Red Bull znów szybszy od Ferrari

10 2 0
                                    

Pogoda dokłada trzy grosze

Przez cały weekend aura raczej oszczędzała kierowców. Co prawda upał i wilgotność powietrza były na wysokim poziomie, co dla klimatu w którym leży Miami to norma, lecz obyło się bez opadów deszczu. Ulewa przyszła jednak nad tor w okolicach północy i zmyła całą gumę. Tak jakby kierowcom było mało problemów z bardzo gładkim asfaltem, na który narzekali po kwalifikacjach.

Powodów do tego nie miał po kwalifikacjach duet Astona Martina, być może trochę Sebastian Vettel. Zupełnie inaczej było tuż przed wyścigiem. Okazało się, że ekipa z Silverstone nalała... Za zimnego paliwa do bolidów swoich kierowców. Co oznacza za zimne paliwo w Formule Jeden? Dopuszczalny limit to temperatura powietrza minus dziesięć stopni Celsjusza. Vettel i Stroll musieli więc zacząć wyścig w alei serwisowej, pozostawiając dziesiąte i trzynaste pola startowe puste.



Przegrana w kwalifikacjach? Stracony piątek? A co to za problem? Nazywam się Max Verstappen



Nim o przebiegu samego wyścigu, krótka notka o dobrze opon. Standardowo na starcie królowały mediumy, na Grand Prix Miami C3, ale nie zabrakło zawodników, którzy spróbowali swoich sił na twardym ogumieni. Tym razem na taki ruch zdecydowała się piątka zawodników: George Russell, Esteban Ocon, Nicholas Latifi i duet Astona Martina.



Pierwszy w sezonie duet Ferrari na starcie do wyścigu nie utrzymał się nawet jednego zakrętu. Max Verstappen choć przegrał start zarówno z Charlesem Leclerckiem jak i Carlosem Sainzem, Hiszpana ograł w pierwszym zakręcie, a następnie trzymał się blisko lidera klasyfikacji generalnej. Długo za liderem Ferrari nie musiał się ciągnąć, a swoją pierwszą okazję do ataku otrzymał już na dziewiątym okrążeniu i skrupulatnie ją wykorzystał, od razu uciekając na sekundę i rozpoczynając swój marsz po zwycięstwo.



Środek stawki próbował ratować show



W przeciwieństwie do Holendra, zawiodły oba Mercedesy, a zwłaszcza George Russell. Nowy nabytek Srebrnych Strzał po starcie zajmował piętnaste miejsce i spadł za startujących z piętnastej i szesnastej pozycji duet kierowców Haasa. Trzeba jednak przyznać, że Schumacher i Magnussen na początku wyścigu robili furorę i przez długi czas liczyli się w walce o punkty. Stracili ją na dobrą sprawę dopiero po pit-stopach, na które zjechali jako jedni z pierwszych.



Nie o trzy, a o dwie pozycję i to nie do końca ze swojej winy, spadł Lewis Hamilton. Brytyjczyk miał szansę znaleźć się na starcie przed Valtterim Bottasem, jednak zamiast tego spadł za Pierra Gasly'ego, a po chwili Fernando Alonso, który o mały włos nie wyrzucił go z wyścigu. Kierowca Alpine sczepił się z siedmiokrotnym mistrzem świata kołami i tylko szczęściu dwaj wielcy rywale zawdzięczają dalszy udział w wyścigu. Hamilton przed Fernando i Pierrem znalazł się już na szóstym okrążeniu, jednak brakowało Lewisowi tempa na Bottasa.



Podcięcie A'la Ferrari



Choć zawodnicy od Hamilton w dół starali się dostarczać nam jakichkolwiek wrażeń, większość manewrów wynikała z błędów, a gdy już mogło dojść do walki o trzecią lokatę, silnik w bolidzie Sergio Pereza postanowił spłatać psikusa i powiększyć jego starte do Sainza z jednej sekundy do ośmiu, niemal ustalając kolejność na podium. Jakąś nadzieją była jeszcze próba podcięcia w wykonaniu Charlesa Leclerca, lecz w dwa okrążenia po swoim pit-stopie, Monakijczyk stracił do lider wyścigu... Trzy sekundy, z czego osiem dziesiątych przez problemy Ferrari w boksie. Stajnia z Maranello do zwycięstwa potrzebowała cudu.

F1 | Verstappen tryumfuje w Miami! Niemiecki dramat!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz