26.Ręce splamione krwią

Zacznij od początku
                                    

-Jeśli te ślady należą do człowieka, to był tutaj niedawno. Ktoś nam powinien pomóc - uśmiechnąłem się, chłopak tylko bardziej się zdenerwował. - Wrus, co się dzieje?

-Te ślady - mówił powoli. - One... należą do... - głos uwiązł mu w gardle. Teraz to ja zacząłem się bać. W końcu wydusił. - One należą do Pesatów.

Mocno zwolniłem kroku, gdyż jak za czarodziejskim dotknięciem różdżki, poczułem na sobie wiele tysięcy nieistniejących spojrzeń. Wspięliśmy się z Wrusem na jedno ze wzgórzy. Moje samopoczucie jeszcze bardziej się pogorszyło, gdy na ziemi ujrzałem ponad setkę szkieletów. Usiadłem na ziemi. Gdy ochłonąłem z emocji na tyle, by móc się ruszyć bez drgawek, spojrzałem na Murzyna. Stał i patrzył się dalej w ten sam punkt co wcześniej. Był w szoku, to było pewne. Delikatnie złapałem go za rękę, by dać mu znać, że powinniśmy iść. Nie marzyła mi się noc przy szkieletach, a słońce powoli znikało po zachodniej stronie wyspy. Mój kontakt fizyczny raczej mu nie pomógł, gdyż krzyk przerażonego chłopaka odbijał się echem w wiosce jeszcze przez parę długich sekund.

-Wybacz... Nie chciałem cię przestraszyć.

-Nic się nie stało - powiedział szybko. - Słońce już zaszło, chodźmy spać. To był...

-Ciężki dzień - dokończyłem za chłopaka, który nie wiedział, jak dobrać słowa. Po godzinie znaleźliśmy budynek, w którym ryzyko zawalenia się dachu było najmniejsze. Wrus zasnął pierwszy. Zanim moje powieki zamknęły się na kilka godzin, słyszałem jeszcze krzyki chłopaka. Ogarnęło mnie ogromne współczucie. Wrus stracił rodziców podobnie jak ja, tyle że nigdy nie znalazłem się w Sektorze 56. On za to na własne oczy ujrzał śmierć swojej matki oraz obraz zniszczenia wioski, której bronił jego ojciec. Po moim policzku spłynęła jedna jedyna łza, po czym zasnąłem.

Na moje czoło skapnęło kilka kropel krwi z ciała stworzenia. Szok po niespodziewanym przebudzeniu nie mijał. Dalej trzymałem zielony sztylet nad swoim czołem, wbity w gardło... czegoś. Mój mózg nie był w stanie ogarnąć, co właściwie zrobiłem. Przecież ja spałem! Jak ja mogłem coś zabić?! Przez kilka sekund patrzyłem na idealnie wymierzony cios, po czym pojawiła się czarna myśl. Czy to Wrus? Moje wątpliwości rozwiał ni to jęk, ni to ryk, który wydała moja ofiara. Zerwałem się na równe nogi. Wyczułem obecność jeszcze wielu osób na zewnątrz. Dźwięk stworzenia obudził Wrusa. Wielkimi oczami przypatrzył się ciału leżącemu na ziemi.

-To... Pesat. - Chwilę jeszcze osłupiali oglądaliśmy ciało "człowieka". Wrus zdążył tylko chwycić sztylet i obronić się przed ostrzem innego Pesata, który wślizgnął się przez dużą szczelinę w dachu. Kopnąłem w spróchniałą ścianę, która zawalając się, otworzyła nam przejście. Tracąc kontrolę nad ręką strzeliłem z łuku za siebie. Strzała uderzyła w mutanta, który wyskoczył zza ściany jednego z domów. Gdybym go nie zabił, z łatwością by nas pokonał. Biegliśmy przez środek wioski. Murzyn zabijał co chwilę pojedynczych wrogów, tymczasem w mojej ręce pojawiały się coraz to różne bronie. Zdziwiłem się, gdy kilka noży trafiło w oczy karłów, a trzech innych padło od pocisków pistoletu. Coś bardzo chciało, bym przetrwał tę noc. Byłem nieco szybszy od Wrusa, więc go wyprzedziłem. Chciałem się zatrzymać, ale całe ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Biegłem między budynkami, coraz bardziej zagłębiając się w labirynt. Kontrolę nad sobą odzyskałem dopiero po wybiegnięciu poza gniazdo potworów. Sztylet w mojej ręce powędrował w szyję zabłąkanego Pesata. Stałem na łące za ruinami. Zrozumiałem, że muszę ratować Wrusa. Przecież zostawiłem go sam na sam z setką Pesatów! Pobiegłem w stronę zabudowań, jednak mimowolnie zawróciłem. Spróbowałem jeszcze raz, znowu nic. Po chwili trzymałem w ręce miecz.

