O tym, jak to się w ogóle zaczęło

5 0 0
                                    

Cześć, mam na imię Iga. Iga Olczyk, a już niedługo Iga Bianchi. Urodziłam się w Polsce i tam też spędziłam znaczną część mojego życia, bo prawie 20 lat. Jednak pewnego dnia moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Dzięki temu siedzę teraz na kanapie w moim uroczym mieszkanku w Rzymie, mam nową rodzinę i zupełnie nowe życie.... A to będzie historia o tym, jak z dnia na dzień wszystko wywróciło się do góry nogami. Cofnijmy się więc o 2 lata wstecz...


Lipiec, małe miasteczko niedaleko Warszawy. Jestem u babci, są też rodzice, brat, ciocia i kuzyni.
- O której masz samolot? – zapytała babcia
- O 19.30, niedługo przyjadą po mnie znajomi i jedziemy na lotnisko.
- Spakowałaś wszystko? Masz paszport, krem z filtrem...?
- Tak mamo, mam wszystko.
- Uważaj tam na siebie, żeby nic ci się nie stało. – powiedziała ciocia, a jej twarz wyglądała tak, jakbym miała już nigdy nie wrócić
Wtedy podjechał samochód, a w nim moje trzy przyjaciółki – Hania, Julka i Weronika. Powiedziałam szybkie „pa" do rodziny, włożyłam walizkę do bagażnika samochodu, wsiadłam i pojechałyśmy na lotnisko, zaczynając tym samym nasze wymarzone wakacje w Rzymie.

- To jak laski? Mamy 2 tygodnie, żeby podbić Włochy. – powiedziała Julka z takim entuzjazmem, że trudno było się nim nie zarazić. Była naprawdę niesamowitą dziewczyną, zawsze wesoła, optymistyczna. Nie myślała zbyt wiele o tym co robi, o ewentualnych konsekwencjach, po prostu cieszyła się chwila, która jest tu i teraz.
Hotel,  w którym miałyśmy spędzić nasze wakacje życia znajdował się w samym centrum Rzymu. Udałyśmy się do niego od razu po odebraniu bagażu. Był przepiękny, w stylu vintage, typowo włoski i bardzo klimatyczny. Odebrałyśmy klucze do pokoi, aby zostawić bagaże, wziąć szybki prysznic przed wyjściem na miasto.
- Dobra, mamy dwa pokoje dwuosobowe. Jak się dzielimy? – zapytała Hania, która była zupełnym przeciwieństwem Julki. Nie twierdze, że była nudna, umiała się bawić, ale lubiła planować wszystko bardzo dokładnie. Zawsze była rozważna i układała plany awaryjne od A do Z. To czyniło ją „mamą grupy", do której zawsze można było pójść po radę.
- Nie zaplanowałaś tego wieki temu? Niepokojąco dziwne! – zaśmiała się Julka.
- Haha, bardzo zabawne. – odpowiedziała Hania sarkastycznie, ale z uśmiechem na ustach. – Pytam serio, podzielimy się same, czy będziemy losować?
- Losujmy! – powiedziałam.
Sposób losowania był prosty, jedna z nas zamyka oczy, reszta staje w rządku, a osoba z zamkniętymi oczami wskazuje na jedną osobę (oczywiście nie wiedząc kto tam stoi) i to właśnie z nią ma pokój. Ustaliłyśmy, że to ja zamykam oczy i wskazuję. Wylosowałam Weronikę, ucieszyłam się, ponieważ to właśnie z nią przyjaźniłam się najbardziej. Oczywiście kochałam je wszystkie, ja i Weronika byłyśmy po prostu jak Monica i Rachel (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi).
Weronika była... inna, wyjątkowa. Nigdy wcześniej nie złapałam z nikim tak dobrego kontaktu tak szybko. Poznałyśmy się w 4 klasie szkoły podstawowej i przyjaźniłyśmy aż do mojej przeprowadzki, czyli do 20 roku życia. Nasze życia były wręcz niewiarygodnie podobne, kiedy jedna opowiadała jakąś historię z jej życia, druga mogła ją dokończyć za nią na podstawie swoich doświadczeń. Jeśli chodzi o jej charakter, to była to mieszanka Julki i Hani w zależności od sytuacji.
Pierwsze cztery dni w Rzymie minęły dość zwyczajnie. Śniadanie w hotelu, wyjście, a to na miasto, a to jakieś muzeum, restauracja z przepysznym włoskim jedzeniem, wycieczki, kluby, plaże... Cała magia tego wyjazdu i początek mojej wielkiej przygody zaczął się wieczorem piątego dnia.

Sto osiemdziesiąt stopniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz