Anioły też idą do Nieba

34 4 5
                                    

Wydarzenia w Detroit nie potoczyły się tak jak Winchesterowie planowali. Choć Sam był pełen nadziei, Dean jednak jak zwykle wiedział swoje, oczywiście do niczego nie przyznając się swojemu bratu, który w przeciwieństwie do niego nie był zawziętym realistą zakrawającym o pesymistę.

Starszy Winchester zgodził się na ten plan tylko i wyłącznie pod wpływem entuzjazmu z jakim podszedł do całej sytuacji Sam. Chłopak zgodził się przyjąć Lucyfera i właściwie w tym momencie można by zakończyć całą opowieść, ponieważ już wtedy można było się spodziewać jedynie porażki.

Diabeł nie dał mu nawet ułamka sekundy na połapanie się w sytuacji, przejął władzę nad ciałem Sammiego i po prostu odszedł zostawiając Deana ze łzami bezsilności napływającymi do oczu. Nie wahał się także zabrać ze sobą pierścieni Jeźdźców - jedynej broni, dzięki której bracia mieli szansę wtrącić go do piekielnej klatki, tym razem już na zawsze.

Dean jednak został sam, a ta samotność doskwierała mu okrutnie. Świadomość, że z każdą sekundą jego brat oddala się, a jego dusza w obecności Lucyfera płonie niczym przywiązana do komety, sprawiała że był gotowy podjąć się nawet najbardziej desperackich działań.

W momencie, w którym stracił klucz do więzienia wiedział, że będzie musiał znaleźć nowy sposób na pokonanie upadłego archanioła i teraz wróciwszy do motelu nie dał ponieść się rozpaczy, która już muskała swoimi mackami jego kark. Przeglądał każdy możliwy portal internetowy mogący mu pomóc. Dzwonił do każdej osoby, która mogłaby coś wiedzieć. Wzywał nawet duchy i demony brutalnie je przesłuchując, chcąc wyciągnąć każdą możliwą informację. W takim właśnie momencie dziękował Alastairowi, choć skurwysyna nienawidził, że nauczył go co nieco o pozyskiwaniu informacji za pomocą tortur.

Nie spał, nie jadł, ograniczał również wizyty w toalecie, choć wiedział, że nic z tego nie wyjdzie mu na zdrowie. Ruszył niebo i ziemię by dowiedzieć się czegokolwiek. By obudzić w sobie choćby iskierkę nadziei, że ponownie ujrzy swojego braciszka. Nie chciał płakać ale od odejścia Sama łapał się na tym, że jego umysł sam podsuwał mu to jako jedyne rozwiązanie.

Gdy jego możliwości sięgnęły zenitu w końcu trafił na coś, co mogło wszystko zmienić. Nie sądził, że dostanie tę informację od swojego wroga, ale jak widać trudne czasy wymagały trudnych, nieoczekiwanych rozwiązań.

Pewien demon obserwował poczynania Winchestera. Czuł że musi być na bieżąco, ponieważ łosiek i jego brat mogli być tak naprawdę jego jedyną nadzieją na przejęcie władzy w Piekle, co oczywiście, póki Lucyfer kroczył wolno, nie mogło się udać. Gdy tylko Crowley zauważył, że Dean przesłuchał już połowę jego dworu, z czego część nie wróciła, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i osobiście skonsultować się z zielonookim.

Jak można było się spodziewać Dean nie ucieszył się na jego widok, a wręcz przywitał go siarczystą wiązanką przekleństw, której sam Król Rozdroży by się nie powstydził.

– Skończyłeś? – mruknął Crowley gdy Winchester na chwilę umilkł, jednocześnie przecierając rękawem skrawek marynarki, na którym znalazła się ślina jego rozmówcy.

Dean uniósł grożąco palec i otwarł usta chcąc coś jeszcze dodać.

– A żebyś wiedział że... – warknął.

– Nie przyszedłem słuchać tu twoich małpich wrzasków barani łbie! – wrzasnął demon, wiedząc, że jeśli nie sprowadzi Deana do pionu to ten nigdy się nie zamknie.

Zielone oczy Winchestera przemknęły z Crowleya na ostrze przeciw demonom spoczywające na stole. Nim jego rozmówca zdołał poprawić mankiet swojego czarnego garnituru, Dean chwycił nóż i niebezpiecznie zbliżył go do szyi demona. Ten jednak uniósł dłonie w obronnym geście, zapewniając że nie ma nic złego w zamiarach.

– Już raz nas oszukałeś psie, skąd mam wiedzieć, że nie przyszedłeś dokończyć roboty? – warknął chwytając Crowleya za kołnierz i przyciągając go bliżej błyszczącej klingi noża, której czubek opierał się już tuż pod linią jego szczęki.

Anioły też idą do NiebaWhere stories live. Discover now