Prolog

17 1 0
                                    


 Pamiętam, że zawsze pragnęłam robić wielkie rzeczy. Przełamywać konwenanse, głośno mówić o tym, co ważne, choć trudne czy kontrowersyjne. Władać. Chciałam być na czele, dominować i sterować powierzonym w moje ręce okrętem, tak, by mimo panującego wokół sztormu dotarł bezpiecznie do przystani spowity ciepłym światłem morskiej latarni. Wytrwale dążyć do celu i co ważniejsze, doprowadzać wszystko do końca, pławiąc się w morzu satysfakcji. Mimo wszystkich tych ambitnych pragnień, największą zrobioną przeze mnie tego dnia rzeczą była kawa - duża latte. W zasadzie nie była rzeczą największą tego dnia, lecz także dnia wczorajszego i wielu poprzednich. Zapewne także wielu kolejnych. Tak, pewność siebie, ambicje i marzenia zaprowadziły mnie tutaj. Spoglądam w mały monitor ekspresu niczym w oczy nemezis, z którym mierzę się co dzień. A on zawsze zwycięża.

Poza codziennymi starciami z automatem do kawy, praca nie była aż tak zła. Część moich obowiązków była całkiem przyjemna i pokrywała się z tym, o czym się kształciłam i czego robienie sprawiało mi przyjemność. Lubiłam także spotkania z koleżanką z recepcji, lubiłam jedzenie lunchu ze znajomym z działu rachunkowości. Lubiłam kanapki z firmowego baru. Lubiłam darmowy karnet na siłownię. Co prawda korzystałam z niego nadzwyczaj rzadko, akurat sportowe osiągnięcia nigdy nie mieściły się na liście moich wygórowanych potrzeb i marzeń, ale miła była świadomość, że gdybym tylko chciała, to bym mogła. Za darmo. Największym mankamentem mojej kariery nie była zaś rzecz, czy żaden z moich obowiązków, a jeden człowiek. W zasadzie zabawne, jak wiele zmienić może jedna osoba. Naczelny miłośnik latte, średnio inteligentny, za to równie pyszałkowaty co ja – Rhys Adams. Mój przełożony, który w zasadzie biorąc pod uwagę gabaryt całej firmy był równie nieważnym kółkiem w maszynie co ja, dla mnie jednak był kimś więcej - przełożonym.

Najgorsze były chyba nasze początki. Zza pleców usłyszałam niski, męski głos i pamiętam dobrze, jak duże podekscytowanie czułam. Człowiek, oprowadzający mnie wcześniej po firmie wznosił peany na temat mojego szefa, jego wykształcenia, obycia i kultury osobistej, a ja naiwna w ekscytacji oczekiwałam momentu poznania go, w nadziei, że choć moje stanowisko nie jest szczególnie imponujące, wiele zyskam z samego kontaktu z taką personą. Odwróciłam się więc, pragnąc w końcu podać mężczyźnie rękę, mieć szansę pokazać się z jak najlepszej strony. Jakież było moje zdziwienie, gdy by spojrzeć interlokutorowi w oczy byłam zmuszona pochylić lekko głowę i opuścić wzrok. Stał przede mną, z wykrzywioną w grymasie twarzą, rozpiętej pod szyją koszuli i dobrze wykrojonym, ciemnym garniturze, a ja szybko zrozumiałam, że wybór szpilek, które wydawały mi się tak eleganckie i adekwatne do otaczającego mnie miejsca wcale nie był korzystny.

Oczywiście to nie tak, że poróżniła nas różnica wzrostu. Choć z czasem zaczęłam czerpać niemałą satysfakcję z patrzenia na niego z góry, ciężko byłoby mi temu zaprzeczyć. Pojawiły się też niesnaski na płaszczyźnie międzyludzkiej i stricte zawodowej – ja miałam pomysły i ambicje, a on wyjebane. Szybko i w dość oczywisty sposób oznajmił mi, iż nie powinnam szczególnie się angażować, szukać nowych rozwiązań, proponować mu swych pomysłów, a zwyczajnie skupić się na swoim zakresie obowiązków. Nie mniej, nie więcej. Jako urodzona oportunistka i idealistka oczywiście... zrobiłam tak jak powiedział.  

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 06, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

DifficultWhere stories live. Discover now