Rozdział 10

821 45 40
                                    

P. O. V. Niemcy

Byłem zadowolony ze swojej pracy. Po kilku dniach wciąż nie poznałem swojego pracodawcy. Dziwiło mnie to, bo kiedy pytałem o niego kucharkę, ona mnie natychmiastowo spławiała. Mimo wszystko atmosfera była wciąż wesoła i dom był pełny życia.

Musiałem jednak chodzisz na swojego studia. Starałem się jakoś uczyć po nocach w weekend, ale zawsze zasypiałem lub w poniedziałek wyglądałem jakbym uciekł z zakładu pogrzebowego. Nawet profesorzy stali się nie zadawać mi pytań i pozwolić mi się nie wysilać.

W nocy z niedzieli na poniedziałek spałem niecałą godzinę. W ciągu całego tygodnia spałem około 7 godzin. Codziennie byłem zaspany i cieszyłem się z każdej możliwości dodania sobie energii. Codzienna kawa i spora ilość energetyków nie wpływa na mnie dobrze.

Zostałem jeszcze poproszony o opiekę nad Polską. Miałem zamiar położyć się spać w tym czasie, ale się mimo wszystko zgodziłem. Babcia tak bardzo mnie prosiła, że aż nie miałem serca odmówić. Kiedyś mnie ten brak asertywności zgubi.

Cieszyłem się, że jego dom jest prawie na tej samej ulicy co moje studia. Było to dla mnie wielkie ułatwienie, bo nie musiałem iść na drugą stronę miasta. Kiedy skończyłem wykłady o 13.00 musialem się przejść do swojego miejsca pracy. Wiedziałem, że będę padał na twarz ze zmęczenia, ale może mi się jakoś uda ogarnąć. 

Zapukałem kilka minut później do drzwi. Stałem przez chwilę przed nimi czekając aż ktoś mi otworzy. Po kilku sekundach stanęła w nich kucharka z łyżką w dłoni. Miala wzrok jakby chciała kogoś zabić, ale gdy spojrzała się kto jest przed nią natychmiast złagodniała. Zmierzyła mnie dokładnie swoim wzrokiem skupiając się najbardziej na moich worach pod oczami.

- Przepraszam za to co powiem- ostrzegła mnie z góry.- Wyglądasz jakby jakiś samochód miał cię przejechać, ale zostawił tylko ślady pod twoimi oczami. Spałeś coś w ogóle?- spojrzała się na mnie z podniesioną brwią.

- Nic się nie stało. Tak, wyglądam jak trup, wiem. Można tak powiedzieć- nie chciałem jej kłamać.

- Ile?- jej krytyczny wzrok mnie rozwalał.

- Co ile?- udawałem głupiego, aby uniknąć pytania.

- Ile godzin spałeś dzisiaj?- sprecyzowała pytanie.

- Ciężko stwierdzić- wzruszyłem ramionami na znak braku swojej wiedzy powiązany z tym tematem.

- Wchodź,  bo się przeziębisz- zmieniła temat za co byłem jej wdzięczny.- Chcesz może kawy?- zapytała się wiedząc, że to jest jedyny napój, który tutaj piję.

- Z wielką chęcią- zignorowałem fakt, że to będzie moja chyba 3 lub 4 kawa dzisiaj, a nawet nie ma 14.00.

Poszedłem się przywitać z dzieciakiem. Kiedy mnie zobaczył rzucił się na mnie z radości i przytulił mnie do siebie. Pogłaskałem go po głowie i słabo się uśmiechnąłem. Zauważył od razu moje słabe samopoczucie, ale postanowił tego nie komentować.

Zaczęliśmy zabawę. Na początku nie mieliśmy pojęcia w co zagrać, ale wpadliśmy na plan z zgadywankami. Każdy z nas myśli o czymś, a druga osoba musi to odgadnąć dzięki pytaniom na tak lub nie. Było przy tym trochę śmiechu.

Kiedy babcia przyniosła mi kawę chłopiec chciał trochę spróbować. Nie podałem mu jednak, bo jest jeszcze na to za młody. Lepiej, żeby chwilowo nie pił kawy, bo kiedy dorośnie będzie wybierał ten napój cały czas.

W pewnym momencie musieliśmy iść na dół. Kiedy wstałem na równe nogi z łóżka czułem jakbym miał za chwilę upaść. Nie chciałem jednak go zamartwiać, więc udałem, że jest wszystko dobrze. Nie zrobiłem jednak nawet jednego kroku, a czułem, że mdleje. Ostatnim dźwiękiem jaki usłyszałem to był krzyk przerażenia chłopca.

Opiekun (GERPOL)Where stories live. Discover now