IV. Mogłam być następna.

Start from the beginning
                                    

Z braku jakiegokolwiek lepszego pomysłu, siedziałam z nią w pokoju i po prostu dotrzymywałam towarzystwa dopóki nie zasnęła. Od czasu do czasu, kiedy ataki płaczu nabierały na sile, trzymałam ją za rękę lub sugerowałam wezwanie pomocy, jednak ona stanowczo odmawiała. Zarzekała się, że takie odchorowywanie sytuacji to dla niej norma i do jutra wszystko już się ustabilizuje.

Uwierzyłam więc na słowo i opuściłam jej pokój grubo po północy, gdy szatynka zmożona płaczem wreszcie zasnęła.

Ja natomiast nie zmrużyłam oka. Całą noc rozmyślałam o tym, co przyszło mi zarówno usłyszeć, jak i zobaczyć. W myślach po raz setny przeprosiłam Jenny za to, że nie uwierzyłam jej na słowo już na samym wstępie.

Poranek jednak okazał się być dużo bardziej popaprany, niż ktokolwiek by się w ogóle spodziewał. Każda kolejna sytuacja mająca miejsce w szpitalu dobijała mnie skalą swojej abstrakcji, jednak dziś poprzeczka ustawiła się na tyle wysoko, iż byłam pewna, że nic przez długi czas jej nie przebije.

Z jednej strony sytuacja ta dała mi minimum poczucia bezpieczeństwa, z drugiej jednak wpędziła na moje plecy nieznośnie uczucie niepokoju, jak i nasilone paranoje.

Okazało się bowiem, że izolatka opustoszała.

Garett wyparował.

Akcja poszukiwawcza trwała dobrych kilka godzin, a Wilson wraz z upływem czasu była coraz bliżej odejścia od zmysłów. Szybko wydedukowała, że chłopak musiał się wydostać jednym z okien w starej, nieużywanej części szpitala. W tej bowiem części został zamknięty poprzedniego wieczoru.

Cały budynek znał, jak nikt inny, ponieważ siedział w nim od dobrych kilku lat, a jego niepisany immunitet zezwalał mu na swobodne przechadzki w miejsca, w które innym wstęp był wzbroniony. Wszystkie kropki względnie się łączyły– zdążył w międzyczasie wybadać, którędy najłatwiej będzie mu uciec i wreszcie to wykorzystał.

Szybko na miejscu zjawiła się wicedyrektor, jak i niezliczona ilość jej asystentów, którzy dzielnie znosili wszystkie ataki ze strony Cecilli, nie zważającej w aktualnej chwili kompletnie na nic. Wyzywała ona każdego, kto tylko stanął na jej drodze, pracowników najchętniej poganiałaby kijem, gdyby tylko mogła, a pacjentów traktowała, jak powietrze.

Z jednej strony nie dziwiło mnie to, z drugiej jednak wmurowywała mnie w ziemię jej bezwzględność i chłód, którym emanowała na każdym kroku. Byłam święcie przekonana, że psychologowie nieco lepiej panowali nad nerwami i nawet w kryzysowych sytuacjach nie wyżywali się na innych. Wilson natomiast w momencie z ciepłej, kochanej kobiety stała się wręcz przerażająca.

Nerwy dyrektorki znalazły się natomiast u samego ich apogeum, gdy do całego stosu jej problemów dorzuciła się jeszcze moja matka, która zgodnie z obietnicą, pojawiła się w szpitalu w obecności prawnika. Mój atak paniki był dziś po stokroć większy, niż ostatnim razem, ponieważ wiedziałam w jak złym świetle stawiała szpital ucieczka jednego z pacjentów.

O ostatnim występku aktorskim Garetta nie wspominając.

W kościach czułam, że już dziś znajdę się na powrót w swojej nieszczęsnej sypialni i nie opuszczę jej na krok aż do skończenia szkoły.

– Przyszłam zabrać moją córkę. – Usłyszałam nagle, pomimo nieznośnego hałasu panującego na korytarzu od dobrych kilku godzin. – Nie chcę widzieć tego szalonego doktorka, który rozmawiał ze mną ostatnio. Proszę mnie poprowadzić do Nessa.

Jej nakazy były dużo ostrzejsze, niż ostatnio. Wiedziałam, że w obecności adwokata nie cofnie się przed niczym i wyrwie mnie stąd za wszelką cenę.

Dawka ŚmiertelnaWhere stories live. Discover now