1.Wystarczy mrugnięcie okiem

9 0 1
                                    

     Miriam wpatrywała się w swoje odbicie, starając się przywołać na twarz uśmiech.  Próbowała to zrobić odkąd jej najlepsza przyjaciółka, a jednocześnie służąca Devin, zaczęła szykować ją na uroczystość. Przez ten czas osiągnęła tylko tyle, że coraz bardziej drżały jej ręce.

-Uspokój się, przecież wrócą- Devin próbowała ja pocieszyć.

- Masz taką pewność? Wiesz ile ludzi ginie w bitwach? - Miriam zmarszczyła brwi i spojrzała przez okno, mając idealny widok na zachodzące, krwistoczerwone słońce. Od razu ten widok skojarzył się jej ze świeżą krwią, jaką widywała podczas niektórych rytuałów.

   Od rana miała złe przeczucia, ale gdyby próbowała komuś i nich powiedzieć, nie byłaby w stanie ich opisać. Tylko coraz bardziej mięła skrawek szalu w swoich dłoniach. Gdy drzwi do jej komnat otworzyły się, aż podskoczyła że strachu. Uspokoiła się dopiero, gdy zobaczyła mężczyznę stojącego w drzwiach.

-Bracie - aż jęknęła z ulgi. Szeroki uśmiech wypłynął ja jego twarzy, kiedy podszedł do niej i mocno ją przytulił. Wtuliła się w niego niczym małe dziecko. Był Od niej wyższy, chociaż byli bliźniętami, różnili się od siebie jak słońce i księżyc. Miriam była niską, fioletowooką blondynką, a jej brat Helios wysokim, niebieskookim blondynem.

-Spokojnie, wrócimy zanim się obejrzysz. Zobaczysz, jeszcze będę Ci towarzyszył na Twoim rytuale przejścia- odsunął ją na długość swoich ramion i zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Była ubrana w krwistoczerwoną sukienkę, a wokół jej pasa, przechodząca na ukos przez przód ciała i przerzucona przez ramię, była upięta złota chusta. Pomyślał z żalem, o zbliżającym się wymarszu, nie martwił się o siebie, czy ojca, ale o nią. Po raz pierwszy miała zostać sama w pałacu i przejąć opiekę nad państwem, dopóki nie wrócą z wojny.  Odwrócił głowę w stronę okna, gdy usłyszał uderzenia bębnów.

-Czas już na  nas- powiedział, podając jej rękę. Wyszli na korytarz i udali się za tłumem ludzi, którzy gdy tylko ich zauważali, stawali i kłaniali im się. Droga na dziedziniec zajęła im tylko kilka minut. Zanim jednak udało im się wejść na plac, drogę zastąpił im dowódca straży królewskiej. 

-Wasze wysokości-skłonił się, ale nie odsunął się, aby mogli przejść. 

-Leonidasie, czy coś się stało?- zapytał zimno Helios, mocniej chwytając Miriam pod rękę. Wiedział, że siostra się go bała i odkąd poprosił ich ojca o jej rękę, starała się go unikać. 

-Chciałem poinformować tylko, że przygotowania do wymarszu zostały zakończone, a jego książęca mość czeka już na was- powiedział i zrobił krok w stronę Miriam, która zadrżała na jego ruch, ale nie ze strachu, jak myślał jej brat, chociaż rzeczywiście trochę się go bała, ale głównie z nienawiści i obrzydzenia. Od trzech lat, od czasu tragedii nienawidziła go z całego serca i najchętniej widziałaby go na szubienicy.

-Skoro ojciec nas oczekuje, nie ma co dłużej kazać mu czekać-powiedziała ostro i zrobiła krok w stronę dowódcy, chcą by ją przepuścił. Ten zrobił krok w stronę ściany, a gdy przechodziła obok niego, chwycił kosmyk jej włosów i wyszeptał do ucha.

-Cieszę się, że spędzimy więcej czasu sami- założył jej włosy za ucho i z uśmiechem odszedł w głąb korytarza. 

-Co ci powiedział?- od razu zapytał ją brat, jej połowa duszy. 

