VI. Zawalczyłam.

Start from the beginning
                                    

– To już ten moment – sapnęłam, wparowawszy bez zapowiedzi do pokoju blondyna – Przemyślałam to i jestem pewna swojej decyzji.

– Słucham? – palnął, stając na równe nogi – To jest sprawa życia i śmierci, musisz to przemyśleć najlepiej na świecie, bo nie będzie odwrotu.

– Bardziej gotowa nie będę. Kurwa, śmierć nastąpi, jeżeli zostanę tu do jutra. Aidem, proszę – kontynuowałam czując łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Byłam nadzwyczaj mocno ożywiona, jednak w żadnym procencie nie kamuflowało to strachu, który przeze mnie przemawiał.

– Myślisz, że to jest decyzja, którą można podjąć ot tak? Że uda nam się uciec w momencie? – westchnął, przecierając twarz dłonią – Chcesz w momencie podjąć się czegoś, co zaważy na całym twoim przyszłym życiu?

– To, co stanie się w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin zaważy na całym moim życiu. Jeżeli odłożę to w czasie, nie będę już nawet miała opcji wyboru.

– Słucham?

– Mama naprawdę chce mnie stąd zabrać – wypaliłam po dłuższej chwili, dając przy tym upust łzom – Napisała mi, że wie już, jak mnie stąd wydrzeć i przyjedzie po mnie jutro rano. Ja nie chcę sprawdzać, czy ona ma rację. Nie chcę wiedzieć, czy naprawdę tym razem jej się uda.

– Kurwa...

– Chciałeś to zrobić, przypominam! Sam wyleciałeś do Harper z propozycją, dałeś mi tyle czasu na przemyślenie tego, a kiedy wreszcie przychodzę do ciebie, nagle wszystkiego ci się odechciewa – ciągnęłam, czując jednocześnie palący wstyd, spowodowany moich pierdolonym, dziecinnym podejściem.

Chłopak milczał. Intensywnie zastanawiał się nad doborem słów, jednak w miarę upływu czasu jego twarz zmieniała się tak, że byłam pewna, iż układał on w głowie plan, jak przekazać mi odmowę w najbardziej ugodowy sposób.

– Jeśli nie teraz to kiedy? – szepnęłam, ocierając jedną z łez – Kurwa, jeśli nie z wami, to ucieknę nawet i sama, przysięgam.

– Mamy cały dzień na przemyślenie tego...– rzucił finalnie, jednak uśmiechnął się pod nosem od razu, gdy dostrzegł zawiedzenie malujące się na mojej twarzy – ...jak stąd zwiać. Masz trochę racji, to musi być jak zerwanie plastra. Chuj w dupę, raz się żyje.

***

– Mogę wziąć Jenny? – wypaliłam, gdy wszyscy razem zasiedliśmy w pokoju Aidema – Albo chociaż powiedzieć jej o tym planie? Mniej czy bardziej, ale jednak ją polubiłam i głupio byłoby mi zniknąć bez słowa.

– Jenny nigdy w życiu nie zgodzi się uciec – skwitowała błyskawicznie dziewczyna – Nawet nie wiem, czy jest sens jej o tym mówić, bo na pewno będzie cię zniechęcać, a zły moment na to.

– Czyli ona chciałaby tu zostać? Tak dobrowolnie?

– Niekoniecznie. Po prostu jest grzeczna i poukładana.

– Kurwa, wreszcie ktoś bez przeszłości kryminalnej – skomentowałam, jednak niewiele po tym ruszyłam w kierunku drzwi – Chociaż spróbuję. Nie uda się to nie uda, ale lepiej mi będzie, jeśli zapytam.

W drodze do jej pokoju non–stop miałam dziwne, niekoniecznie pozytywne przeczucia; nie widziałam dziewczyny w trakcie żadnego z posiłków, co było dość alarmujące. Nie rozmawiałam z nią od dobrych kilku dni, bo odnosiłam wrażenie, że mnie unika, jednak nie przykładałam do tego większej uwagi.

Dawka ŚmiertelnaWhere stories live. Discover now