𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟼 𝙱𝚢𝚕𝚊𝚜́ 𝚝𝚢𝚕𝚔𝚘 𝚝𝚢...

Start from the beginning
                                    

                                  ***
𝟷𝟿𝟺𝟶, 𝟷𝟾.𝟶𝟺
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟷.𝟶𝟶

- Masz wszystko? - Zadał pytanie Tadeusz.
- Tak, możemy ruszać.
- No to w drogę. - Opuściliśmy mieszkanie i skierowaliśmy się w stronę naszego celu.
- Tadek?
- Tak?
- Uważasz, że istnieją sny prorocze?
- Zapewne tak.
- Notocośdługoniepożyję. - Mruknęłam cicho.
- Co?
- Nic.
- Coś powiedziałaś, nie jestem głupi. - Uśmiechnął się.
- Nie ważne.
- Ważne, ważne.
- Dobra, przestań już. - Westchnęłam. -  A jak tam u twojej dziewczyny?
- Tosiu, ja nie mam dziewczyny.
- A Irka?
- To tylko najlepsza przyjaciółka, nie przeceniaj tego.
- Pfff.
- No co?
- Nico. - Prychnęłam.
- A weź.
- Co mam wziąć? - Droczyłam się dalej
- Nie wytrzymam z tobą. - Mruknął.
- No cóż, takie życie. A swoją drogą to długo jeszcze?
- Niedawno wyruszyliśmy więc została nam jeszcze spora trasa do przebycia.
- Matko...
- Idź nie marudź.

Szliśmy jeszcze z pół godziny i dotarliśmy do miejsca naszego spotkania, byliśmy pierwsi. Po nas zjawiła się reszta.

Udaliśmy się w stronę polany, na której zrobimy nocowanie. Podczas drogi radośnie gawędziliśmy śmiejąc się i chichocząc. Rozmawiałam głównie z Jankiem.
- Mogę? - Wskazał ręką na mą dłoń.
- A czemu?
- To samo co kiedyś.
- Ale mi nie jest zimno.
- A mi jest. - Uśmiechnął się i chwycił mój nadgarstek.
- Oh ty Rudy Grzybie. - Zaśmiałam się.
- Też cię lubię. - Na jego twarzy wykwitł chytry uśmiech.

Lubię...

- Coś się stało? - Zapytał widząc, że nie odzywam się i patrzę w jeden punkt.
- Co? Aaa, nic się nie stało.
- Na sto procent?
- Na trzysta trzy procent.
- Daleko jeszcze? - Zapytał zmęczony słoń przed nami.
- Z dziesięć minut. - Odparł Tadeusz.
- Ja chromolę.
- Ej! Tam się coś rusza! - Wrzasnął Alek wskazując na krzaki.
- To królik patałachu. - Zaśmiał się Jeremi.
- A ty co myślałeś? Że szkopy w krzaczkach się chowają? - Parsknęłam śmiechem.
- Dobra nie śmiej się.
- Robi się Paniczu.
- Tosia! - Zawołała Basia.
- Tak?
- Bo namioty są chyba trzyosobowe, dawaj śpimy razem z Irką.
- No jasne!
- Moi drodzy! Jesteśmy już na miejscu! - Wrzasnął Katoda.
- Wyjmować ekwipunek! - Dodał Rudy.
- To dziewczęta, gdzie się rozkładamy? - Zapytałam Sapińskiej i Kowalskiej.
- Może tutaj, będziemy blisko ogniska. - Wskazała palcem Luba Maćka.
- No to do roboty! - Odezwałam się i zabrałyśmy się do pracy.

Zaczęłyśmy wspólnie rozkładać stosunkowo duży namiot. Szło sprawnie, więc nie wiele nam to zajęło. Po rozłożeniu wybranej rzeczy, weszłyśmy do środka i poukładałyśmy nasze torby. Następnie udałyśmy się na zewnątrz i zastałyśmy widok, który wskazywał na to, że większość zgromadzonych uporała się z zadaniem.

- Tadeusz, mam pytanie. - Podeszłam do brata.
- No to pytaj.
- Co będziemy robić tu do wieczora?
- No jak to co? Wybierzemy się do jeziora obok.
- O kurde! W końcu! - Krzyknęłam radośnie. - Ale to już za chwilę?
- Tak, idź się uszykować i powiedz pozostałym.
- Jasne. - Pognałam i opowiedziałam wszystkim o naszych planach. Skierowałam się również do namiotu w celu przebrania się.
- Dziewczyny, co założyć na siebie?
- Emm, może tą kieckę? - Wskazała Irka na beżową sukienkę, z paskiem podkreślającym talię.
- Ooo tak!
- To my wyjdziemy. - Dodała Basia.

Założyłam na siebie wybrane ubranie, włosy uczesałam w luźnego koka z wychodzącymi pasemkami z przodu. Gotowa sięgnęłam jeszcze po ręczniki dla mnie i mych przyjaciółek, torbę z ciuchami na zmianę i koce, a następnie opuściłam namiot.

Pamiętaj o mnie | Kamienie na szaniecWhere stories live. Discover now