𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟿 𝙲𝚣𝚢 𝚒𝚜𝚝𝚗𝚒𝚎𝚓𝚎 𝚖𝚘𝚣̇𝚕𝚒𝚠𝚘𝚜́𝚌

Zacznij od początku
                                    

                  𝚆 𝚂 𝙿 𝙾 𝙼 𝙽 𝙸 𝙴 𝙽 𝙸 𝙴  

- To co, zaraz wywieszany te flagi? - Zwróciłam się do Tadeusza, który był wraz ze mną, Dawidowskim, Rodowiczem, Bytnarem i Kowalską w grupie.
- Oczywiście.  A więc tak : Pszczoła i Manka idziecie na ulicę Marszałkowską, Alek i Rudy na Kwiatową, a ja i Anoda kierujemy się na Malwową, zrozumiano?
- Tak jest. - Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w wyznaczone miejsca.

(𝙊𝙙 𝙖𝙪𝙩𝙤𝙧𝙠𝙞 - 𝙐𝙡𝙞𝙘𝙚 𝙬𝙮𝙢𝙮𝙨́𝙡𝙖𝙢, 𝙜𝙙𝙮𝙯̇ 𝙣𝙞𝙚 𝙢𝙞𝙚𝙨𝙯𝙠𝙖𝙢 𝙬 𝙒𝙖𝙧𝙨𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚, 𝙞 𝙣𝙞𝙚𝙯𝙗𝙮𝙩 𝙟𝙖̨ 𝙯𝙣𝙖𝙢. 𝙋.𝙨. 𝘽𝙖𝙧𝙙𝙯𝙤 𝙘𝙝𝙘𝙞𝙖𝙡𝙖𝙗𝙮𝙢 𝙢𝙞𝙚𝙨𝙯𝙠𝙖𝙘 𝙬 𝙒𝙖𝙧𝙨𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚)

- Najpierw na drutach tramwajowych? - Spytała ma towarzyszka.
- No myślę, że tak.
- To proszę. - Podała mi kilkanaście chorągiewek i flag z naszymi barwami.
- Do roboty. - Na mej twarzy wykwitł szeroki uśmiech i pognałam tam gdzie miałam.

Kiedy doszłam do owych lin podskoczyłam i jakoś zawiesiłam kawałek materiału. Uszczęśliwiona powodzeniem zabrałam się do powieszania kolejnych, które pięknie przyozdabiały tutejszy krajobraz. Skończywszy zadanie pobiegłam do mej przyjaciółki.

- Skończyłaś?
- Tak, możemy iść trochę dalej i wywiesić na latarniach.
- Dobrze, to chodźmy.

Podeszłyśmy do jednego słupa z lampą i metodą Rudego zawiesiłyśmy na nim biało czerwoną tkaninę.

Zrobiłyśmy to samo z kolejnymi i po pół godziny zadowolone udałyśmy się w drogę powrotną. Wesoło gawędząc nagle obydwie poczułyśmy jakiś uścisk na ramieniu, zostałyśmy wciągnięte w ciemną uliczkę, której nienawidziłam, a zarazem kochałam.

                                   •••

A czemu tak? Nienawiść była oczywista, takie miejsca są niebezpieczne, ponieważ Szkop w każdej chwili może cię tam pociągnąć, a następnie skrzywdzić...

A dlaczego uwielbiałam? Powód był prosty, podczas ucieczki możesz się tam ukryć i nikt cię nie znajdzie.

                                   •••

Nie patrząc na osoby, które dokonały się owego czynu, wymierzyłam zapewne mężczyźnie z całej siły cios w krocze.

Wtedy spojrzałam na Irkę, która to samo zrobiła drugiemu, zauważyłam, że ci faceci zwijali się z bólu, nic dziwnego, ma się moc.

Jeden z nich podniósł twarz zerkając na mnie i zamarłam. To był kurde Janek. Co on tu odwala? W dodatku personą towarzyszącą Bytnarowi okazał się mój Brat.

- Co wam do łba wpadło, że nas tak wystraszyliście?! - Zdenerwowałam się.
- Przepraszamy, ale niedaleko stąd szedł patrol i gdyby nie my mogli was sprawdzić przez co byście wylądowały gdzieś w nieprzyjemnym środowisku. - Wytłumaczył Tadeusz.
- Dziękujemy, lecz nie musiliście robić tego w taki sposób. - Wtrąciła ze śmiechem Irena.


𝙺 𝙾 𝙽 𝙸 𝙴 𝙲 𝚆 𝚂 𝙿 𝙾 𝙼 𝙽 𝙸 𝙴 𝙽 𝙸 𝙰

- Jestem z niej zadowolona, ale musieliście nas tak straszyć? - Pokręciłam głową śmiejąc się.
- Ano przepraszamy, tak jakoś wyszło. - Odparł Bytnar zawtórowawszy czynność. - Wracając do tematu, to również mi się podobał. - Wzruszył ramionami.

Gawędziliśmy tak dopóki nie przerwało nam donośne pukanie. Janek wystraszony sięgnął po broń i cicho ruszył w stronę drzwi, ja natomiast wraz z Tadkiem, schowaliśmy się za rogiem, czekając na rozwój wydarzeń.

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz