Prolog

242K 10.2K 1.6K
                                    

Prolog

– Hope, spróbuj to zrobić jeszcze raz, na spokojnie. – Nauczycielka matematyki westchnęła, gdy po raz drugi nie udało mi się rozwiązać prostego równania przy tablicy. – To wcale nie jest takie trudne. Nie stresuj się tak.

Ścisnęłam mocniej kredę, którą trzymałam. Miałam wrażenie, że w każdej chwili może mi ona wypaść z dłoni. Jeszcze raz popatrzyłam na rząd cyfr. Ręce były spocone z nerwów, serce dudniło mi w uszach i czułam, że nogi mogą mi zacząć odmawiać posłuszeństwa w przeciągu kilku najbliższych chwil.

– Niech pani już jej odpuści – usłyszałam szyderczy głos Evelynn, jednej z dziewczyn z klasy. – Naprawdę niepotrzebnie tracimy czas. Po co tkwić na lekcji, na której nic nie robię, bo szanowna pani Hope Case nie jest w stanie zrobić absolutnie najbanalniejszego zadania z podręcznika?

Stałam sparaliżowana, tyłem do pozostałych, modląc się, bym zniknęła z tej planety lub chociaż stała się niewidzialna. Słysząc śmiechy, byłam pewna, że skończy się to tak, jak zawsze – albo znowu nic nie powiem i nie pokażę żadnych emocji, albo się rozpłaczę i ucieknę z lekcji.

– Możesz już usiąść. – Nauczycielka ponownie westchnęła. – Jutro cię z tego przepytam. Bądź gotowa.

Kiwnęłam głową i usiadłam na swoim miejscu przy oknie. Lubiłam tam siedzieć. Ławka była położona na tyłach klasy: miałam stąd widok na uczniów rozmawiających ze znajomymi i szczerzących się od ucha do ucha lub na zakochane pary, które obdarowywały się pierwszymi pocałunkami. Obserwowanie ludzi stało się moim hobby. Mimo tego, że sama nie miałam przyjaciół, przyglądałam się każdemu, kto się tylko nawinął. Tym sposobem wiedziałam więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, ale również przez to zostałam dość brutalnie odtrącona. „Świr" czy „idiotka" to tylko niektóre z określeń, które obijały mi się o uszy w czasie przerw.

Gdy usłyszałam dzwonek zwiastujący koniec lekcji, poczekałam, aż wszyscy wyjdą z klasy i dopiero wtedy poszłam w ich ślady. Nie lubiłam rzucać się w oczy i gdyby to ode mnie zależało, na pewno nie chodziłabym do szkoły, ponieważ jakiekolwiek kontakty z ludźmi za bardzo mnie stresowały. Czułam się jak w mrowisku, jak najsłabiej pracująca mrówka, której królowa musiała przypominać, dlaczego znajdowała się najniżej w hierarchii.

W tej sytuacji królową mrówek zdecydowanie była Evelynn Mackovski – śliczna, wysportowana blondynka o pięknych, brązowych oczach, zawsze ze związanymi wysoko włosami. Ubierała się w dosyć krótkie, wyzywające spódniczki. Zapraszano ją na każdą imprezę, na dodatek zmieniała chłopaków jak rękawiczki (plotki głoszą, że jeszcze żaden z nią nie zerwał, to ona inicjowała rozstania) i pochodziła z bardzo majętnej oraz wpływowej rodziny. Miała nade mną władzę od ósmej klasy, kiedy przez przypadek rozlałam wodę na jej zadanie z literatury angielskiej.

Tak, od tego czasu przyzwyczaiłam się już do codziennych wyzwisk, oblewania przeróżnymi płynami czy wyśmiewania, mimo tego bardzo mnie to bolało. Wiedziałam też, że okazywanie uczuć w takich sytuacjach byłoby znacznie gorsze, dlatego nauczyłam się trzymać wszystko w sobie i nigdy, ale to nigdy nie prosić o pomoc. Oczywiście były wyjątki, kiedy wybuchałam od nadmiaru emocji, jednak zawsze miało to jeszcze bardziej przykre skutki niż udawanie, że mnie to nie obchodzi.

Dlatego teraz, gdy upewniłam się, że nikogo nie było w łazience, zamknęłam się w jednej z kabin i otworzyłam plecak. Na samym dnie schowałam małe opakowanie żyletek i to właśnie po nie sięgnęłam.

Nie było dnia, w którym nie przyszłabym do szkoły w ciuchach wystarczająco dokładnie zasłaniających moje ciało. Zawsze jednak ubierałam się tak, aby zasłonić blizny. Na szczęście angielska pogoda nawet w lato nie była zbyt łaskawa, dlatego nawet jeśli, jak na nasze standardy, było „gorąco", zakładałam koszule z długim rękawem, by zasłonić świeże rany i strupy, które zajmowały sporą część skóry.

Wzięłam żyletkę, po czym podwinęłam rękaw. Aktualnie miałam dokładnie pięćdziesiąt dwa ślady samookaleczania. Lubiłam liczyć cięcia, ponieważ w ten sposób czułam, że miałam nad czymś kontrolę. Miałam kontrolę nad własnym ciałem i tym, co z nim robiłam. Nie było osoby, która mogłaby mi to zabrać.

Strużkę krwi, powstałą już po kilku sekundach od przyciśnięcia żyletki do skóry, szybko przetarłam papierem toaletowym, który następnie wrzuciłam do toalety. Spuściłam wodę i zamknęłam oczy.

W końcu nadeszła ulga.


Give Me Hope 1 & 2 (KSIĄŻKA WYDANA)Where stories live. Discover now