
Zrobiłem na szybko sobie kawę, która zalałem wrzątkiem i posłodziłem, a między czasie wrzuciłem brudne cichy do pralki wraz z tymi co miałem na sobie. Z szafy wyciągnąłem czarne bojówkarskie spodnie i luźną moro podkoszulkę. Nie mogłem wziąć krótkich spodni nawet jakbym chciał gdyż w dalszej części mogły być pokrzywy bądź bluszcz.

Historia srebrzystego wilka |Morwin|Where stories live. Discover now