Nie myślałam, mój mózg się wyłączył nie przyjmując żadnych informacji. Osunęłam się na ziemię. Wbiłam tępe spojrzenie przed siebie i nie odezwałam się nawet słowem. Taehyung usiadł naprzeciwko mnie i przypatrywał się mojej twarzy. Ja nie byłam w stanie na niego spojrzeć, nie byłam w stanie myśleć o tym, że przez całe życie byłam oszukiwana kim jestem. Dlaczego moi rodzice zataili przede mną tak istotny fakt. Powinnam wcześniej coś zauważyć, domyślić się po tym jak moja mama nie miała żadnych zmarszczek na twarzy pomimo upływu lat, tata wcale nie siwiał i był cały czas w pełni sił. Nigdy nie dociekałam, myśląc że to po prostu dobre geny. O jak bardzo się myliłam. Po paru minutach wyrwałam się z letargu i w końcu postanowiłam spojrzeć w czarne oczy chłopaka. Zastanawiałam się czy moje wyglądają tak samo. Musiałam się o tym przekonać.

- Jak wyglądam? - Zdołałam wydusić z siebie to stosunkowo głupie pytanie. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się delikatnie.

- Pięknie jak zawsze. - Walnęłam go w ramię.

- Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. - Żartuje sobie nawet w takiej sytuacji. - Jakie mam oczy? Takie jak ty?

- Nie, jedno masz całkowicie czarne, drugie całe białe. - No tak, można było się domyślić. Tylko teraz które było które. - Oko od strony czarnego skrzydła jest białe, a od białego czarne. Masz ostre, białe kły i bladą cerę. Posiadasz różne zdolności, o których jeszcze nie wiesz, ale spokojnie, poradzimy sobie. Tak jak już mówiłem, nauczę cię wszystkiego co wiem.

Super, zajebiście. Nie tego się spodziewałam.

- Okej, więc mnie ucz, zaczynaj. - Zaczęłam wymachiwać rękami. Po cholerę mi te skrzydła tylko przeszkadzają, ale zaraz. Jak pierwszy raz zobaczyłam Taehyunga nie miał skrzydeł, więc może jest szansa, że się je jakoś chowa.

- Po pierwsze, kły możesz schować, bo chyba nie chcesz mnie ugryźć. - No nie wiem, jeszcze się nad tym zastanowię. Ta propozycja brzmiała kusząco. - Po drugie nie musisz pokazywać swoich dwukolorowych oczu, też możesz mieć swoje, które miałaś dotychczas. I po trzecie, najlepsze, możesz chować i wyciągać swoje skrzydła kiedy tylko chcesz. Nauczę cię latać. Wiesz jakie to wspaniałe uczucie?! - Cieszył się jakby to było takie super, dla mnie to było przerażające. Od samej wizji latania robiło mi się słabo.

- Nie będę latać. Zwariowałeś? Puknij się w głowę, nie zmusisz mnie. - Złapał mnie i nagle znaleźliśmy się na dachu. - A więc to tak mnie tutaj ostatnio przeniosłeś.

- No chwilę udawałem, że cię niosę żebyś się nie domyśliła. - Staliśmy blisko krawędzi. Co on zamierzał zrobić? - Wiesz jak się uczy latać ptaki? - Uśmiechnął się i mnie puścił. Gwałtownie mnie popchnął, nie zdążyłam zarejestrować co się właśnie wydarzyło i zaczęłam spadać.

- Zbiję cię! Zginiesz! - Ale on nic sobie z tego nie robił i krzyczał tylko żebym rozprostowała skrzydła. Zrobiłam co mówił i poczułam, że już nie spadam, ale lecę. Było to dziwne uczucie, ale bardzo przyjemne. Poczułam taką wolność jakiej nigdy w życiu nie czułam. Ale nie było tak pięknie jakby można było się spodziewać. Kiedy próbowałam wznieść się wyżej, moje skrzydła nie chciały ze mną współpracować. Zaczęłam wrzeszczeć i wołać Taehyunga. Zaczęłam także spadać, ale parę metrów przed ziemią oplotły mnie jego ramiona. Uspokoiłam moje szybko bijące serce, kiedy wylądowaliśmy. Miałam ochotę całować ziemię.

- Nie było tak źle. - Był z siebie dumny, cholernik. - I nie patrz tak na mnie. Musiałem cię nauczyć, a innego sposobu nie było. Umiejetność latania ci się jeszcze przyda. Zobaczysz, wspomnisz moje słowa.

- No wcale, tylko prawię zginęłam. - Zaczęłam go tłuc, ale chłopak się tylko ze mnie śmiał. No i gdzie ta moja moc? Mówił o mojej sile, ale wcale nie czułam się jakbym ją miała. - Zabiję cię!

- Powtarzasz się. I jak mnie niby złapiesz co? - Dobrze się bawił, już go miałam złapać kiedy wzbił się w powietrze. Prowokował mnie, chciał żebym poleciała za nim. Nie zrobiłam tego, zamiast lotu poszłam sobie ulicą z dala od niego. - No weź, chciałbym w końcu z kimś polatać.

- Znajdź sobie gołębia, a mnie zostaw w spokoju. - Za dużo z nim rozmawiałam jak na jeden dzień. Pora na spokój, jednak ten nie był mi dany, ponieważ czarnowłosy miał inny plan. Złapał mnie pod pachami i uniósł nad ziemię. Szarpałam się, ale jak zwykle nie przyniosło to oczekiwanych efektów. W końcu się poddałam.

- I co? Jak ci się podobają widoki? - Lecieliśmy bardzo szybko, kręciło mi się od tego w głowie.

- Nie podobają, postaw mnie wreszcie na ziemię. - Powiedział tylko okej i mnie puścił. Zaczęłam kolejny raz spadać. Pomyślałam, że tym razem dam radę, uda mi się. Wysiliłam umysł i poleciałam, aż sama się uśmiechnęłam kiedy wzbijałam się coraz to wyżej. Dotarłam w końcu do niego. Nie mogłam powiedzieć, że w takim wydaniu wyglądał źle. Prezentował się majestatycznie, jego włosy były roztrzepane przez wiatr, uśmiech nie opuszczał jego twarzy i miał idealnie białe zęby. Ciężko przechodziło mi to przez myśl i nigdy nie powiedziałabym tego na głos, ale był idealny.

- No już już, bo się zaczniesz ślinić. Podoba mi się to w jaki sposób na mnie patrzysz, ale musimy wracać do domu. Na dzisiaj koniec. - Zostałam przyłapana, chciałam się jakoś wytłumaczyć, że zobaczyłam za nim pięknego ptaka, ale i tak by wiedział, że kłamię. Zamiast tego podleciał bliżej mnie i powiedział. - Ty też mi się podobasz. - I poleciał. Moje serce nigdy nie biło tak szybko.





- - - - - - - - - -

Ciężkie to było dla mnie do napisania, dalej nie jestem w pełni zadowolona, ale lepiej już chyba nie będzie.

Do następnego!


1550 słów

LIKE ANIMALS | taekookWhere stories live. Discover now