Rozdział 1: Ośrodek Pomocy Dla Bezdomnych Psów

Zacznij od początku
                                    

Hej, miałem cztery lata.

- Masz wszystko umyć, kiedy ja będę polerować, i zamierzam cię uważnie obserwować. - Petunia wcisnęła mi do ręki talerz obiadowy i wskazała na zalany wodą zlew.

Następna godzina upłynęła na myciu śmiesznej ilości naczyń dla trzech osób -ha, jakbym miał jeść na tych samych naczyniach- potem przyszła kolej na sztućce. Usiadłem przy stole i powoli zacząłem polerować widelce i noże, kiedy zadzwonił telefon w salonie i Petunia wyszła, żeby go odebrać.

Kiedy ona rozmawiała z jedną ze swoich przyjaciółek, albo ja zakładam, dzwoniący był jej przyjacielem, sięgnąłem szybko po łyżeczkę. Potem zrobiłem pauzę, a następnie przewróciłem ją, żeby móc spojrzeć na tył. To było prawdziwe srebro.

...

No... Ciekawe, czy Zgredek nie miałby nic przeciwko wykonaniu dla mnie małej roboty.

~

- Gdzie ona jest?! - Następnego dnia Petunia otworzyła mi drzwi, grożąc ogniem, który rozpylał się z jej ust w zaporze niepohamowanej wściekłości. Nie czekając na moją odpowiedź, rzuciła się na biurko i zaczęła wyrzucać rzeczy z szuflad, co spowodowało, że Sansa wskoczyła na okno, żeby się od niej odgrodzić.

- Gdzie jest co? - przechyliłem głowę, gdy podniosłem się z łóżka i skrzyżowałem ręce. Patrzyłem, jak kobieta, po opróżnieniu biurka na podłogę, bierze moją torbę i zanurza w niej rękę.

Zatrzymała się, gdy trafiła nadgarstkiem na dno. Huh, chyba działała tylko wtedy, gdy ja jej używałem? Albo to tylko mugolski środek zaradczy? Nie narzekam, fajnie jest patrzeć, jak próbuje znaleźć przedmioty w torbie, która wydawała się pusta.

- Brakuje mi srebrnej łyżeczki, a ty byłeś ostatnią osobą, która miała na niej ręce! - Petunia wysyczała. - Opróżnij swoje kieszenie.

- Nie mam twojej łyżki, a gdybym chciał mieć swój własny zestaw, to po prostu kupiłbym magiczny zestaw z Alei Pokątnej. - Przewróciłem oczami i zacząłem wywracać kieszenie, w większości wypełnione papierkami po cukierkach, które zamierzałem dziś wyrzucić przed snem. Ciotka, niestety, nie była z tego zadowolona.

~

Dudley wszedł po schodach, żeby wziąć coś ze swojego pokoju, by zastać dziwny widok.

Opierałem się o ścianę korytarza, ręce krzyżując na piersi, mając na sobie tylko parę bokserek z tarczą Kapitana Ameryki, okulary, bransoletę i naszyjnik z kłem bazyliszka. Petunia dokonała niemal idealnej rewizji rozbieranej, myśląc, że ukrywam srebrną łyżeczkę w kieszeni lub w butach. Potrzeba było pięciu minut kłótni, żeby ciotka nie pozbawiła mnie ostatek ubrania. Przyznam, że jej odkrycie liścia mandragory przyklejonego do dachu moich ust było co najmniej zabawne.

Moje oczy przesunęły się, by spojrzeć na kuzyna i rzuciłem mu spojrzenine.

- Ruszaj się, Dudley. Nie ma tu nic do oglądania.

- Dlaczego jesteś tylko w majtkach? - Dudley zapytał oniemiały.

- Twoja mama robi nalot na mój pokój w poszukiwaniu czegoś. Nie widzę- Ach! Ciociu Petunio, nie otwieraj!

Z pudełka wyskoczyła czekoladowa żaba.

- To... - Westchnąłem i chwyciłem ją, podczas gdy Petunia piszczała, że trzymam żabę. - Myślałem, że mama przynosi rzeczy ze swojej szkoły do domu. To czekoladowa żaba. - Udowodniłem swoją tezę, bezlitośnie odgryzając żabie głowę, ukazując wydrążone ciało.

- No cóż - skuliła się Petunia. - Masz wyjść z tego pokoju, dopóki nie skończę szukać. Mógłbyś schować łyżkę, kiedy nie będę patrzyła!

(3) Harry Potter and the Best Doggo || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz