🥀~Rozdział 27~🥀

476 41 4
                                    

🥀~Rozmowa i śniadanie ~🥀

Perspektywa Aidena

Nadal nie mogłem w to wszystko uwierzyć, że pozwoliłem szatynce zostać u mnie. Może to jej smutek w oczach i nieme błagania o pomoc skłoniły mnie do tego, że postąpiłem tak...

Przeszukałem wzrokiem całą moją szafę i próbowałem znaleźć jak najmniejsze ubrania dla Ray.

Wybór padł niestety na dresy, wybaczcie ale nie miałem innych wygodniejszych i mniejszych rzeczy.

Z ubiorem ruszyłem z powrotem do dziewczyny, którą zostawiłem w pokoju gościnnym.
Kiedy przekroczyłem próg pomieszczenia lekko się uśmiechnąłem.

Widok był naprawdę uroczy, szatynka zwinęła się w kulkę o głęboko spała.
Jestem naprawdę człowiekiem bez dusznym i można mi wiele zarządzić, ale mam jeszcze resztki godności.

Położyłem ubrania na szafce nocnej, po czym przykryłem szatynkę pościelą.

Postanowiłem zadzwonić do Samuela i zapytać jak przebiegła cała akcja. Miałem nadzieję, że nie zakończyła jak poprzednia.

— Witaj mój kochany, bracie. — zaśmiał się, a ja odetchnąłem z ulgą.

Samuel zawsze tak reagował po udanej akcji lub gdy był kompletnie pijany. Ale nie myślicie sobie, ze jest mniej niebezpieczny w tedy.

— Cieszę się, że nie było powtórki z rozrywki. — wyznałem. — Może teraz ci się to nie spodobać, co Ci powiem...

— Dzisiaj nic mi nie po psuje humoru. — odparł i zaczął się śmiać. Tak czyli był już pijany.

— Pamiętasz jak opowiadałem Ci o tej dziewczynie? — zacząłem powoli.

— Tak.

— Wziąłem ją do siebie. — wypaliłem.

— Aiden. — westchnął. — Wiem, że nie powinno się każdego oceniać, ale czy aby na pewno dobrze zrobiłeś?

— Samuel po prostu nie wiem, czemu tak się stało. Po prostu nie widziałem, żeby ktoś był aż takim wrakiem człowieka i to błaganie o pomoc było tak wyczuwalne, że nie umiałem jej porzucić. — wyznałem całą prawdę, bo i tak nie było sensu kłamać i tak prędzej czy później poznałby prawdę.

— Dobrze rozumiem, ale bądź ostrożny. Kiedy będziesz jej pewny przyprowadź ją do nas.— odparł.

— Dzięki, brat. - wyznałem.

— Nie ma sprawy, dzięki temu teraz świętujemy wygraną. Muszę już kończyć. Uważaj tam na siebie.

Rozłączyliśmy, a ja ostatni raz spojrzałem na drzwi od sypialni szatynkę, po czym ruszyłem do siebie.

To był naprawdę ciężki dzień...

****
Kiedy się obudziłem na zegarku dostrzegłem ósmą rano, jęknąłem przeciągle. Od dłuższego czasu nie mogłem normalnie spać i znów śniła mi się ta sama sytuacja.

Ubrałem się w wygodne ubrania, po czym zszedłem na dół do kuchni, żeby zrobić nam jakieś pożywne jedzenie.

Gdy smażyłem jajecznice usłyszałem jak ktoś powoli schodzi ze schodów. Odwróciłem się i dostrzegłem zakłopotaną Ray w moich dresach, które wcześniej zostawiłem dla niej.

Tak jak myślałem były dla niej za duże i dosłownie tonęła w nich.

— Dzień dobry. — powiedziałem, w końcu żeby przełamać ciszę, która zagościła między nami.

— Hej.— wyszeptała. — Dziękuje za ubrania.

— Nie ma sprawy, a teraz siadaj, zrobiłem jajecznice.

Szatynka na początku zaczęła się wahać, jednak po chwili usiadła i wpatrywała się we mnie.

W tedy nie wiedziałem, że uzależnię się od jej tęczówek i uśmiechu...

*********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję, że jesteście tutaj ze mną. ❤️

"𝐙ł𝐚𝐦𝐚𝐧𝐚 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐚"Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