-2-

150 21 107
                                    

Stukając palcami w blat biurka, cierpliwie czekałam, aż pan Dumitru wróci ze spotkania z informatykiem. Mieli zweryfikować, kto był nadawcą e-maila, skąd został nadesłany oraz to czy zdjęcia powinny skłonić prokuratora, oraz policję do pracy nad sprawą.

Co chwila nerwowo zerkałam na zegarek, lecz czas leciał niemiłosiernie powoli.

Poddenerwowana oparłam się plecami o krzesło, marudząc w myślach. Ile ja bym wtedy oddała za to, aby być tam z nimi. Móc analizować to wszystko od podstaw, a nie siedzieć samemu w biurze, gdzie nic się nie działo.

Ponownie zerknęłam na zegarek, gdzie dochodziła siedemnasta. Nadal nic się nie wydarzyło, więc zaczęłam sądzić, iż tego dnia sama musiałam zamknąć kancelarię.

- Trudno - westchnęłam, podnosząc tyłek z krzesła.

 Wtem zadzwonił mój telefon, do którego rzuciłam się jak oparzona. Miałam nadzieję, że próbował skontaktować się ze mną pan Dumitru. Jakże się pomyliłam.

- Hej mamuś - rozczarowanie aż wylewało się z mojego głosu.

- Cześć kochanie, obiad aktualny?- starając się zapanować nad emocjami, zamknęłam oczy.

- Oczywiście, właśnie zbieram się do wyjścia. Zamknę biuro i przyjdę - w tle usłyszałam głos mojej szlachetnej siostry, która oczywiście coś marudziła. Na szczęście nie słyszałam co.

- Dobrze, czekamy na ciebie. Uważaj na siebie - moja mama była taka kochana; istny anioł.

- Jak zawsze - po rozłączeniu się westchnęłam, zbierając się do wyjścia. Włożyłam płaszcz, czekając na wyłączenie się komputera.

Następnie wrzuciłam swoje rzeczy do torebki, układając potrzebne mi papiery w jeden stos. Sprawdziłam wszystkie urządzenia, po czym chwytając torebkę oraz dokumenty wyszłam z biura.

Po przekluczeniu zamka udałam się korytarzem w stronę schodów. Dookoła panowała cisza zaś za oknem zapadła noc. Od razu po wyjściu z budynku owiał mnie zimny wiatr, lecz na szczęście deszcz przestał padać.

Mijając spacerowiczów, podziwiałam piękno listopadowej nocy.

Ceglane mury oraz kamieniste uliczki błyszczały w świetle latarni. Przechodząc koło kawiarni, zerknęłam przez szyby do środka. Jednak tam urzędował już Edward w zastępstwie za Morgan.

Po kwadransie spaceru w końcu dotarłam do domu moich rodziców.

Zdyszana, zmarznięta i głodna ucieszyłam się na widok mieszkania. Zgrabiałą ręką zapukałam do drzwi i już po chwili otworzyły się, a w nich ujrzałam mamę.

- Wchodź kochanie, zmarzłaś - przyjemnie było wejść do ciepłego pomieszczenia. Na dodatek tak cudownie pachniało.

- Ciocia!- moja chrześniaczka wpadła na korytarz, biegnąc wprost w moje ramiona.

- Andreea - mała wskoczyła na mnie, przez co wypuściłam wszystkie papiery z rąk.

Cholera... Załamana widokiem pomieszanych kartek wzięłam blondyneczkę na ręce, ukrywając swój podły nastrój. W końcu to nie jej wina. Na dodatek wtuliła się w moją szyję - i jak tu miałam się na nią złościć?

- Co tam brzdącu?- ucałowałam marudę w główkę.

- Wuja kupił mi lalkę. Chodź zobaczyć!- Andreea zeskoczyła na ziemię, biegnąc do salonu.

- Pomogę ci kochanie - mama schyliła się razem ze mną do papierów.- Po co ci to wszystko?- zapytała, patrząc na niektóre kartki.

- Muszę przejrzeć te dokumenty do pracy - odparłam, starając się wszystko zebrać, tak jak leżało.

Złap Mnie, Jeśli Potrafisz (Została Wydana)Where stories live. Discover now