II - "Pierdol się, nie będę brał ślubu"

434 30 32
                                    

Rano obudziłem się z taki rypaniem w czerepie że szkoda gadać. Pierwszym dźwiękiem jaki z siebie wydałem był jęk bólu, po czym westchnienie, ziewnięcie i ulubione słowo każdego polaka. Wczorajsza popijawa zmogła mnie do tego stopnia, że zasnąłem w koronie. Moi rodzice by się chyba załamali.

Już w głowie słyszałem ględzenie mojej świętej pamięci matuli: "Moi biedny synek, stoczył się, niedługo wpadnie w nałóg i kto wtedy przejmnie Królestwo?", a chwilę później surowy ton mojego tatusia: "Wstyd i hańba, za moich czasów to było nie do pomyślenia żeby tak się spijać." Z trudem podniosłem się do siadu i strzeliłem wszystkim możliwymi stawami.

Nawet nie wiedziałem że da się strzelić biodrami, szok rozpacz niedowierzanie. Starzeję się? Może. Czy nadal wyglądam tak seksownie że sam na siebie lecę? Jak najbardziej, jeszcze jak. Dobra, nie lecę sam na siebie. Może czasami. Często. Ale hej, wysoka samoocena jest ważna.

Zacząłem się zwlekać z mego łoża, a tu nagle pisk, raban, huk, zgrzyt, płacz i krzyk, do mojej komnaty wpada służka, Ania, złote dziewczę, naprawdę, i jak nie wrzaśnie:

- BĘDZIE PAN SIĘ ŻENIŁ!

Zaraz co. Dobra, nie jestem na tyle trzeźwy, ani ogarnięty, ani przebudzony, ani trzeźwy, a tym bardziej nie jestem trzeźwy. Popatrzyłem na nią jak na wariatkę.

- Anka, co ty pierdolisz?
- Habsburgowie, chcą unii personalnej.

Z powrotem rzuciłem się na łóżko I głucho jęknąłem.

- Pierdol się, nie będę brał ślubu.

Anka prychnęła i wyszła z mojego pokoju, strasznie obrażona. Czy wspomniałem że nie jestem na to wystarczająco trzeźwy? Tak czy siak po jakichś dziesięciu minutach w końcu się ogarnąłem i podreptałem do głównej sali. No i rzeczywiście, stała tam, obwieszona złotem, namaszczona, napachniona, w jedwabiu i innych szlachetnych materiałach, księżniczka węgierska.

Trochę niezręczna sytuacja, ale potem patrzę, a jej ojciec jest taki nawet nawet. No dobra, aż tak źle nie jest. Podchodzę, tradycyjne formułki, pocałunek w dłoń i w końcu ten moment w którym będę rozmawiał z ojcem mojej "narzeczonej". Więc siadamy sobie, elegancko, sam na sam. Popatrzyłem mu w oczy, a ten westchnął i bez większego zainteresowania moją przecudowną osobą zaczął paplać o unii personalnej, korzyściach i tych takich.

Nie to nie. Puściłem wszystko mimo uszu, a tamten się obraził, wziął córeczkę i uciekł tam gdzie pieprz rośnie. Tak w sumie to gdzie rośnie pieprz? W sensie, nie rośnie w moim kraju, nie rośnie w sąsiednich królestwach ani cesarstwach, to gdzie do jasnej cholery rośnie pieprz.

Gdy w spokoju próbowałem wymyślić pochodzenie pieprzu Anka pacnęła mnie w makówkę.

- Wasza wysokość musi ruszyć dupę i nauczyć się tańczyć, bo ani na bal Pana nie wypuszczę ani pan żony nie znajdzie.

Popatrzyłem na nią wzrokiem zbitego psa, ale ta to zignorowała i wsparła ręce na biodrach.

- No już, do roboty.

Zrezygnowany podniosłem się z krzesła i podreptałem do sali balowej.

Królewski Przekręt || RON x IROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz