*

194 22 6
                                    

Pierwsze, drugie, trzecie zajęcia, a po nich wykład profesora, który, patrząc na jego polityczne poglądy, ewidentnie już dawno powinien zakończyć akademicką karierę. Tak przedstawiał się dzień Jean. Po siedmiu godzinach, spędzonych w murach uczelni, miała prawo czuć się zmęczona – to jednak nie powstrzymało jej przed delikatną zmianą trasy do akademika.
Musiała zajść do swojej ulubionej biblioteki.

Mogłaby wmawiać, że jej sympatia do tego miejsca bierze się z wielkiego wyboru tekstów czy ładnego wystroju – żadna z tych rzeczy jednak nie miała na to takiego wpływu, jak ciesząca błękitne oczy Jean bibliotekarka. Jej fascynacja kobietą zaczęła się dwa miesiące temu – wtedy też studentka została zmuszona do szukania zbioru esejów, o współczesnych systemach politycznych, pióra autora, którego nazwisko wyleciało jej z głowy zaraz po zajęciach. Na swoje szczęście, znalazła owe teksty w bibliotece na obrzeżach miasta. Tego dnia pierwszy raz zobaczyła Lisę, bo tak było jej na imię, w pracy. Oczarowała ją swoim uśmiechem, spojrzeniem, i delikatnym, melodyjnym głosem, którego mogłaby słuchać bez końca.

 Tak, zauroczyła się. Jean, oczywiście, nie zamierzała nic z tym robić; w końcu obiekt jej westchnień zdecydowanie był nie z jej ligi. Nie zmieniało to faktu, że wciąż mogła cieszyć nią swoje oczy.

 Gdy weszła do budynku, od razu ruszyła w stronę działu z fantastyką, jednocześnie rozglądając się za prawdziwym powodem, dla którego znów odwiedza owe miejsce.

 - Tak szybko wróciłaś? Mogłabym przysiąc, że dwa dni temu wypożyczałaś Tolkiena. Połykasz te cegły w całości. – usłyszała znajomy głos; ten, dla którego wciąż wracała.
Lisa stała oparta o półkę, wlepiając swoje zielone tęczówki w Jean. Dziewczyna czuła, jak robi się jej gorąco, a jej twarz wręcz płonęła. Wszystko to za sprawą jednej, niczego nieświadomej kobiety.

 - Szybko czytam.. – odpowiedziała nieśmiało. Tak, przeczytała Władcę Pierścieni w dwa dni, świetnie wybrnęła. – Znaczy, jeszcze trochę mi zostało. Szczerze to mnie to nie wciągnęło. – zaraz się poprawiła.

 - Rozumiem. To nie lektura dla każdego, sama grubość odrzuca wiele osób. Choć szczerze, to jeden z moich faworytów. – odpowiedziała, delikatnie uśmiechając się w stronę blondynki. Tej zrobiło się miękko w kolanach. – Myślę, że znajdę dla ciebie coś odpowiedniejszego.

 Jean jedynie przytaknęła, przyglądając się starszej kobiecie, która ewidentnie przeglądała półkę w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Gdy już znalazła owy utwór, skierowała się do biurka, a Jean tuż za nią. Nie mogła uwierzyć, że nawet chód kobiety jest atrakcyjny – kobiecy, pełen gracji, ale też pewności siebie. W zasadzie, tymi samymi słowami mogłaby podsumować jej całokształt.

 - Proszę bardzo, Jean. – ocknęła się ze swoich myśli dopiero, po usłyszeniu swojego imienia.

 - Znasz moje imię?

 - Mam je w systemie, i na twojej karcie bibliotecznej. – odpowiedziała bibliotekarka, którą ewidentnie bawiło zakłopotanie młodszej kobiety. Na tym etapie Jean czuła się po prostu głupio. Jej, jak dotąd najdłuższa wymiana zdań ze swoim obiektem westchnień opiera się na jej byciu roztrzepaną. Choć chciała spędzić więcej czasu w jej towarzystwie, uznała, że zrobiła z siebie wystarczającego pajaca, i pora się ulotnić.

Wzięła w dłoń książkę, zamierzając zaraz wrzucić ją do swojej torby. Bibliotekarka uniemożliwiła jej to, łapiąc książkę za drugi koniec.

 - Kiedy skończysz ją czytać, daj mi znać. Powiesz mi przy kawie, jak ci się podobała.
Dopiero wtedy Jean zauważyła, że na okładce książki znajduje się napisany ołówkiem numer telefonu. Kilka sekund zabrało jej zrozumienie sytuacji w której się znalazła. Kiedy dotarło do niej, że jest zapraszana na randkę, uśmiechnęła się, i zapewniła starszą kobietę, że da znać, w międzyczasie kompletnie ignorując wypieki na swoich policzkach.

Cóż, może jednak pajacowanie działa na niektóre kobiety?

miniaturka #1 [jeanlisa]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon