97

101 3 0
                                    

 Wróciłam do Hylera.

- Odpuśćmy sobie wizytę u rodziców. Chcę wracać. Po tym, co się stało...

- Wiem. Skoro chcesz, to wracajmy. - Przytuliłam się do niego.

- Myślę, że mimo tego, co się stało, znaleźliśmy naszego rebelianta. - wyszeptałam wprost do jego ucha. - Nawet nie wiesz jak bardzo czuję się rozdarta...

- Wiem. Skoro chcesz, to wracajmy do domu. Musimy się przygotować.

Pokiwałam głową. Otarłam z oczu łzy, które nagle zebrały się na moich policzkach. Hyler położył dłoń na moich plecach, a ja przytuliłam się do jego ramienia. Razem wyszliśmy z Pałacu Sprawiedliwości i wsiedliśmy do samochodu. Wróciliśmy do poduszkowca, a godzinę później byliśmy w Kapitolu. Odebraliśmy dzieci od Rauna i wróciliśmy do domu.

Hyler niemal od razu zaszył się w biurze, a ja zjadłam z dzieciakami ciasto i włączyłam im bajki. Potem poszłam do biura Hylera. Jak zwykle siedział nad stosem papierów, z piórem w dłoni i zmartwioną miną

- Co Cię trapi? - zapytałam, siadając na brzegu jego biurka.

- Nie wiem ja rozegrać igrzyska. Na pewno powołam się na dług Crane'a, ale nie do końca wiem co zaplanował. Sytuacja może być cholernie dynamiczna. - Rzucił pióro na biurko i oparł się o fotel. Usiadłam mu na kolanach i pogładziłam go po udzie.

- Uspokój się. Stresujesz się i jesteś przez to rozkojarzony. Tak nic nie wymyślimy.

- I to twojemu bratu grozi śmierć. Chciałbym myśleć tak trzeźwo jak ty. - Pochylił się, kładąc głowę na moich kolanach. - Już widzę minę ojca, gdy arenę opuści dwoje trybutów. - Uśmiechnął się pod nosem.

- Będziemy mieli okazję, żeby zobaczyć to na żywo. - Uśmiechnęłam się szeroko i pogładziłam miękkie włosy męża.

- Wścieknie się. - Oparł brodę o moje kolana.

- A Seneka pewnie za to zapłaci. - Dodałam krótko. - To wciąż twój przyjaciel. Jesteś pewien, że zdołasz go poświęcić w tej walce?

- Cel uświęca środki. Zapłacę każdą cenę, by obalić ojca. Nawet jeśli nasze przyszłe zwycięstwo oznacza śmierć Seneki. - Powiedział zimno, czego się po nim nie spodziewałam. - Pozwoliłbym, żeby świat spłonął, ale Ciebie i dzieci zawsze bym uratował, bo jesteś moim największym skarbem.

Jego błękitne tęczówki przez chwilę przypominały mi wężowe oczy jego ojca, ale złudzenie zniknęło tak szybko jak się pojawiło.

Skwitowałam jego słowa smutnym uśmiechem. W sumie to nawet nie wiedziałam co miałabym powiedzieć. W takich momentach przypominał ojca. W momentach, gdy był gotów poświęcić cały świat. W takich momentach niekiedy mnie przerażał. Jakby to nie był on.

Na szczęście od niezręcznej ciszy wybawił mnie telefon. Czym prędzej odebrałam.

- Hej Lead. Stało się coś?

- Tu Cinna, uczeń Leada. Zostałem w tym roku stylistą i dostałem trybutkę z Dwunastki. Mam pewien pomysł, ale nie jestem co do niego pewien i chciałbym zapytać Panią o radę, jako że kiedyś była Pani trybutką z tamtych regionów.

- Oczywiście, Cinna. Słucham uważnie. - Spojrzałam na męża i włączyłam tryb głośnomówiący w telefonie.

- Dwunastka jest górnicza, ale to już oklepany motyw. Postanowiłem pójść o krok dalej. Węgiel się spała, więc dlaczego nie można by ubrać trybutów w palące się syntetycznym ogniem kostiumy? Lead uważa, że to trochę zbyt śmiały pomysł i dlatego potrzebuje też drugiej opinii.

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciOnde as histórias ganham vida. Descobre agora