1. Najgorsze wakacje życia

14 0 0
                                    


Pierwsze co usłyszałam tego dnia to... budzik. Słyszę ten okropny dźwięk od poniedziałku do piątku. Tydzień za tygodniem. Nienawidzę go, ale tym razem nie oznacza on wstawania do szkoły. Dzisiaj lecę na dwa tygodnie do Nowego Jorku! Strasznie się cieszę. Czekałam na ten wyjazd od miesięcy. Szybko zebrałam się z łóżka i zeszłam na dół. 

Udałam się do kuchni. Czekała tam na mnie już moja mama. Jak zawsze postawiłam na tosty. Kocham tosty. Wiem, to głupie jeść cały rok jedno i to samo na śniadanie, ale tosty to najlepsza rzecz jaka mnie spotkała na tym świecie.

- Zbieraj się szybko, spóźnimy się na samolot!

No i po tostach... No nic, zabrałam swoje bagaże do samochodu i ruszyłyśmy prosto na lotnisko. Jestem jedynaczką, mam 16 lat i nazywam się Lydia. Mieszkam sama z mamą. Zawsze było nam dobrze we dwójkę. Zapytacie pewnie, gdzie mój ojciec. Dobre pytanie. Ja też tego nie wiem. Mama nie lubi o nim rozmawiać, więc przestałam pytać.

- Lydia wysiadaj, spóźnimy się na samolot.

Zebrałam się i wysiadłam z auta. Zaraz potem znalazłyśmy się w samolocie. Chciałam rano  pożegnać się jeszcze raz z Mią i Lucasem, ale mama nie pozwoliła mi na to. Strasznie się śpieszyła. Nie wiem dlaczego jest taka zestresowana dzisiaj. Nigdy taka nie była podczas naszych wyjazdów. Nie jest to też nasz najdłuższy lot więc kompletnie jej nie rozumiem. Wiem jedno. To będą najlepsze wakacje od lat. Marzyłam o locie do Nowego Jorku od dawna. Byłyśmy w różnych miejscach na świecie. W Azji, Europie, Ameryce Południowej, jednak nigdy nie zwiedziłyśmy innych stanów w USA.

Spojrzałam na mamę. Wyglądała na zdenerwowaną. Ręce jej drżały.

- Wszystko w porządku? - zapytałam.

- Jasne tylko... czeka cię mała niespodzianka na lotnisku. - odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko do mnie.

No pięknie. Niespodzianka... nie lubię ich. Założę się, że mi się nie spodoba. Aż boje się pomyśleć co wymyśliła.

***

Doleciałyśmy. Wyszłam z samolotu rozglądając się za tą niespodzianką. Nie widzę żadnych banerów z napisem "Witaj w Nowym Jorku Lydia" albo "Miłych wakacji Lydia". To głupota. Nie znam nikogo z Nowego Jorku, mama chyba też. No właśnie... chyba. Moje wszelkie wątpliwości rozwiały się, kiedy zobaczyłam wysokiego mężczyznę około czterdziestki machającego do nas.

- Mamo, kto to jest? - proszę niech to nie będzie jej nowy narzeczony. Zapomniałam wam powiedzieć. Moja mama była tyle razy zaręczona, że aż szkoda gadać. Raz z Niemcem, raz z Anglikiem, a innym razem z Hiszpanem. Można by wymieniać w nieskończoność. 

Spojrzałam na mamę, potem na mężczyznę. Uśmiechali się do siebie. Czy to znaczy...nie, to niemożliwe.

- Witaj Matthew. - odezwała się moja rodzicielka. - Miło cię widzieć, a gdzie twój syn?

Jaki syn?! Nie nie nie. Nie Lydia, nie nastawiaj się źle. Może to tylko kolega z młodości mamy, który ma syna. Może to jakiś dwunastoletni chłopiec, albo siedmioletni. Prawdopodobieństwo tego, że ma szesnaście lat jest bardzo małe.

- Zaraz tu będzie, parkuje samochód, straszny tłok dzisiaj na tym lotnisku. - odpowiada Matthew.

To wszystko jest coraz bardziej podejrzane. Mój szósty zmysł podpowiada mi, że to wszystko nie skończy się dobrze. Co więcej, obawiam się, że wakacje spędzimy w towarzystwie Matthew i jego synka. Nie tak to sobie wyobrażałam.

Stay with me princessDonde viven las historias. Descúbrelo ahora