Rozdział 4 - Wyjazd

Zacznij od początku
                                    

***

TOMEK

Gdy tydzień wcześniej mijałem blond kociaka na schodach szkoły, w sekretariacie której dopełniałem formalności i uzupełniałem kartę zgłoszeniową o niezbędny załącznik karty szczepień, zwróciłem uwagę na jej urodę. To byłą ta sama dziewczyna, którą przewróciłem drzwiami. Wtedy wystraszyłem się, że to koleżanka stalkerki i dlatego tak szybko się ewakuowałem. Teraz podobna myśl przemknęła mi przez głowę, ale zdusiłem ją. To by było zbytnie przegięcie i zwyczajnie nie chciało mi się wierzyć, by z mojego powodu dziewczyna zorganizowała wyjazd innej dziewczyny na obóz.

Blodyneczka była więcej, niż ładna. Drobna, ale proporcjonalnie zaokrąglona. Teraz widząc ją wsiadającą do autokaru chwilę po tym, jak obściskiwała się ze swoim chłopakiem musiałem przyznać, że bardzo przyjemnie się na nią patrzało. Była zajęta, miała faceta i jechała na obóz jako wychowawca raczej nie po to, by mnie śledzić i dostarczyć materiały tamtej ześwirowanej dziewczynie. Patrząc na nią pomyślałem, że ten wyjazd ma szansę, by stać się ciekawszy niż przewidywałem. Czas pokaże, nie planowałem nic.

Załączyłem rozmowy polsko – włoskie w telefonie i przeżuwając kanapkę, rozparłem się wygodnie na swoim siedzeniu.

***

IZA

Z godziny na godzinę, dzieciaki ośmielały się, zawierając znajomości. Skutkowało to tym, że robiło się coraz głośniej, a po czterech godzinach jazdy już praktycznie żadne z nich nie potrafiło usiedzieć na swoim miejscu. Telefony wyczerpywały się, więc nie było jak grać, przeglądać ulubionych miejsc w sieci. Plus wyładowanych smartfonów był taki, że przestali napierniczać muzyką z głośniczków telefonów. Troje miało dodatkowe bezprzewodowe głośniki, ale i te ucichły, a wraz z nią kakofonia. Hałas kakofonii muzyki ucichł i zastąpiły go głosy, przekrzykiwanie się i salwy śmiechu dzieciaków. Zaczynałam podejrzewać, że ten wyjazd będzie o wiele bardziej eksploatujący mnie i męczący, niż zakładałam.

Do bram ośrodka dotarliśmy wieczorem i zmęczenie musiał odczuwać każdy. Klimatyzacja w autokarze nie dawała rady schłodzić powietrza, ale nie dziwiłam się temu specjalnie. Taka ilość dzieci rozbrykanych, niczym młode koźlęta i ponad trzydziestostopniowy upał na zewnątrz nadwyrężyły nie najnowocześniejszy pojazd. Wysypaliśmy się z autokaru, gdy tylko kierowca zaparkował przed bramą ośrodka.

Rozpoczęła się procedura przydzielania walizek, które należało donieść do kwater. Autokar nie mógł wjechać na posesję, bo, jak na powiedziano, mógłby mieć problem z wyjazdem, lub zakopałby się na nieutwardzonej nawierzchni.

Dzieciaki odbierały torby i plecaki, które wydawał ciemnowłosy chłopak. Twarzy nie widziałam, ale w oczy rzucił mi się inny detal jego urody. Bardzo, ale to bardzo zgrabny tyłek, kształtnie przechodzącego w szerokie plecy i barki.

Byłam zmęczona, spocona, głodna i cisnęła mnie potrzeba, a zawiesiłam się oglądając męski zadek? Czyżby to efekt spuszczenia siebie ze smyczy? Wakacje, ciepły klimat i włączył mi się tryb frywolności? Niepodobne do mnie, ale kto wie, może tak to właśnie działa.

– Ty, blondi! – Podniosłam wzrok i napotkałam rozbawione spojrzenie właściciela pupy. – Chodź pomóż, bo do nocy nie skończymy!

Podreprtałam do niego dziwiąc się sobie, że nawet mi się nie chciało zawstydzić, mimo faktu bycia przyłapaną na obmacywaniu go wzrokiem. Widziałam, że go rozbawiłam, może nawet przyjemnie połechtałam ego, ale jedyne, o czym teraz myślałam, to ubikacja, prysznic, kolacja i sen. Dokładnie w takiej kolejności. Wiedziałam, że od ostatniego podpunktu dzielą mnie lata świetlne, bo przecież trzeba jeszcze rozparcelować dzieciaki, dopilnować ich nakarmienia, ablucji i dopiero wtedy będzie czas na zasłużony odpoczynek.
Posłusznie odbierałam walizki i plecaki z rąk posiadacza ślicznego kuperka i odczytując zawieszki na podpisanych bagażach, podawałam je ich właścicielom.
Ładna, trochę onieśmielona dziewczyna, wokół której zebrały się najmłodsze dzieciaki, ustawała ich w pary, pomagjąc się zorganizować. Wiedziałam już, że mi przypadną starsze dziewczyny, a gogusiowi w obcisłym t-shircie, starsi chłopcy. Może to i lepiej, bo nie jestem przykładem kwoki, która przygarnie zasmarkanego berbecia i utuli własną piersią. Bliżej mi było do pyskatych nastolatek, bo sama od zawsze taka właśnie byłam.

Gdy każdy odebrał już swój bagaż, a wyraźnie zmęczony kierowca z ulgą zamknął luk bagażowy, a w końcu i autokar, ruszyliśmy do drewnianej furty, w której stała, czekając na nas uśmiechnięta kobieta i mniej radośnie usposobiony mężczyzna.

– Witamy na „Rancho koło młyna". – Przywitała nas gromko. – Czeka was przygoda. Nie ma tu telewizora, ale jest piękna przyroda.

Najmłodsza grupa jęknęła na wieść o braku telewizora.

– Powiem więcej! – Uniosła teatralnie palec, przyciągając uwagę zebranych. – Nie ma Internetu, bo zasięg da się złapać trzy kilometry stąd.

Jęknęli wszyscy, włącznie ze mną.

Cóż, przymusowy detoks od połączenia z siecią? Może być ciekawie. Cholera, nie pamiętam, bym nie łączyła się z siecią przez czas dłuższy, niż pół dnia! Może być bardzo, ale to bardzo... inaczej.

Wakacyjny epizod +18! (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz