flowers!

85 5 15
                                    


˗ˏˋ 𝐟𝐥𝐨𝐰𝐞𝐫𝐬 ´ˎ˗


Zamoczyła stalówkę pióra w czarnym atramencie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Zamoczyła stalówkę pióra w czarnym atramencie. Zwyczajną stalówkę, a jednak używała jej tylko i wyłącznie w jednej sytuacji. W zwykłym atramencie, a jednak używała go jedynie parę razy w roku. Papier, leżący przed nią też trzymała na specjalne sytuacje. Sytuacje, w których jej stan emocjonalny sięgał zenitu. Kiedy prawie uciekała się do swojej jedynej deski ratunku. Kiedy już mało brakuje, ażeby pozwoliła słonym łzom zamoczyć swoje poliki.

Czy wiedziała co chce pisać? Nie. Czy się tym przejmowała? Też nie. Po prostu chciała czymś zająć swoje myśli. Zająć swój umysł i odciąć napływający natłok myśli. Pewnie zaraz zacznie pisać kolejną nowelkę bez względu na to czy któraś z kanadyjskich gazet ją przymie, czy też nie. Przyłożyła stalówkę, idealną wręcz do pisania romantycznych historii — nie za grubą, nie za cienką, nie zbyt ściętą, ale też i nie zbyt ostrą — i poczęła pisać swoją opowieść. Ledwo co napisała pół pierwszego zdania a już pergamin został zamoczony przez pojedynczą łzę. Chwilę potem całe może słonych kropel popłynęło po jej zarumienionej twarzy, zalewając przy tym kartkę.

Za oknem panował zmrok. Nie. Zmierzch brzmiał bardziej romantycznie, czy też poetycznie, niż zmrok. Na purpurowe niebo zdążył już zajrzeć księżyc, kiedy słońce nie zdążyło jeszcze całkowicie uciec od okrucieństwa, panującego na tym świecie. Złocista kula nawet nie miała pojęcia, jak bardzo jej zazdrościła. Żałowała, że to nie ona zawsze ucieka od okrutnych prawd ziemskich.

Przetarła zaczerwienione oczy, spoglądając na księżyc. Na piękny księżyc, który jest kochany przynajmniej przez całą Wyspę. Dlaczego to ona nie mogła być tak piękna, jak on? Dlaczego nie mogła olśniewać tak swoim blaskiem wszystkich dookoła? Nie potrafiła zrozumieć jak to jest, że na świcie istnieje tyle ludzi o ujmującej urodzie, a to właśnie ona jest taka brzydka. Dzień w dzień, przez całe swoje życie, żałowała, że urodziła się akurat w swoim ciele. Z rudymi włosami na głowie i nieszczęsną siódemką piegów na nosie. Westchnęła. Przynajmniej nos miała ładny.

Codziennie budziła się ze złudną nadzieją na to, że ktoś ją pokocha. Nonsens. Pokochać kogoś takiego jak ona? Pokochać osobę, która bez wyobraźni nie byłaby w stanie funkcjonować jak przyzwoity człowiek, nie mogąc zaakceptować swojej persony? Pokochać kogoś takiego jak Ania Shirley?

Może ktoś zdołałby ją pokochać, gdyby wyglądała odrobinę inaczej. Gdyby nie miała na nosie tych okropnych piegów. Gdyby jej włosy były chociażby trochę ciemniejsze. Co prawda codziennie wmawiała sobie, iż jej włosy na przestrzeni całych tych lat pociemniały i są teraz kasztanowe. Bzdura. Przecież każdy o zdrowych zmysłach widział, że jest to ten sam odcień rudego, jaki był w dniu, w którym chuda i oderwana od świata rzeczywistego dziewczynka przybyła na Zielone Wzgórze.

Ale Ania już nie była w Avonlea. Na pełnym miłości, troski i kojących wspomnień z dzieciństwa. Była w Kingsport, w mieście pełnym rewolucji oraz, jak podejrzewała, przestępstw. Codziennie ktoś ją szturchał na ulicy, nie zwracając na to najmniejszej uwagi. Mimo podobnego wystroju, Ustronie Patty znacznie różniło się od Zielonego Wzgórza. Różniło się bynajmniej brakiem bliskich jej osób — Maryli, Pani Małgorzaty Linde, Toli oraz Tadzia, który napewno zdążył już wiele narozrabiać. Za to tutaj ich miejsce zastępowała Stella wraz z ciocią, Iza, Priscilla i ulubiony duet kotów Ani. Mimo tego wszystkiego, tęskniła za domem.

𝐟𝐥𝐨𝐰𝐞𝐫𝐬! shirbertWhere stories live. Discover now