14. When you're sleeping

Start from the beginning
                                    

Wybudziła się z własnych myśli, wciągając głęboko powietrze. Zerwała się z krzesła, nim Voldemort mógł zareagować.

Te myśli mogły oznaczać tylko jedno. Horkruks. Jest w pobliżu.

Rozejrzała się w pośpiechu po pokoju Dracona. Dumbledore myślał, że książka z zaklęciami Voldemorta jest w zamku. Glizdogon musiał ją przenieść tutaj.

- Wracaj - syknął Voldemort.

Lux uniosła ręce.

- Zaufaj mi, Voldi, będziesz chciał to zobaczyć. - wypaliła głupio.

Dopadła do biurka i pootwierała wszystkie szuflady. Była w nich masa książek, ale nie ta jedna konkretna, na której jej zależało.

Nie mogła testować cierpliwości Voldemorta, musiała działać szybko. Zaczęło jej się krecić w głowie. Czuła, że zaczyna wykonywać na niej jakąś sztuczkę czarnomagiczną. Padła na podłogę i zajrzała pod łóżko.

Serce zabiło jej mocniej. Zielona książka leżała tam, podczas gdy Harry biegał w poszukiwaniu jej po całym Hogwarcie.

Nie miała czasu na lepszy plan. Chwyciła przedmiot, przetoczyła się po podłodze i rzuciła do drzwi.

- Nara, Voldi - zawołała i, zatrzasnąwszy drzwi, puściła się biegiem.

Huk!

Drzwi do sypialni Dracona zostały wyrwane z zawiasów i przeleciały jej nad głowa. Chciała biec dalej.

- Crucio - usłyszała za sobą jadowity głos Voldemorta.

Padła na kolana u szczytu schodów. Książka wyleciała jej z ręki. Krzyczała, gdy okropny, trudny do wytrzymania ból biegał po jej ciele, a ona czuła jak traci zmysły.

Voldemort machał różdżką w górę i w dół, a ciało Lux odbijało się od podłogi w ten sam rytm. Słabo wychodziły jej próby osłonięcia głowy, gdy raz po raz uderzała nią o twardą podłogę. Próbowała ze wszystkich sił nad tym zapanować. Gdyby tylko udało jej się zrzucić książkę ze schodów, zanim on do niej dotrze...

Balansowała niebezpiecznie na krawędzi omdlenia, albo śmierci, nie była już pewna. Ból był taki silny, że powoli traciła świadomość, a fizyczne czucie coraz bardziej odpływało. Klątwa cruciatus nadal wykręcała jej wszystkie mięśnie.

Usłyszała swoje imię z oddali. Kąciki jej ust poruszyły się w słabym uśmiechu. Rozpoznała ten głos. Tylko on mógł sprawić, że bycie pod atakiem Voldemorta nie było straszne.

Może właśnie dlatego nie bała się śmierci? Wiedziała, że zawsze w momentach kryzysowych wróci myślami właśnie do niego, a wtedy wszystko przestanie być straszne. Powoli zamknęła oczy.

- LUX! - usłyszała ponownie ten głos, ale wyraźniej. Pod przymkniętymi powiekami rozbłysły różne promienie światła, gdy jej ciało opadło na podłogę z hukiem. Jęknęła i resztkami sił obróciła się na bok, choć wszystko ją bolało.

Rozchyliła powieki, mimo że kosztowało ją to bardzo dużo wysiłku.

Była pewna, że umarła.

Otoczenie nadal przypominało nieprzyjemny dwór Malfoyów. Leżała na szczycie schodów, z głową obok zielonej książki. Na wysokości jej wzroku miała stopy Voldemorta, poruszające się niespokojnie, gdy odbijał zaklęcia.

Wychyliła się do przodu. Na parterze stała grupka ludzi. Machali zawzięcie różdżkami, a wszyscy celowali w czarnoksiężnika nad Lux. Rozpoznała kilka twarzy. Snape'a, Dumbledore'a, Lupina, Harry'ego, i....

Nikt cię nie zapraszałWhere stories live. Discover now