2. Can't you see that I've been crying?

Start from the beginning
                                    


Zarzekła się, że nigdy więcej nie wróci myślami do tej parszywej nocy, gdy zginęli James i Lily. Trudno było wyprzeć to z pamięci, wiele lat zajęło jej zapanowanie nad swoim umysłem. Nie zamierzała otwierać tych drzwi na nowo.

- Wybacz mi, Lux, ale muszę to powiedzieć. Przemilczana przeszłość wcale nie jest mniej bolesna. James i Lily zostali zdradzeni przez Petera Pettigrew, który zabił dwunastu niewinnych mugoli, a ty zostałaś niesłusznie o to posądzona.

Usłyszała jak Remus wciąga powietrze ze świstem, a ona sama poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła.

- Oboje znacie słowa przepowiedni, ponieważ jesteście dwójką z czwórki najbardziej zaufanych mi ludzi. Wbrew temu jakie między wami czworo są relacje, musicie współpracować. Zostawcie prywatność na zewnątrz. Tutaj musicie robić wszystko, co wam każę, by utrzymać Harry'ego Pottera bezpiecznego. Dobrze?

Lux zamrugała gwałtownie. Przed nią na biurku zmaterializowała się szklanka z wodą. Skinęła lekko Dumbledorowi i pociągnęła łyk. Niewiele pomogło na ból, który odczuwała w całym ciele po wspomnieniu tamtej nocy, ale odezwała się zachrypniętym głosem.

- Mam zadbać o to, by piętnastolatek nie udławił się na moich lekcjach? Łatwizna. - Zaczęła wstawać. - W każdym razie, fajnie się gadało...

Dumbledore powstrzymał ją ruchem ręki.

- To nie wszystko. Chłopiec musi zabić Voldemorta. Mam informacje, jakoby Voldemort zaczynał tworzyć armię. Ma kilku wiernych Śmierciożerców, na których nie mamy wystarczająco dowodów, by postawić ich przed sądem. Wśród nich jest Lucjusz Malfoy.

Zrobił dramatyczną przerwę, jakby to nazwisko miało zrobić wrażenie. Lux wzruszyła ramionami lekceważąco.


- Ojciec Dracona Malfoya - wyjaśnił Remus.

Lux pomachała ręką przed swoją twarzą.

- Halo, pięć lat w Azkabanie, osiem następnych w świecie mugoli? Ledwo kojarzę to nazwisko.

Remus odchylił głowę do tyłu.

- Draco Malfoy jest Ślizgonem, rówieśnikiem Harry'ego i również, niestety...To znaczy, nie mówię, że się nie zgadzam...Harry umie podejmować swoje decyzje...Nie moja sprawa...niech sobie kocha kogo chce, ale...

- Remusie - popędził go Dumbledore'a.

- ...jego chłopakiem. - westchnął. - Draco jest chłopakiem Harry'ego.


Jeden z portretów zakrztusił się głośno i zniknął nim ktokolwiek mógł na niego spojrzeć. Lux zaczęła łączyć fakty.

- A więc Wybraniec spotyka się z synem Śmierciożercy? - zaśmiała się sztucznie. - Ale życie potrafi być przewrotne.


Dumbledore przychylił się na krześle, gładząc brodę.

- Mam obawy, że Lucjusz przekonał syna, by przekabacił Harry'ego na ich stronę. Na razie mu się to nie udaje, ale spotykają się dopiero od kilku miesięcy, to może być długotrwały plan. Remus już nie uczy opcm, głównie przez protesty Lucjusza, który niestety jest wpływowym człowiekiem. Ale nie może w żaden sposób wpłynąć na to, ze Remus będzie tu mieszkać w roku szkolnym. To moja decyzja. Jest mi potrzebny.

Lux kiwała głową w zamyśleniu, jakby w ogóle go nie słyszała.

- A więc miłość Gryfona i Ślizgona jest możliwa, ta?

Lupin zesztywniał. Zacisnął pokaleczone dłonie na ramie fotela i ostrożnie uniósł wzrok na dziewczynę.

- Lux, przecież wiesz...

- Mówiłam o Snape'ie i Lily, cymbale. Od zawsze im kibicowałam. Ciekawe jak by wyglądał młody Pott...albo raczej młody Snape, jakby był dzieckiem Severusa. Na pewno miałby bardziej cool imię.

- Sprawa jest poważna - Dumbledore przerwał jej spokojnie, wstając. - Nie można zabronić nastolatkom miłości, ale musicie mieć go na oku. Musicie zawsze wiedzieć, gdzie się znajdują i czy nic nie knują. Nie wolno im też chodzić do Hogsmeade, ale nie mogę im zabronić tego wprost, więc dobrze, żebyś obrała taktykę Severusa i dawała im wtedy szlabany.

Lux uniosła brwi.

- Niezbyt dydaktyczne podejście.

Dumbledore obszedł biurko i zbliżył się do posągu feniksa. Lux chciała wykorzystać tę okazję, by uciec z gabinetu, ale ją powstrzymał.


- Przypomniało mi się, że miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Niebawem do was wrócę. Ufam, że się nie pozabijacie. Oboje jesteście mi bardzo potrzebni.


I zniknął, a Lux patrzyła tęsknie jak zamyka się za nim posąg. Wyciągnęła się na krześle i rozprostowała nogi z zamiarem udawania, że Remusa tu nie ma. Ta tatyka się nie powiodła. Czuła jego obecność, wszechobecny zapach czekolady, który się nad nim unosił i woń, która mogła określić tylko jako leśną, drażniły jej płuca.

Wstała, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego. Stanęła naprzeciw zakurzonego regału z książkami i przekrzywiła głowę, czytając tytuły. Większość była zapisana w runach, a lekcje starożytnych runów zwykle były jej czasem na drzemki, więc tylko wpatrywała się głupio w znaki, których nie rozumiała.

Remus odchrząknął znacząco, a gdy go zignorowała, wstał.

- Chcę, żebyś wiedziała, że wierzę w twoją niewinność.

- Gratuluję - odparła, wyciągając jedną z chudszych książek, a kurz z zielonej okładki posypał się na podłogę. - Jakbym była ministrem, dałabym ci za to order Merlina.

Nerwowe chrząknięcie. Drapanie po głowie. Lux przysięgła sobie w myślach, że jeśli Remus wyda z siebie jeszcze jakiś dźwięk to rzuci na niego petrifikus totalus.

- Zrobiłaś tak wiele dla mojej rodziny, Lux.

Otworzyła książkę, ale nawet jakby chciała, nie dałaby rady skupić swojej uwagi na małych literkach. Pragnęła mu powiedzieć, żeby się zamknął, ale zaciśnięte szczęki odmówiły jej posłuszeństwa.


- Ja...po prostu chcę, żebyś wiedziała, że nie mam pretensji. O to co zaszło. Wiesz, tamtej nocy. Między tobą, a Syriuszem.

W gruncie rzeczy wiedziała, do czego zmierza. Wiedziała też, że zna prawdę. Myślała, że jest gotowa na usłyszenie tego imienia z ust kogoś innego, nawet tak mu bliskiego, ale teraz gdy to się wydarzyło cała pewność z niej uciekła. Zacisnęła palce na książce, aż poczuła, jak łamią się jej paznokcie, a wtedy cisnęła nią w podłogę, i niewiele myśląc, wyciągnęła różdżkę.


- Expelliarmus! - wrzasnęła.


Różdżka Lupina wyślizgnęła się z jego kieszeni i poszybowała przez gabinet. Lupin uniósł ręce do góry w geście pokoju.

- Nie chciałem...

- Drętwota! - wrzasnęła Lux, idąc wprost do niego z zaćmionym nienawiścią umysłem. Zaklęcie ugodziło zmęczonego mężczyznę prosto w pierś. Chwycił się za miejsce uderzenia, po czym zakołysał na nogach i runął na ziemię, waląc twarzą o podłogę. Lux obróciła go na plecy kopniakiem. Stracił przytomność, a na jego czoło wystąpiła stróżka krwi. Dziewczynka chwyciła szklankę i wylała zimną wodę w twarz Remusa. Gdy tylko jego powieki się rozwarły, a on sam zaczął powracać do rzeczywistości, odrzuciła różdżkę na bok, usiadła na nim okrakiem i pociągneła za koszulę, zmuszając, by podniósł głowę.

- Nigdy. Więcej. Nie mów. Przy mnie. Tego. Imienia.

Lupin wybełkotał coś niezrozumiale. Zaciśnięte dłonie Lux nie puściły, dopóki nie odzyskał całkowitej świadomości. Nie walczył z nią. W jego oczach był ukryty smutek i coś, czego Lux nienawidziła najbardziej na świecie - żal.

- Dokonałaś wspaniałej rzeczy, Lux. - powiedział słabym głosem. - On znalazł Petera pierwszy, ale gdy dostałaś cynk, że leci tam ministerstwo, kazałaś mu uciekać, lecieć po Harry'ego .Nie zdążyłaś uciec, ale gdyby nie ty, nie wiadomo gdzie Harry by trafił, a tak to byliśmy mu wstanie zapewnić normalne, szczęśliwe dzieciństwo. Twoja ofiara może być najlepszym co kiedykolwiek spotkało cały świat czarodziejów.

Dziewczyna pokręciła głową, cały czas ciężko dysząc. Wspomnienia tej nocy latały nad nią niczym stado dementorów w Azkabanie.

- Ty...Ty nie...

- Owszem, Lux. Ale nie możesz nikogo zmusić do mił...

Panicznie się bała tego, co zaraz usłyszy z ust Lupina. Nie mogła pozwolić by następny ciężar spadł na jej barki, bo to by było za dużo do udżwignięcia. Przerwała mu wypowiedź, zamachnąwszy się pięścią na jego twarz. Lupin odchylił głową, chwytając się za policzek. A ona siedziała na nim, jak obłąkana, kręcąc tylko głową. Czuła przepływający po knykciach ból. Żadne z nich się już nie poruszyło, choć oboje uciekali myślami w to samo miejsce, do tej samej osoby. Siedzieli tak, dopóki nie usłyszeli niskiego głosu, który zawsze niósł ze sobą trochę spokoju:

- No cóż, poproszę jakiegoś innego nauczyciela by pokazał ci program nauczania.

To zdanie zadziałało na Lux jak kubeł zimnej wody. Wstała na sztywnych nogach, ocierając czoło ręką, nieświadomie zostawiając na nim ślad krwi Lupina.

- Nie ma potrzeby, panie dyrektorze - powiedziała szyderczo. - Poradzę sobie sama. Całe życie ze wszystkim radzę sobie sama i nie potrzebuję nikogo do pomocy.
Dumbledore wyglądał jakby chciał jej coś jeszcze powiedzieć, ale pozwolił jej się wyminąć i opuścić gabinet.

Nikt cię nie zapraszałWhere stories live. Discover now