1

341 13 1
                                    

Gilbert wychodząc z powozu przeżył szok. Zamek, a właściwie pałac, który przed nim stał był nie tylko ogromny, bogaty i niesamowity ale także wywoływał w nim dziwne uczucia. Podziw, zainspirowanie, ciekawość, a także pewne uczucie... Potęgi. W jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, gdzie tak naprawdę się znajduje. To nie są zwykli, bogaci ludzie. To rodzina królewska - najważniejsze osoby w kraju. Bez nich panowało by bezprawie, bieda i głód. Jak silni musieli być, żeby umieć zapanować nad tym wszystkim?

Odpowiedź na jego pytanie stała przed drzwiami, a raczej wrotami pałacu. Wzrok bruneta najpierw wylądował na postaci, która sprawiła, że poczuł się małym człowieczkiem, nic nie znaczącym w tym kraju. A mianowicie, na samym królu Arturze, który stał dumnie wyprostowany, z wysoko podniesioną głową i delikatnym, chociaż właściwie wręcz nie zdradzającym emocji uśmiechem. Był on ubrany w strój, który zdradzał jego status.

Obok niego stała równie dumna, chociaż wyglądająca milej, kobieta. Królowa Luiza - bo taki był jej tytuł, miała w spojrzeniu coś, czego brakowało jej mężowi. Iskierkę ciepła, która dodawała nadzieji i siły. Nie była ubrana jak druga, najważniejsza osoba w państwie, a raczej po prostu jak zwykła dama.

Młoda kobieta, która stała przed tą dwójką przypomniała bardziej swojego ojca, aniżeli matkę. Tak samo dumna. Tak samo pokazująca swoją pozycję, samą swoją postawą. Była jednak drobna, a jednak tak znaczącą różnica - na jej twarzy widniał pewny siebie, niebezpieczny uśmiech. Jej oczy zdradzały, że jej życie nie było usłane różami, a jednocześnie przekazywały jedną wiadomość: "Żadna kropla mojej wartości nie zależy od twojej akceptacji mnie".

Gilbert siłą rzeczy zauważył jeszcze jedną rzecz. Dziewczyna była piękna. Nie śliczna, nie ładna, nie urocza, a piękna. Długie, brązowe włosy ładnie kontrastowały z jej jasną cerą. Duże, czerwone, pełne usta i brązowe, tajemnicze oczy walczyły ze sobą o uwagę adoratorów. Drobna sylwetka dziewczyny sprawiała, że wydawała się być delikatna. Błękitna suknia, w którą była ubrana wskazywała, że dziewczyna nie jest biedna, a diadem na jej głowie wyjaśniał resztę.

Kiedy księżniczka zauważyła, że chłopak jej się przypatruje, wlepiła w niego swój wzrok. Jednak nie na długo, kiedy jej rodzice zaczęli witać rodzinę Barrych. W końcu przyszła kolej i na nią. Skinęła głową wujkowi i cioci, a następnie przytuliła swoją kuzynkę, Dianę.

Panienka Barry od zawsze bardzo szanowała swoją kuzynkę. Nie łączyła ich jakaś głębsza, siostrzana więź, ale kiedy miała problem często pisała do Charlotte, żeby poprosić ją o radę. Nic dziwnego - księżniczka była najmądrzejszą osobą, jaką znała. Miała niestety jedną, dużą wadę - bywała egoistyczna, chociaż wiele osób nazywało to po prostu za dużą pewnością siebie. Diana wiedziała jednak, że Charlotte ma do tego pełne prawo. W końcu za niedługo ma zostać królową, a to równa się z tym, że musi być świadoma swojej władzy i pozycji.

- Dobrze cię widzieć, Diano - zwróciła się do niej brunetka, kiedy przestały się przytulać. Dziewczyna chciała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie jej rodzice zaczęli mówić.
- A ten młodzieniec to Gilbert Blythe - zaczął pan Barry, widząc, jak królowa przygląda się ich towarzyszowi. - Opowiadaliśmy wam o nim w ostatnim liście.
- A więc chcesz zostać lekarzem?

Król szybko skojarzył fakty. Pytanie które zadał, nie brzmiało ani osądzająco, ani nie było też w nim grama ciekawości. Mimo to, Blythe potwierdził.

- Zobaczymy co się da zrobić. Narazie i tak zostaniesz tutaj z twoimi... Towarzyszami. Prawda?
- Jeśli to nie problem, Wasza Wysokość.
- Oczywiście, że nie! - Odpowiedziała mu królowa, która uwielbiała gości. Tym razem jednak miała w tym także inny cel. Wiedziała, że jej córka za niedługo przejmie tron po swoim ojcu, jako ich jedyne potomstwo. To wiązało się jednak z wieloma obowiązkami, a jednym z nich było wyjście za mąż. Królowa bez króla jeszcze nigdy nie zaszła daleko - tą myślą kierowała się Luiza, poszukując mężczyzny swojej córce. Nie chciała jednak wydać jej za obcego mężczyznę, więc brała pod uwagę tylko tych, którzy byli wystarczająco blisko księżniczki, żeby móc pokazać, że zależy im na jej względach.

Uznała więc Gilberta jako potencjalnego kandydata, pomimo, że jego pozycja nie była wysoka w państwie. Jednocześnie wiedziała, że na razie nie może naciskać ani na niego, ani na swoją córkę. Zostało jej tylko czekać i uważnie obserwować, jak potoczą się sprawy.

Król Artur myślał całkiem inaczej od niej. Wiedział, że jego córka poradzi sobie sama jako królowa i małżeństwo jest potrzebne jedynie, żeby nie wywoływać zbyt dużej sensacji, która mogłaby przytłoczyć Charlotte. Dlatego też planował wydać ją za jakiegoś księcia, ewentualnie dobrze postawionego, bogatego mężczyznę. Brał jednak pod uwagę perspektywę swojej żony, która pragnęła szczęścia córki.

Sama Charlotte nie była zbytnio skłonna do wyjścia za mąż, chociaż wiedziała, że prędzej czy później to się stanie. Narazie jednak skupiała się na innych rzeczach, które miały zapewnić jej władzę. Jedną z nich była wiedza, która była niezbędna, żeby mądrze rządzić krajem.

Brunetka poświęcała więc codziennie pięć godzin na naukę. Pieczęć nad jej procesem edukacji sprawowała jej guwernantka, Emily. Starsza już kobieta uczyła księżniczkę nie tylko matematyki, angielskiego, francuskiego, geografii, biologii i łaciny, ale także zasad Savoir Vivre. Od roku jednak, przez swój stan zdrowia, nie przychodziła do dziewczyny codziennie, a jedynie raz w tygodniu, kontrolując czego jej uczennica nauczyła się przez tydzień.

Charlotte jednak to nie wystarczało. Król, widząc to, postanowił, że dziewczyna będzie uczyć się także umiejętności praktycznych - jazdy konnej, tańca, sztuki. Dzięki temu jego córce nigdy się nie nudziło.

Mimo napiętego grafiku księżniczka znajdywała czas na różnego rodzaju bale i uczty, na których poznawała rozmaite osobowości. Na takich wydarzeniach najczęściej próbowała zdobyć przychylne spojrzenie tych osób, które otworzyło by jej drogę na nowe możliwości. Szło jej to niezwykle łatwo, niestety nie było to urzekanie charakterem, a raczej umiejętna manipulacja. Jednak, jak Charlotte często sama powtarzała: "prawdziwą potęgą jest wykorzystywać innych do swoich celów, a zarazem sprawiać, że będą wierzyć w to, że to oni sprawują kontrolę".

Mimo wielu wad, które posiadała córka króla, była ona dobrą księżniczką dla swojego ludu. Dbała o to, żeby panowała sprawiedliwość. Nie dopuszczała do kryzysów gospodarczych i inwestowała w rozwój kraju. Stawiała na zapewnienie wykształcenia swoim poddanym, dzięki czemu z każdym rokiem podnosił się poziom bogactwa królestwa. Zrobiła tyle dobrych rzeczy, a jeszcze nawet nie została królową. Może dzięki temu lud był wobec jej rodziny tak ufny i posłuszny.

Jedno jednak było pewne. Ta dziewczyna potrafi dużo więcej, niż ktokolwiek jest w stanie pojąć, a jej postać jeszcze nie raz zapisze się w kartach historii.

I wanna be your prince Where stories live. Discover now