Niestety stało się tak, że później nikt nic nie widział i nie słyszał. Niestety?... Może jednak stety. Ludzie mają zdolność wypierania tego co zobaczyli lub w czym uczestniczyli jeśli nie jest to im na rękę. Ze strachu niczego nie zapominamy. A wręcz wspomnienia stworzone z silnych emocji, nie ważne czy dobrych czy złych, wbijają się w pamięć bardzo mocno.
Więc jeśli spytać by się kogoś ze zgromadzonych, co się stało owego sierpniowego wieczoru, dnia piętnastego, w karczmie „u Gila", to nikt by się słowem nie odezwał. Dlaczego? Może dlatego, że wszyscy oni nie żyją. Wszyscy, którzy widzieli to Coś wyzionęli ducha. Wśród widzów zabrakło tylko Gila i Podróżnika.
Gil to właściciel i założyciel karczmy „u Gila". Łysawy, przy tuszy i towarzyski, czyli książkowy przykład karczmarza. A skąd takie imię?
Między nalewaniem kolejnego piwa lub krojeniem następnego kawałka pieczeni czyści kufle starą szmatą. Zagaduje przyjezdnych a stałych klientów najczęściej słucha. Ale nikomu nie odpuści swojej ulubionej anegdoty. Więc najczęściej z kuflem, szmatą i otoczony klientami mówi:
„My Donsterowie zawsze byliśmy gruboskórni. Kiedy moja ukochana mama wydała mnie na świat to medyk połamał trzy noże a i tak nie odciął mi pępowiny. Hahahah... No ale posłali po drwala Mietka i się udało, przynajmniej jedną część. Odcięli mnie od matuli, akuszerka podniosła mnie do góry za prawą rękę. A mamusia zmęczona porodem tylko wykrztusiła: Bogowie, odetnijcie to, bo wygląda jak zwisający gil z nosa. Hahahah... Stara pielęgniarka usłyszała tylko jedno słowo i zostało Gil."
I wtedy wszyscy słuchacze w śmiech. A tylko któryś spróbowałby się nie zaśmiać. Wtedy Gil ma sprawdzony sposób na takiego gbura.
- Eeee... srały muchy będzie wiosna – wybełkotał jakiś Przyjezdny z Nowego Korfu – będzie trawka lepiej rosła.
Nagle zrobiła się cisza. Z takim łysym gorylem jak Gil nie warto zadzierać. Ale Przyjezdny nie odpuszczał. Alkohol a szczególnie jego nadmiar dodaje odwagi, ale odbiera siły, bo ledwo wstał od stolika. Chwiejącym krokiem ruszył do baru.
- Uważam, że, za przeproszeniem, pociskasz pan pierdoły tym naiwnym, pijanym w trzy dupy... dżentelmenom – po drodze chwycił nie swój kufel piwa i go wyzerował, wytarł twarz i rzucił na podłogę tłukąc go.
W karczmie nastąpiło poruszenie, nikt nie obraża karczmarza ale zbicie kufla to już jak splunąć mu w twarz. Za wiele nawet jak dla takiej ostoi spokoju o imieniu Gil. Cierpliwość do pijanego chama się skończyła.
- A ja, bez przeproszenia, uważam że czas już się pożegnać – Gilowi już nie jest do śmiechu. Ale Przyjezdny ciągle zmierza do baru, znaczy próbuje. – Ale najpierw zapłacisz mi za wypitą gorzałę i zbity, oczywiście przez przypadek, kufel.
- Lepiej nie podchodź. Tak ci capi z mordy, że wątpię czy piłeś mój orzeźwiający złoty trunek z pianką czy swoje własne szczochy.
Klienci siedzący przy barze robią miejsce. Jest centymetr przed paszczą lwa.
- Panie! Wiesz Pan gdzie ja... - Przyjezdny tylko tyle wybełkotał, bo otoczyli go klienci i złapali za szmaty. Teraz to już może ruszyć tylko powiekami. Obraził karczmarza, więc nie ucieknie karze. Nagle przestał być takim chojrakiem, gdy znalazł się w objęciach tylu nie ciekawych mężczyzn.
- Mówiłem, żebyś nie podchodził.
- Aaaa ale... - Przyjezdnemu już na maksa zmiękła rurka.
- Twierdzisz, że kłamię? Że opowiadam pierdoły tym, jak to ładnie ująłeś, śmierdzącym chlejusom?
Niestety nagle mu głosu zabrakło w ustach. Potrafił tylko kiwać głową w prawo i lewo. Tak dobitnie chciał pokazać, że zaprzecza.
CZYTASZ
Historia mojego imienia
Short StoryJaka jest jedyna rzecz, którą każdy człowiek, bez wyjątku ma? To imię. Każdy nosi imię, ale nie każdy umie dobrze o nim mówić. Gil akurat to potrafi a historia jego imienia nie jednego kosztowała zdrowie i życie.