Rozdział 2

16 3 6
                                    

Słońce wstalo jakiś czas temu, Jack właśnie wstał. Widać było, że nie spał w nocy.
- Jemy? Wstawaj jest 7! - krzyknął Jack, by jego młodsza siostra wstała - idę na poranne bieganie wiec zrób sobie sama śniadanie! - dodał chłopak i ruszył w stronę drzwi
Jack miał dobra, poranna rutynę szedł na dwór, jadł sniadanie, zajmował się Motim - jego jaszczurką, a następnie szedł do szkoły.
- Jack! Brachu, już myślałem ze nie przyjdziesz, jak tam randka z Lew? - zapytał go Spotii - wyglądasz źle, spałeś? Nie chce nic mówić ale wyglądasz jak zombie..
- Weź już nie wymyślaj - odpowiedział obrażony Jack
- Hejka... - przywitała się smutno Dan - co? Co się tak na mnie gapicie?
- A nic, pierwszy raz widzę jak witasz się z nami ze smutna miną, co się z wami dzieje ? Mam nadzieje ze Lew będzie w dobrym humorze. - powiedział Spotii, z nadzieją ze nie będzie musiał słuchać ich marudzeń przez cały dzień - Hej Lew, powiedz ze chociaż ty będziesz normalna.
- Przykro mi Spotii ale nie, jakoś mi tal smutno i to nie tylko przez zrywanie bambusów biednych małych pand ale jakoś nie potrafię być szczęśliwa.. - odpowiedziała Lew ze smutna mina - może to kwestia ciśnienia
Dzwonek zadzwonił na lekcje wiec wszyscy szybkim krokiem ruszyli do sali. Nauczyciel mówił coś o wulkanach i trzęsieniach ziemi a Jack myślą tylko o nowym terrarium które chce kupic Motiemu.
BOOM! Trzask przestraszył wszyskich a w szeczególnkści Jacka.
- Lew !! - krzyknął przerażony
Wielka 4, a w zasadzie 3 wstała i podbiegła do dziewczyny.
- Jack...odsuń się ! - powiedział stanowczo nauczyciel

Po chwili gdy Lew się obudziła, Jack przytulił ja i powiedział:
- Dobrze się już jesteś ze mna, martwiłem się
- Fajnie ze wróciłaś na ziemie kosmitko! Ha ha - zażartował Spotii
Dan nic nie powiedziała tylko spojrzała na Lew z uśmiechem.

Wszyscy pożegnali się , a potem każdy ruszył we własna stronę. Niestety wszyscy mieszkali daleko od siebie, ale każdego z nich czekała długa podróż pieszko. Tylko Lew pojechała do domu samochodem, nikt nie chciał redukować jej zdrowiem.
- Mamo, nie uwierzysz co mnie dzisiaj spotkało! - zaczęła mówić Lew
- skarbie wiem widziałaś Jacka, każdego dnia gonwidzisz i zawsze mi o tym mówisz. Ha ha ha - zaśmiała się mama
- Nie.., znaczy to tez ale dzisiaj pierwszy raz zemndlalam i miałam taka jakby wizje. Widziałam siebie jako bohaterkę. Ratowałem miasto i byłam taka pewna siebie oraz odważna... - opowiadała dziewczyna
- Skarbie ty jesteś odważna . Pamiętaj :
- Odwaga polega na stawianiu ciała własnemu strachowi - powiedziały w jednakowym czasie

Spotii ruszał właśnie na trening. Tym razem była to koszykówka, chłopak lubił ten sport za trzy rzeczy :
1. Pracujesz w drużynie
2. Rywalizacja
3. Cherleederki
Żwawo przysporzył na sama myśl o tym ze grają pojutrze mecz. Nie chwila się spóźnić ponieważ wiedział ze będzie musiał wtedy wykonywać karne ćwiczenia.
Minął właśnie wejście do sali gimnastycznej, otworzył drzwi i wszedł do szatni. Przebrany poszedł na trening.

Mama Dan upiekło ciasto marchewkowe , jedno z ulubionych całej rodziny. Zabim się obejrzeli z ciasta został pusty talerz.
- Mamo, czemu od jakiegoś czasu pieczesz tak dużo ciast i babeczek - spytała dziewczyna
- Szykuje się na konkurs cukierniczy . Chce wygrać i przekazać nagrodę na cel charytatywny. - odpowiedziała z duma mama
- A i możesz zaprosić przyjaciół, konkurs będzie w telewizji wiec możecie pójść do studia i trochę się rozejrzeć. Może zobaczycie kogoś sławnego. - zaproponowała mama
- Pewnie, dziki mamo - ledwo co powiedziała już jej nie było, napisała do wszystkich grupowa wiadomość z zaproszeniem

Gdy Jack zasypiał przypomina sobie o Lew, o tym co się stało zrozumiał ze trzeba żyć pełnia życia bo w każdej chwili coś może ci je zabrać.

OdmienniWhere stories live. Discover now