I. Demon żerujący na zwłokach

11 2 0
                                    

Metaliczny, duszący zapach krwi obudził Takahiro ze snu. Jej wdzierający się do organizmu i osiadający w tyle gardła odór, drastycznie kontrastował z wonią kwiatów wysianych w ogrodzie, który jeszcze sekundę temu miał przed oczami. Jego ciało, niewybudzone ze snu, wciąż było ociężałe i bezwładne – niczym lalka, czekająca aż ktoś pociągnie za sznurki i wprawi ją w ruch. Czerń pod jego powiekami przypominała mu barwą włosy Haruhi – jego narzeczonej, którą zostawił za sobą w maleńkim, sennym miasteczku Ito. W jego pamięci wciąż żywe było wspomnienie gdy pożegnał ją słowami pełnymi obietnic o wojennej chwale oraz nieśmiałym pocałunkiem skradzionym z jej ust, gdy nikt nie patrzył.

Ile to już czasu minęło od naszego spotkania, Haruhi? - spytał się w duchu. - Pół roku? Rok? Czy wciąż o mnie pamiętasz? Czy wciąż na mnie czekasz, w tym swoim ogrodzie pełnym kwiatów tsubaki? Czy siedzisz na patio w swoim różowym kimonie, uśmiechając się wargami czerwieńszymi od kwiatów, które z taką troską pielęgnujesz?

I nagle urosło w nim irracjonalne przekonanie, że jeśli otworzy oczy teraz, w tym momencie, to ponownie ją ujrzy. Że zobaczy ogród, który ogląda teraz wyłącznie w snach wraz z jego ukochaną serwującą mu herbatę. Tak, na pewno! Wystarczy tylko że je otworzy, że uchyli te niemiłosiernie ciężkie powieki, a ona znowu powita go swoim uśmiechem tak jak zawsze to robiła.

Wymagało to od niego nadludzkiego wysiłku i niesamowitych pokładów woli, ale wreszcie otworzył oczy, gotów ją witać, z jej imieniem na ustach i ciepłem w sercu. Jednak nim zdążył to zrobić zamarł.

Bo czerwień, którą ujrzał była nieporównywalnie bardziej intensywna, od tej na ustach jego narzeczonej.

Z jego krtani zamiast powitania wydobył się szloch. Bezradny, żałosny szloch. I gdy łkanie wstrząsało jego ciałem coraz silniej, Takahiro coraz silniej odczuwał ból w dziesiątkach małych i dużych ran, zadrapań i siniaków, którymi naznaczone było jego ciało. Łkał, bo gdy otworzył oczy zamiast ogrodu ukochanej ujrzał ogród boga śmierci. Ogród w którym zamiast czerwonych kwiatów tsubaki rosły czerwone od krwi, martwe ciała.

Zwłoki zarówno Amanto jak i samurajów leżały obok siebie, w kompletnym nieładzie. Każde w nienaturalnej pozycji, każde z wyrazem bólu i niedowierzania, który nie dosięgał już ich wodnistych oczu. Wyglądali jak zabawki rozrzucone przez rozkapryszone dziecko. Ot kilkaset nic nieznaczących istnień, porzuconych na spływającej krwią ziemi.

Takahiro płakał i płakał, nie wiedząc już nawet nad czym. Czy nad martwymi przyjaciółmi, czy nad marnym stanem swojego ciała, czy z tęsknoty za swoją narzeczoną, czy aby ta wojna już się skończyła, błagam bogowie pozwólcie by się już skończyła, skończy-

Nagle, kierowany instynktem zamarł i gwałtownie przypadł do ziemi, starając się uspokoić oddech i szalejące pod żebrami serce. Usłyszał czyjeś kroki.

Dochodziły zza jego pleców, nie mogąc więc dostrzec do kogo należą, postanowił dmuchać na zimne. Zdarzało mu się już widywać ocalałych żołnierzy szukających zemsty na wrogach, których jedynymi grzechami było to że przeżyli i że walczyli po przeciwnej stronie. Jako że na wpół martwy, poraniony samuraj nie stanowił dla nikogo realnego zagrożenia, wielu z nich z radosnym uśmiechem na ustach wbijało im swoją broń w brzuch zabijając takiego nieszczęśnika na miejscu. Takahiro z doświadczenia już wiedział, że najlepiej w takiej sytuacji po prostu udawać martwego.

Kroki oraz towarzyszące im szelesty znajdowały się z każdą chwilą coraz bliżej. Były wyjątkowo ciche, nie towarzyszył im ani stukot, ani klekot obuwia – jakby osoba do której należały była boso. Umilkły na chwilę, a zamiast nich Takahiro usłyszał ciche pomrukiwanie – jednak nie mógł stwierdzić czy był to cichy mamrot człowieka mówiącego coś pod nosem, czy może warkot dzikiej bestii. Kilka szelestów, jeszcze więcej mruknięć i znowu kroki. Coraz bliżej i bliżej miejsca, w którym leżał Takahiro.

Onika HitokaOn viuen les histories. Descobreix ara