-Nic takiego- próbowała udawać, że jego słowa nie poruszyły jej. - Heliosie, czy on naprawdę jedzie z wami?- jej brat skinął głową, ale widziała po jego twarzy, że myślami był już gdzieś indziej. 

Wkroczyli na pałacowy dziedziniec, na którym zgromadzili się wszyscy ludzie z pałacu. Stali albo bezpośrednio na placu, albo na krużgankach, odwróceni w stronę bogatozdobionej, czerwonej skały, która była pomnikiem, przedstawiającym wszystkie najważniejsze Bóstwa i do którego modlono się podczas królewskich rytuałów, jeżeli tylko nie była wymagana obecność w świątyni, znajdującej się po drugiej stronie dziedzińca. 

Rodzeństwo stanęło krok za swoim ojcem i wyciągnęło ręce po kadzidła i sztylety, które podali im kapłani. W chwili, gdy chwycili je w swoje dłonie, po całym placu rozległo się dzwonienie dzwonków, rytmiczne uderzenia w bębny i piszczałki. Ludzie zaczęli klaskać do rytmu, który powoli, stopniowo przyspieszał. 

Miriam uwielbiała uroczystości, było w nich coś co poruszało ją do głębi, gdy jednoczyła się w wszystkimi ludźmi wokół niej. Z rozmyślań wyrwał ją śpiew kapłana, który zaczął intonować modlitwy. Stali przed ścianą modlitw i wspólnie śpiewali, modląc się o zwycięstwo na wojnie i szczęśliwy powrót, nie tylko dla siebie, ale też swoich wszystkich ludzi. Tempo muzyki jak i samej modlitwy, zaczął przyspieszać, a gdy zbliżał się do kulminacyjnego momentu, podszedł do niej jeden z kapłanów i wyciągnął w jej stronę kielich. 

Nie myśląc za dużo, Miriam chwyciła mocniej sztylet, wzięła głęboki oddech i wypuszczając spalone kadzidła przecięła wewnętrzną część dłoni. Wystawiła rękę, a krople krwi zaczęły spływać do kielicha. Kapłan skinął głową, podszedł do jej brata i wszystko się powtórzyło, to samo zrobił jej ojciec. Kapłan obrócił się do nich plecami i chlusnął kielichem pełnym krwi na ścianę, aby Bogowie posilili się ich królewską krwią i łaskawiej spojrzeli na ich prośby.

 W momencie kiedy muzyka i śpiew były tak głośne, że nikt nie słyszałby słonia obok siebie, Miriam poczuła poruszenie powietrza, zdążyła tylko odwrócić wzrok od ściany i spojrzeć na swojego ojca, który w tej samej chwili upadał do przodu, a z jego pleców wystawała strzała. Mrugnęła zaskoczona i patrzyła się na leżącego ojca i na posadzkę, która zaczęła przybierać kolor ołtarza przed którym stali. 

Rzuciła się w stronę rodzica zdając sobie sprawę, że w tej chwili wszystko się zmieniło. Upadła przed ciałem ojca, oczy zaszły jej łzami, a cały świat skurczył się tylko do tego co miała przed sobą. Nie była świadoma paniki, która była wokół niej, ani ludzi uciekających we wszystkie możliwe strony. Jej ręce starały się zatrzymać krwawienie, a jej krzyk przywrócić do życia zamordowanego. 

-Miriam! Miriam!- poczuła, że ktoś intensywnie nią potrząsa. Oszołomiona podniosła wzrok i zobaczyła swojego brata, przestraszonego jak jeszcze nigdy. To ją otrzeźwiło na chwilę.

-Musimy uciekać -podniósł ją do pionu i popchnął w stronę wschodniego skrzydła- uciekaj wschodnim przejściem, spotkamy się w u zbiegu rzek- krzyknął i pobiegł w stronę północnego skrzydła. Przez chwilę wpatrywała się w plecy Heliosa, dopóki jeden z kapłanów nie podbiegł do niej. 

-Księżniczko, uciekaj, my zajmiemy się Twoim ojcem- skinęła głową, spojrzała jeszcze ostatni raz na ojca i z ociąganiem odwróciła się i pobiegła w stronę wschodu, komnat służących i tajemnego przejścia. 

Sułtańska nocWhere stories live. Discover now