-Czymkolwiek jesteś - powiedziałem do ostrza. - Zrozum, muszę uratować Wrusa. - Miałem wrażenie, że ostrze błysnęło, jakby się zgadzając. Szybkim krokiem ruszyłem w kierunku odgłosów walki. Udało się. Znalazłem chłopaka razem z dziesięciorgiem potworów. Obok niego leżało pięć trupów. Szybko zorientowałem się, że z każdej strony nadchodzą nowi przeciwnicy. Kiedy znalazłem się blisko przyjaciela, ten się potknął o jedno z ciał i upadł na Pesata, wbijając mu sztylet w klatkę piersiową. Rzuciłem nożem w głowę stwora, który szykował się na śmiertelny cios w kierunku Murzyna. Zdziwiłem się własną celnością, ponieważ broń trafiła dokładnie między ślepia potwora. Wrus zdążył wstać i wykonał zamach w kierunku Pesata obok. Trafił w jego bok. Potwór zakołysał się i upadł. Chłopak wskoczył na jego głowę miażdżąc mu czaszkę. Ja dla odmiany strzeliłem w stwora, który nieudolnie próbował mnie zabić. Od tyłu jednak zaszedł mnie kolejny. Zdążyłem ochronić się mieczem, jednak jego siła odepchnęła mnie od tyłu i potknąłem się o ciało jednego z trupów. Pesat miał zadać cios, jednak Murzyn w samą porę go powalił. Stwór upadł na własny miecz. Zza jego pleców nadbiegł kolejny, ale popełnił ten sam błąd i przez nieuwagę zginął z własnej ręki. Wokół nas uzbierało się blisko piętnastu Pesatów, a z budynków wychodzili kolejny. Nie traciliśmy jednak wiary. Pięć potworów wręcz wbiegło się pod mój łuk. Wrus pokonał trzech kolejnych. Tymczasem wpadłem na pewien pomysł. Skoro potwory wyszły nocą, to znaczy, że nie powinny przepadać za światłem. Wyobraziłem sobie, że strzała, którą właśnie naciągam na łuk, płonie... Kilka sekund później dwa płonące stwory rozbiegły się spanikowane, wprawiając przy okazji w osłupienie inne. Mając chwilę na ucieczkę zaczęliśmy biec. Pesaci jednak szybko się uspokoili i rozpoczęli pościg. Strzeliłem za siebie z pistoletu. Nawet nie wiedziałem, czy trafiłem. Liczyło się tylko nasze życie. Z ulgą zauważyłem, że niebo zaczęło przybierać różową barwę. Wtedy z zaskoczenia zeskoczyło obok nas kilka potworów z dachów. Bez większego problemu ich pokonaliśmy, jednak reszta znacznie zmniejszyła dzielącą nas odległość. Bałem się, że nie zdążymy. Znaleźliśmy się przy krańcu wioski, jednak byliśmy oddaleni od Pesatów o kilka metrów.Co gorsza, zaczęliśmy odczuwać zmęczenie i zaczęliśmy zwalniać. I wtedy wzeszło słońce. Oślepiło ono stwory, które zatrzymały się gwałtownie. Z nowym płomykiem nadziei ruszyliśmy przed siebie. Na horyzoncie było widać już połowę gwiazdy. Kilku odważniejszych Pesatów wyrwało się z tłumu. Zamachnąłem się mieczem. Dwie głowy poturlały się po ziemi. W tym momencie adrenalina opadła, poczułem ogromne zmęczenie, upadłem na kolana. To jednak nie był koniec. Wrus wbił sztylet w głowę mutanta. Dźwięk łamanych kości wywołał na mnie drgawki. Leżąc na trawie ubrudzonej krwią widziałem, jak Wrus siłuje się z ostrzem, które utknęło w ciele trupa. Mimo ciemnych plam, które znacznie ograniczyły mi pole widzenia, dostrzegłem cień. Chwilę później zza pleców chłopaka wyłonił się karzeł gotowy do ataku. Ostatnimi siłami z dzikim okrzykiem ruszyłem na potwora. Mój nóż zanurzył się w jego wnętrznościach, a krew wytrysnęła z rany. Ostatnim ruchem zdołał wbić swój sztylet w brzuch. Mój brzuch.

Przy okazji... DZIĘKUJĘ ZA 9K WYŚWIETLEŃ! NIE SĄDZIŁEM, ŻE TO SIĘ KIEDYKOLWIEK UDA!!! JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ! :D TO OGROMNA ILOŚĆ, Z KTÓREJ JESTEM PRZEOGROMNIE DUMNY!!! :DDD WIĘC JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!!!


Proszę również o odwiedzanie tej strony >> poomoc.pl << Jest to strona, na której są podane najbardziej znane strony charytatywne. Ustawcie ją sobie jako stronę startową czy coś, bardzo proszę :D Dzięki!


DO NAPISANIA!!!


Piorun (1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz