Prolog

7 0 0
                                    


- Musimy zaprzestać walk między sobą - oznajmił Radmar, który zajmował miejsce po prawej stronie swego brata Zarrisa. Radmar był jedynym z najsilniejszych legendarnych istot, które władały ziemiami Dorii. Legendarny jeszcze niedawno był gotów oddać się niekontrolowanym walką ze swoją siostrą Wennoris, ponieważ oboje mieli inne postrzeganie świata w którym żyli. Oboje mieli inne poglądy, co do funkcjonowania świata w jakim żyli i o jakie, w jakimś stopniu dbali. Ciągłe konflikty były dla nich na porządku dziennym, a skutkowało to cierpieniem mieszkańców Dorii. Co nie spodobało się reszcie ich rodzeństwa. Słowo za słowem, walka za walką, spowodowały nieodwracalne skutki na różnych płaszczyznach. Widzieli to wszyscy, prócz Wennoris.

- Jednak czy wszyscy jesteśmy co do tego zgodni? - zadał pytanie Marrad, lśniąca na jego czole runa, przybrała kolor krwistej czerwieni. On już wiedział co stanie się po opuszczeniu murów Pałacu Legendarnych. Taki miał dar, ale jego zdolności nie były aż tak potężne by mógł określić dalszą przyszłość. - Jesteśmy rodzeństwem i każdemu z nas przyświecają inne cele - dodał, biorąc do ręki kamyk, który ozdabiał pięknie wyrzeźbiony stół. Na stole była ukazana historia wszystkich tutaj zgromadzonych.
- Tylko ty z nas znasz nadchodzącą i niedaleką przyszłość - westchnęła Wennoris widocznie znudzona całą tą sytuacją. Kobieta nie była z natury cierpliwa, dlatego spotkania z rodzeństwem były dla niej gehenną. Zawsze mówili o tym samym, a konflikt gonił konflikt. W końcu każda sprzeczka kończy się cierpieniem ulubieńców Radmara i spotkaniem w Pałacu Legendarnych.

- Jestem skory stwierdzić, że to Radmar widzi we wszystkim problem - odezwał się Mordorris, który wyglądał przez duży witraż przedstawiający cudowne lasy Eram, w których mieszkał ich brat Balammir. - Ja chętnie pognębił bym jakąś zbłąkaną duszę - dodał uśmiechając się pod nosem przez wizję, która przemknęła mu przez myśl. Mardorrisa wzmacniało cierpienie istot żyjących w Dorii, dlatego konflikty między Radmarem i Wennoris były mu na rękę, bo stawał się przez to silniejszy. On, Herrisa i Eleine, zawsze byli po stronie Wennoris, dlatego byli uważani za zło, które reszta musi powstrzymywać.

- Nie możemy działać negatywnie na nasze ziemie - wtrącił Balammir i spojrzał na brata, który dalej był obrócony plecami do reszty. Nagle Dumorria gwałtownie wstała ze swojego miejsca i uderzyła ręką w stół.
- To nie może tak wyglądać! - oburzona kobieta spojrzała po swoim rodzeństwie. - Każde z nas jest odpowiedzialne za dany region świata, za każde królestwo znajdujące się w Dorii. Powinniśmy być przykładem dla władców, a nie wdawać się co chwila w konflikty, których nawet my sami nie rozumiemy - oznajmiła, a Zariss skinął głową by ta zajęła swoje miejsce. Wszyscy spojrzeli na brata, który zawsze zasiadał w centralnej części stołu. Wyraz twarzy Zarrisa zawsze był spokoju i nigdy nie dawał po sobie poznać jakichkolwiek emocji.

- Pragnienie wojny między nami jest u nas zbyt silne - oznajmił tonem, który brzmiał bardzo stanowczo. - Pamiętacie konflikt Radmara i Wennoris setki lat temu? Ja pamiętam go bardzo dokładnie. Balammirze - zwrócił się do zielonoskórego, który milczał - ile czasu zajęło wtedy odrodzenie fauny i flory Dorii? - zadał pytanie patrząc cały czas na brata.

- Do tej pory w niektórych regionach świata, nie jestem w stanie odbudować świetności puszczy i lasów - odpowiedział przenosząc wzrok na brata.

- Mordorrisie, ile istot zmusiłeś do samobójstwa wywołując koszmary senne? - Mordorris spojrzał na Zarrisa z uśmiechem satysfakcji.

- Ja? Setki, tysiące, kto by tam liczył - machnął tylko ręką. Wtedy Zarris spojrzał na Wennoris, która siedziała i uśmiechała się pod nosem.
- Arisso ile dusz przeprowadziłaś do Świata Argemendu? - spojrzał na jedną z bliźniaczek.

- Zbyt wiele - oznajmiła Arissa lekko przygnębionym tonem.
- Sami widzicie, nie każdy z nas ma korzyści z tego, że Radmar i Wennoris nie są wstanie się dogadać. Musimy znaleźć porozumienie i dać szansę na poprawę. Żyjemy dzięki istotom, które zamieszkują nasze ziemie, dzięki nim nasze istnienie ma sens, co będzie kiedy oni znikną? Żadne z nas nie będzie miało ani korzyści ani pracy, a w końcu pozabijamy się wzajemnie - oznajmił, a na sali nastała grobowa cisza. Wszyscy prócz Wennoris wiedzieli, że Zarris miał rację. Legendarna dalej twierdziła, że chaos jest o wiele lepszy niżeli pokój.
- Te rozmowy nie mają sensu, czas już na mnie - oznajmiła Wennoris wstając z miejsca. Kiedy chciała już ruszyć ku wyjściu, w mgnieniu oka pojawił się przed nią Balammir, zastawiając jej drogę. Zielonoskóry mężczyzna przyglądał się siostrze ze zmarszczonymi brwiami, które nadawały jego twarzy gniewnego wyrazu.

- Nigdzie nie wyjdziesz dopóki nie znajdziemy złotego środka na wasz spór - stanowczość w jego głosie odbiła się echem pośród ścian pałacu. Wszyscy przyglądali się dwójce stojących istot. Nawet Mordorris, który nie miał w zwyczaju przyglądać się kłótniom rodzeństwa, ale teraz konflikt między nimi dawał mu siłę o której nie raz i nie dwa pragnął. Wennoris spojrzała na brata pogardliwie i skinęła do swoich sprzymierzeńców. Morrdoris, Herrisa i Eleine podeszli do niej wymuszając na Balammirze by zszedł im z drogi.

- Przepuść ich - gdy usłyszał te słowa, na twarzy zielonoskórego pojawił się grymas niezadowolenia. Natomiast Wennoris usatysfakcjonowana opuściła pałac wraz ze swoimi sprzymierzeńcami.
- Nie możemy za każdym razem odpuszczać i przymykać oczy na jej wybryki - powiedział przez zęby Balammir, na co Radmar pokiwał głową. Wennoris była uparta, ale potrafiła owinąć sobie wiele istot wokół palca.

- Póki jest na Atford, nie stanowi zagrożenia - oznajmił Zarris opierając brodę o swoją dłoń. Wszyscy wiedzieli, że Zarris widział niedaleką przyszłość, ale to były może najbliższe lata. Tellimai i Verdanos spojrzeli na siebie i po chwili mężczyzna zwrócił się do brata.
- Tellimai miała wizję w której ginie jedno z nas, a orkowie wychodzą poza swoje ziemie - powiedział Verdanos spoglądając na wszystkich po kolei. - Idą mroczne czasy, a my musimy stawić im czoła - dodał. Ich siostra straciła umiejętność mowy już bardzo dawno temu. Teraz tylko Verdanos jako istota mogąca czytać w myślach był jej ustami. Wyrocznia spojrzała na brata i uśmiechnęła się delikatnie. - Świat zaleje ogień, który spowoduje śmierć wielu, człowiek wystąpi przeciw człowiekowi. Wróci broń, która może nas zabić.
- O kim mowa w przepowiedni? - zapytała Dumorria.

- Według Tellimai będziemy wiedzieć dopiero jak wszystko się zacznie - oznajmił.

Historia DoriiWhere stories live. Discover now