Moim oczom ukazały się tłumy bogato wystrojonych osób, które swoim wyglądem ewidentnie próbowały podkreślić swoją majętność. Biżuteria kobiet mieniła się światłem odbijanym przez żyrandol, a wymodelowane włosy mężczyzn dosłownie lśniły. Zeszłam po schodach podążając za rodziną Shelby i zajęłam miejsce przy ich stoliku. Przez kilka minut siedzieliśmy i rozmawialiśmy, aż dołączył do nas Thomas. Spojrzał na mnie szybko, a ja wręcz zamordowałam go wzrokiem. Przez cały jego pobyt przy stoliku ignorowaliśmy się wzajemnie, co musiała dostrzec jego ciotka, bo zaczęła wymownie spoglądać to na mnie, to na niego. Szybko jednak przestała, bo zauważyła, że żadne z nas nie zamierza nawiązywać ze sobą jakiejkolwiek zbędnej interakcji.

Przez resztę wieczoru poznałam sporą ilość bogatych ludzi, a z niektórymi rozmawiałam nawet o wspólnych interesach. Poza tym trochę potańczyłam, głównie z Arthurem, który gdy nie pił lub pił mało okazywał się naprawdę kochaną osobą. Czułam się tak, jakby był moim starszym bratem. Odczucia co do Johna miałam zresztą podobne. Udało mi się także spróbować ciekawych potraw, jednak najbardziej szczęśliwa byłam jedząc krewetki, przysmak mojego dzieciństwa. Sporą ilość czasu spędziłam też na rozmowach z Polly, która była wspaniałą rozmówczynią i bardzo inteligentną osobą.

W pewnym momencie podeszłam do stołu by się napić. Nagle usłyszałam huk. Gdy się odwróciłam ujrzałam Arthura, rzucającego się na jakiegoś mężczyznę. Obok niego John okładał kogoś pięściami. Ludzie dookoła wpadli w panikę, część z nich uciekła, a część zrobiła okrąg dookoła widowiska. Zaskoczona spojrzałam na Polly, która stała obok. Była równie zdezorientowana, co ja. Zauważyłam kątem oka, że ktoś skradał się do niej od tyłu, więc niewiele myśląc chwyciłam nóż z mojej torebki i rzuciłam nim w jego stronę. Trafiłam prosto w lewe oko. Na coś przydały się dodatkowe ćwiczenia samoobrony dla kobiet w szkole. Polly skinęła głową w moją stronę na znak podzięki, po czym gdzieś zniknęła. Na sali zapanował kompletny chaos, a do bójki dołączało coraz więcej mężczyzn. Na podłodze leżało coraz więcej martwych, lub ogłuszonych ciał.

Podeszłam do mężczyzny, którego właśnie zabiłam. Przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli, a oddech przyspieszył mi co najmniej dwukrotnie. Byłam zszokowana tym, czego właśnie dokonałam, mimo iż nie było to moje pierwsze zabójstwo. W sekundę przypomniało mi się, gdy kilka lat temu, będąc nastolatką zabiłam oprawcę mojej przyjaciółki, który próbował ją zgwałcić. Przyszłam do jej pokoju w ostatniej chwili. Właśnie wtedy mój srebrny nóż po raz pierwszy zatonął we krwi. Nigdy jednak tego nie żałowałam, tak samo, jak teraz.

Wróciłam myślami z transu wspomnień do teraźniejszości. Wyjęłam nóż z czaszki trupa, przy okazji powstrzymując silny odruch wymiotny. Obejrzałam się po sali, w której poza biorącymi udział w bójce ludźmi nie było już nikogo. Nagle do naszego stolika podszedł nie kto inny, jak Thomas Shelby. Nalał sobie do szklanki trochę szkockiej i wypił ją duszkiem, co swoją drogą było dość komiczne biorąc pod uwagę scenerię, w której się znajdował. Następnie ruszył pewnym krokiem w kierunku zamieszania i zatonął w wirze walki.

Nie do końca wiedziałam, co mam robić, jednak nie musiałam się nad tym długo zastanawiać. Zaatakował mnie od tyłu jakiś mężczyzna, łapiąc mnie za szyję ręką i próbując mnie dusić. Nie zauważył, że miałam w ręce wciąż nóż, który wbiłam mu w udo, obalając go na ziemię. Dostał ode mnie w prezencie siarczystego kopa w bok, co sprawiło, że się skulił. Dodatkowo rozcięłam mu rękę i popędziłam w stronę szarpaniny. Walczyłam z braćmi Shelby ramię w ramię, wzajemnie się asekurując i eliminując wrogów jednego po drugim. W tamtym momencie nawet moje zatargi z Thomasem odeszły w niepamięć. W głowie miałam tylko obraz zapłakanej Esme, Ady czy Polly, gdyby któremuś z nich coś się stało. Nie zwracałam uwagi na zdziwione miny - jak się okazało - Rosjan, widzących kobietę walczącą nożem. Wręcz przeciwnie, wykorzystywałam ich moment rozkojarzenia do ataku. Po kilku minutach udało nam się pokonać wszystkich. Miałam tylko kilka ran ciętych, których nie odczuwałam za bardzo, ze względu na wysoki poziom adrenaliny. Spojrzeliśmy po sobie zwycięskim wzrokiem. Arthur otworzył usta, zapewne w celu zapytania mnie, co tam robiłam, jednak przeszkodził mu głośny huk, który spowodował wystrzelony pocisk. Zapadła cisza. Wszyscy zaczęli oglądać się po sobie i swoich towarzyszach. Szybko udało się zlokalizować ofiarę - był nią Michael. Został postrzelony w prawe ramię. Pod wpływem adrenaliny dotknął rany, starając się zatamować krwawienie i usiadł na krześle przy jednym ze stolików, jednak dość szybko zaczął się z niego osuwać. John i Arthur podbiegli do niego. Następnie złapali go i wynieśli z sali. Zapewne chcieli jechać z nim do szpitala. Szybko doszłam do wniosku, że wyleczy się z tego, więc odwróciłam głowę w kierunku, z którego nadleciał nabój. Zostaliśmy z Thomasem sami.

Pomiędzy mną a nim stał wysoki, krótko ostrzyżony mężczyzna w czarnym garniturze. Musiał nie zauważyć mojej obecności, bo celował tylko w szefa gangu, a do mnie stał odwrócony plecami. Powiedział coś po rusku i załadował pistolet. Tommy jeszcze chwilę go zagadał, aż spojrzał na mnie. Rosjanin chciał się obrócić, by dostrzec obiekt, na który spoglądał Thomas, jednak nie zdążył. Po prawie pustej sali rozległo się głośne echo strzału.

Rosjanin padł na ziemię. Zdezorientowany Thomas spojrzał na mnie, dalej stojąc w miejscu. Ja natomiast nie wiedziałam, co zrobić. Na wszelki wypadek dalej trzymałam rewolwer w ręce, a w drugiej dzierżyłam sztylet. Oboje z Shelbym byliśmy umazani krwią. Złapaliśmy chwilowy kontakt wzrokowy.

- Znasz jakąś dobrą pralnię? - spytałam po chwili, na tyle głośno, by Thomas mnie usłyszał. Na to pytanie lekko się zaśmiał.

- Co ty tutaj robisz, Arden?

- John i Arthur zaprosili mnie na bankiet, więc głównie interesy.

- Widzę, że idą wspaniale. - wskazał dłonią na salę pełną martwych ciał.

- Jak nigdy dotąd. - odparłam ironicznie.

- Słyszałem, że od dziś mamy razem pracować, ale myślałem, że będzie to polegać na czymś innym.

- Będzie. To była wyjątkowa sytuacja. Na dobry początek.

- Okej, rozumiem. - odparł Thomas uśmiechając się lekko, po czym podszedł w moja stronę. - Witam. Mam nadzieję, że przed nami długa droga. - mężczyzna wystawił dłoń w moim kierunku.

- O ile nikt nie zamierza mnie sabotować, to owszem. Ja też. - powiedziałam prześmiewczo spoglądając na nieco zmieszanego mężczyznę i potrząsnęłam jego rękę.

Thomas już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk otwieranych z impetem drzwi. Do restauracji wbiegło kilkunastu uzbrojonych policjantów, krzyczących, byśmy rzucili broń.

- Kurwa. - powiedział cicho Thomas, którego kilka sekund później zakuli w kajdanki. Mnie dopadli zaraz po nim. Wiedziałam, że nie ma sensu się opierać, więc poszłam do samochodu policyjnego, gdzie ja i mój towarzysz zostaliśmy usadzeni. Jeszcze nigdy nie byłam w więzieniu. Cholernie stresowałam się tym, co nas czeka. Ze stresu zaczęła drgać moja lewa noga. Był to tik nerwowy, którego nawet nie zauważyłam. Zrobił to natomiast Thomas, który lekko ją zatrzymał skutymi dłońmi, udając, że nie zwraca na mnie uwagi i patrząc w kierunku drzwi.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Posiedzimy tu trzy, góra cztery dni. - próbował mnie uspokoić.

- Świetnie. - odparłam poprawiając zakrwawioną sukienkę i bawiąc się pierścieniem. Oby teraz przyniósł szczęście.





Catherine's WinesKde žijí příběhy. Začni objevovat