Celebrował każdą chwilę spędzoną z Marinette. Czasem siedzieli razem, oglądając przepływające statki, czasem spacerowali po mieście, szukając inspiracji, a czasem po prostu leżeli w jego pokoju, na zmianę śmiejąc się, przytulając i całując.
Bywały dni, gdy ona słuchała tego, jak on muskając struny gitary, próbował oddać jej melodię. Prawda była taka, że żaden z instrumentów nie potrafił zagrać tych nut, tak jak robiła to ona. Jednak Marinette to nie przeszkadzało. Zapatrzona w Lukę, słuchała tego, jak gra, chłonąc każdy dźwięk.
Prawdziwe wyznanie miłości. Romantyczne, intymne, szczere. I grane tylko dla niej.
Luka nie potrzebował grać dla wielkiej widowni, być obsypywanym kwiatami i gratulacjami od krytyków, którzy zapewnialiby go o jego talencie i oferowali wielką karierę oraz sławę. Podziw, jaki dostrzegał w jej oczach, był dla niego prawdziwymi owacjami na stojąco.
Gdyby mógł, spędziłby całe życie, słuchając jej i próbując uchwycić jej melodię na papierze zapisanym pięciolinią. Gdyby mógł, codziennie przeczesywałby palcami jej splątane włosy i oglądał zapełnione przez nią szkicowniki. Każdego poranka witałby ją pocałunkiem i śniadaniem nad Sekwaną i każdego wieczoru grałby dla niej na gitarze, skrzypcach, pianinie, czy jakimkolwiek innym instrumencie, o którym by pomyślała. Mówiłby jej, że jest piękna, tańczyłby z nią w pełnym słońcu i pod sierpem Księżyca.
Odwiedziłby z nią każdy zakątek świata, jednak wiedział, że najbardziej odwiedzić chciała Chiny. Poznać swoją rodzinę, chociaż bała się, że nie będzie umiała się z nimi porozumieć. Wtedy mocno by ją przytulił i powiedziałby jej, że to w porządku się bać.
Tak jak powiedział jej to tamtego dnia.
— Boję się — powiedziała, stojąc na szczycie wieży Eiffla. Jej oczy były smutne, jednak nie było w nich łez — Tak bardzo się boję, że wszystkich zawiodę i wszystko zepsuję.
— To w porządku się bać, Marinette. — Próbował ująć palcami jej dłoń, jednak odtrąciła ją, nerwowo obejmując ramiona.
— Ale ja nie powinnam się bać — odpowiedziała rozgoryczona, wbijając paznokcie w materiał stroju — Jestem bohaterką, mam ocalić Paryż, wszyscy na mnie liczą, a ja się boję, bo nie potrafię tego zrobić.
— Bohaterowie też się boją. Ja też się boję, Marinette. — Delikatnie dotknął jej ramienia, a ona spojrzała na niego. Wtedy, na tle wielkiego miasta była tylko drobną dziewczyną, której ciało trzęsło się ze strachu i zimnego wiatru, który bawił się jej spiętymi włosami. — Ale wiem, że dasz sobie radę.
— Skąd możesz to wiedzieć?
Uśmiechnął się.
— Bo strach to nie powód, żeby się poddawać.
Wtedy wypowiedział te słowa szczerze, a ona o tym wiedziała. Złożył na jej ustach czuły pocałunek i mocno trzymając, jej dłoń dołączyli do pozostałych bohaterów, którzy siedząc na krawędzi wieży, czekali na swój ostatni taniec.
— Luka, jesteś już gotowy?
Luka otrząsnął się, wracając do teraźniejszości. Zza drzwi wychyliła się sylwetka jego siostry. Tuż za nią weszła Rose, trzymając ją za rękę.
— Niedługo przyjedzie taksówka. — kontynuowała Juleka — Adrien, Alya i Nino napisali, że są już na miejscu.
Luka pokiwał głową, na znak tego, że przyjął to do wiadomości. Westchnął głośno i podniósł się z łóżka.
— Poczekam na zewnątrz — powiedział, mijając siostrę. Juleka spojrzała na niego smutna, jednak on nie złapał jej spojrzenia. Wbił wzrok w podłogę i powolnym krokiem udał się do drzwi wyjściowych, zabierając po drodze telefon, klucze i biało-różowe kwiaty.
Widoczny za oknem taksówki Paryż, był gwarny i zatłoczony. Tłoczno było od ludzi i samochodów, każdy gdzieś się śpieszył. Każdy miał jakąś sprawę do załatwienia. Każdy chciał dziś kogoś pożegnać.
Mimo to miasto było ciche. Ludzie, których mijali przestali brzmieć. Ich dusze nie miały w sobie muzyki. Luka nie potrafił jej usłyszeć. Nawet nie próbował. Był głuchy na otaczający go świat. Ścisnął mocniej kwiaty w dłoni. Większość ludzi trzymała dziś w dłoniach czerwone i czarne róże.
On wiedział, że to nie były jej prawdziwe kolory. To były barwy, które musiała przybrać. Nigdy o nie nie prosiła. Początkowo ją przytłaczały, ale z czasem przestały być dla niej takim ciężarem. Rolę, którą otrzymała, rozegrała z odwagą, hartem ducha i uśmiechem na twarzy, każdego dnia inspirując tysiące ludzi, którzy nawet nie znali jej prawdziwego imienia.
Biały i różowy. Czystość i niewinność. Miłość i ciepło. Prawdziwe kolory Marinette. Te, które słyszał, gdy był blisko niej. Te, które dostrzegał w jej łagodnym sercu. W jej słowach i gestach. W melodii, jaka grała, gdy on kochał ją, a ona kochała jego.
Melodia Marinette przestała grać. A on pamiętał każdą jej nutę.
*
*
*
Od autorki:
Liczę na to, że ten krótki shot przypadł Wam do gustu. Od tego dnia ten profil staje się domem dla wszystkich fanów Miraculous. Wyczekujcie nowych projektów. Mocno ściskam i pozdrawiam.
RavenVo
YOU ARE READING
Melodia jej serca [Lukanette One-Shot]
FanfictionWtedy po raz pierwszy zagrał dla niej muzykę. I po raz pierwszy wsłuchał się w muzykę, która grała w niej. Nikogo innego Luka nie chciał słuchać tak jak jej. Na nikogo innego nie chciał tak patrzeć. Nikogo innego nie chciał kochać.
Melodia jej serca
Start from the beginning