DRUGA I OSTATNIA SOBOTA

Zacznij od początku
                                    

A ja po prostu stoję. Wciąż w tym samym miejscu, oparty o obdrapaną futrynę, z papierosem między palcami prawej ręki i ze zmarszczkami na czole, które tworzą się od ciągłego krzywienia się na to, co robi basałyk. Nie mam pojęcia, czy powinienem cokolwiek mówić, skoro Jonaszek i tak robi zawsze to, co mu się żywnie podoba. Przychodzi do mnie o piątej, zajada się pizzą najgorszego sortu i najtańszej firmy oraz praktykuje ekshibicjonizm, choć kaloryfery w moim mieszkaniu tej zimy nie były rozkręcone nawet na pięć minut.

Śpiewanie, rozbieranie się, jedzenie pizzy i kręcenie biodrami jednocześnie jest szczytem możliwości Jonaszka, który musiał jeszcze stracić równowagę przy ściąganiu spodni, połknąć źle kawałek jedzenia i zafałszować podczas linijki „there's nothing left to say, yeah". Mimo wszystko wciąż trzyma się dzielnie i daje z siebie wszystko, zachowując się co najmniej, jakby był samym Armstrongiem.

To najdziwniejszy, a zarazem najciekawszy pokaz, jaki w życiu oglądałem. Zachowuję się tak, jakbym był oburzony, zniesmaczony wręcz, ale nie potrafię oderwać wzroku. W tych pląsach jest coś pociesznego, a chyba wolę, gdy Jonaszek się wydurnia niż gdy jest o krok od zmoczenia policzków łzami. Tak, zdecydowanie wolę tę pierwszą opcję.

— Uspokój się, bo się w końcu zakrztusisz — wzdycham, choć nie sądzę nawet, by on mnie słuchał. Jonaszek jest bowiem zbyt zajęty obnażaniem, objadaniem i wygłupianiem się do swojej ulubionej piosenki Green Day — tak mi się wydaje, że to jego ulubiona piosenka, ale takiej informacji nie znalazłem w scenariuszu. Ja mam tylko na niego patrzeć. Być może nawet go pożądać, choć bardziej myślę o zdzieleniu go po raz kolejny po głowie.

Utwór się kończy, Jonaszek gubi wszystkie ubrania oprócz bielizny, a pizza, którą trzymał w ręku, w całości znika, zostawiając za sobą jedynie kilka okruszków na dywanie. Wtedy też Jonaszek wzrusza ramionami i uśmiecha się szeroko, wyglądając trochę jak dziecko, które nabroiło, a nie gorący towar, którym prawdopodobnie ma teraz być. Miewam wobec niego coś na wzór ojcowskich uczuć, które i chwilę później rozrywam na kawałki. Sam nie wiem, jakie emocje mi w tej chwili towarzyszą.

Wzdycham głośno i podchodzę oparcia do kanapy. Następnie podnoszę złożony w kostkę, szary koc, rozwijam go i zarzucam na ramiona młodszego chłopaka, zasłaniając jego nagie i zimne ciało. Basałyk nadyma policzki i marszczy brwi, ale nie odzywa się nawet słowem. Prawdopodobnie jest teraz na mnie obrażony, bo ośmieliłem się ingerować w jego performance.

— Jest piąta rano — tłumaczę. — Naprawdę doceniam twój ekshibicjonizm pobudzany piosenkami Green Day, ale ostatnie, co teraz chcę widzieć, to twoje sine usta. Nikt cię nie nauczył, że nie wolno obnażać się przed obcymi ludźmi? Ile razy mam powtarzać ci, że jesteś głupi?

— Ale ty nie jesteś mi obcy nawet w najmniejszym stopniu, Harry Zachary. Ty jesteś mój — odpyskowuje Jonaszek, wzrokiem uciekając na tapetę odchodzącą od ściany naprzeciwko. — Inni ludzie śpią o piątej rano, a ja o piątej chcę rozbierać się przed tobą do naga, no i co? Wiesz jakie to jest dla mnie poświęcenie? — pyta, na co odpowiadam mu uniesieniem prawej brwi. — Siedziałem wczoraj dwie godziny w wannie z jakąś tanią maszynką do golenia i zaciąłem się chyba w dwudziestu miejscach. Dwudziestu! Jeśli chcesz, możemy policzyć razem.

Przez jakiś czas w pokoju słychać tylko głośną muzykę Ha ha You're Dead, póki nie parskam śmiechem i nie popycham Jonaszka na kanapę, by zaraz przyjrzeć się jego faktycznie skaleczonej wszędzie skórze.

— Jesteś postrzelony, Jonaszek.

— Raczej pocięty — odpowiada.

Wpadam na głupi pomysł. Chcę nawet skarcić się i uderzyć w głowę, ale zamiast tego biegnę na chwilę do kuchni i wracam z trzema opakowaniami kolorowych plastrów, które jako jedne z wielu rzeczy w tym mieszkaniu posiadam tylko dlatego, że zostawili mi je rodzice. Każę Jonaszkowi wskazać mi każde skaleczone miejsce, żebym mógł chuchnąć na nie dwa razy i przykleić mały plaster. W ten sposób nogi Jonaszka zamieniają się w barwny kolaż, a ja mogę odetchnąć z ulgą, co robię dość teatralnie.

AM 4:56Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz