Zapomnie-nie

79 8 2
                                    

— Czy gdyby to miało zakończyć twój ból, to chciałbyś tak po prostu zapomnieć?

Dopiero niedawno, kiedy stanąłem przed realnym wyborem, dotarł do mnie prawdziwy sens tego pytania. Czy naprawdę chciałbym, czy potrafiłbym tak po prostu zapomnieć, gdyby to miało zakończyć mój ból?

— Jesteś tutaj?

Oczywiście, że nie odpowiedziałaś. To idiotyczne, że dopiero teraz pojawiłem się w Sali Kryształu. Zdobyłem się na to pierwszy raz, od kiedy zniknęłaś. Miiko niejeden raz wzywała mnie do siebie, chcąc chyba zmusić mnie do konfrontacji z tym, co się wydarzyło. Ani razu nie odpowiedziałem na wezwanie. Doceniałem, że chciała pomóc, ale naprawdę nie nadawałem się do terapii szokowej. Prawda była taka, że nie mogłem znieść Katery w ogóle; każdy jej zakątek zdawał się być przesiąknięty twoją obecnością. Sala Kryształu to było już po prostu za dużo.

— Słyszysz mnie, Gardienne? — wyszeptałem, gładząc dłonią jaśniejący bladym blaskiem Kryształ. Nie słyszałaś... prawda?

Kwatera Główna pogrążona była w głębokim śnie. Sala Kryształu jak zwykle przepięknie wyglądała w nocnej scenerii. Spokój tego miejsca nie mógł mi się jednak udzielić. Byłem tu ten jeden, ostatni raz, z sakwą na plecach, chowańcem podróżnym uwiązanym przy bramie, przygotowanym eliksirem zapomnienia w zaciśniętej pięści i z duszą na ramieniu. To była ostatnia okazja, żeby cię odwiedzić. Teraz... nawet nie wiedziałem, co powinienem ci powiedzieć. — Nigdy nie byłem dobry w słowach. Nie dam pewnie rady wyrazić wszystkiego, co mam w głowie, odkąd cię straciłem.

— Jak cię znam, to gdzieś tam na drugim świecie, czy gdziekolwiek tam jesteś... O ile w ogóle jesteś? Na pewno martwisz się, jak zwykle, o nas tutaj. Jest... mhm, jest okropnie. Ma się niby wrażenie, że inni się jakoś trzymają, ale... to chyba tylko dlatego, że oni udają. Ja już chyba nie potrafię. Albo nie mam po co udawać. I tak wszyscy się domyślają, w jakim jestem stanie. Chciałbym im udowodnić, że to nieprawda, że jestem silny, że daję radę. Tylko że nie mogę. Wydawało mi się kiedyś, że jestem dobrym aktorem. Hmpf.

Musiałem odczekać chwilę, aż znowu zacznę mówić. Cholerny nieudacznik. Nie umiałem się nawet porządnie pożegnać.

— Minęło trochę dni i jest trochę łatwiej. Pierwszego dnia po bitwie, naprawdę nie byłem sobą. Nie mogłem wyjść z przychodni przez rany. Nie wierzyłem w to, co powiedzieli mi pielęgniarze, a potem osobiście sama Miiko. Nie mogłem uwierzyć, że ty... że my... to po prostu nie miało się tak skończyć.

Kolejny głęboki wdech i wydech niewiele zmieniły. Następne słowa wykrztuszałem z siebie pomiędzy żałosnym, spazmatycznym szlochem.

— Myślałem wcześniej, że umrę podczas bitwy, wiesz? Byłem na to przygotowany już wcześniej i kiedy zostałem ranny, to po prostu sądziłem, że miałem szczęście. Bo mimo wszystko umarłem za osoby, które były dla mnie ważne. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że to ciebie stracę w tej walce. Od kiedy obudziłem się w przychodni i dowiedziałem się, co się stało, nie zmrużyłem oka. Nie wiem nawet, przez ile dni. W końcu przez zmęczenie wydawało mi się niemal, że faktycznie wtedy umarłem. Chyba po prostu miałem taką nadzieję i tak bardzo sobie to wmawiałem, że aż zacząłem naprawdę w to wierzyć. Straciłem kontakt z rzeczywistością, po czym po nie wiem jakim czasie fizycznie zemdlałem na środku korytarza i Karenn zaciągnęła mnie z powrotem do Ewelein. Dostałem masę leków. Jest trochę lżej. Już nie tracę gruntu pod nogami.

Kucnąłem. Opuściłem głowę. Nie mogłem patrzeć na Kryształ. Przepraszam, po prostu... nie mogłem, nie byłem w stanie. Było mi tak źle, a jednocześnie tak wstyd.

— Nadal jestem taki cholernie słaby, Gardienne. To koszmar, ostatnie dni były takie okropne. Ciągle przyłapywałem się na tym, że w tłumie ludzi wypatrywałem twojej głowy. Miałem jeszcze jakieś szczątki wiary, że wstałaś, że może już szukasz mnie pomiędzy innymi faery. Inni zaczęli patrzeć na mnie ze współczuciem, kiedy zawieszałem głos na drzwiach Sali Kryształu. Kiedy tylko ktoś pukał do mojego pokoju, liczyłem na wieści o twoim przebudzeniu. Zacząłem mieć tego dosyć. Próbowałem szukać spokoju wszędzie, ale nawet ogród muzyczny witał mnie melodią jakiejś ziemskiej piosenki. Skończyło się na tym, że sypiałem w laboratorium, po tym, jak znalazłem w swoim pokoju twoją szczotkę do zębów. Gdziekolwiek się nie ruszyłem, tam byłaś ty.

Ciekawe, co byś powiedziała. Och, gdybyś tylko mogła dać mi jakiś znak, cokolwiek. Gdybyś wskazała mi, co mam zrobić. Przeklęty kryształ ciągle tylko milczał. Był ciągle tak samo zimny i niewzruszony. Tylko ja płakałem.

— I wiesz... Gardienne? Tak bardzo chciałbym usłyszeć, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Ale muszę to wyrzucić z głowy. Bo wiem, że to pewnie niemożliwe. Nie umarłaś, nie wiem, co z tobą, ale dla mnie... dla mnie to to samo. Ten Kryształ równie dobrze mógłby być twoim nagrobkiem. A ja nie dam rady... sam... nawet mój... moi najlepsi przyjaciele... I ty... zostałem ja jeden, i to jeszcze niepełny. Zabrałaś ze sobą część mnie. Część, która już nigdy nie wróci, tak samo jak pewnie i ty. Ja... po prostu mam dość.

Dlatego...

— Nawet nie wiesz, jak mi głupio, Gardienne. Jestem taki samolubny. Chwilami myślałem, że dopóki śpisz, będę wspominał i żył za nas oboje. Ale wiesz, naprawdę nie potrafię. Próbowałem, ale nie jestem tak silny. Dlatego teraz muszę zapomnieć. O tobie, o Kwaterze, o wszystkim. Nie wytrzymam dłużej tego bólu. Kochałem cię, jak nie kochałem nigdy nikogo. Ale muszę iść dalej i nie dam rady, jeśli nadal będziesz mnie prześladować. Zostaw mnie, rozumiesz? Nie chcę nigdy więcej nie chcę mieć złudnej nadziei, że jeszcze usłyszę twój głos. Jeśli tu zostanę, jeśli będę cię wspominał... znam siebie, Gardienne, to nie doprowadzi do niczego dobrego. Nie oczekuję, że będę szczęśliwy, jeśli wyjadę... ale nie mogę zamęczać siebie i innych, którzy też chcą żyć dalej. Wiem, że nie zniosę Kwatery bez ciebie. Więc proszę... wybacz mi, gdziekolwiek jesteś. Ale jeśli kiedyś wstaniesz... choć nie wstaniesz... wtedy mogę być już kimś innym, niż Ezarelem, którego znałaś.

Spojrzałem ostatni raz na Kryształ, a potem na fiolkę z eliksirem, wciąż bijąc się z myślami. Powoli odkręciłem korek i wlepiłem smutny wzrok w połyskującą ciecz.

— Ale... znajdź mnie, błagam. I naucz mnie kochać... jeszcze jeden raz. 

MnemosyneTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon