- Rozdział III -

42 4 0
                                    

Przez okno wpadały pierwsze poranne promienie słońca. Kwiaty, które stały w wazonie powoli zaczynały tracić życie, gdzieniegdzie, kłaniając się na boki. Jedynie Mak pozostawał równie piękny jakby dalej rósł na leśnej łące, płynącym nieopodal strumyku, przy którym można pomoczyć nogi, zaobserwować dzikie gatunki ptaków, czy innych małych ssaków, czy tudzież nawet owadów, którym tylko zależy na przedłużeniu gatunku, a że była wiosna wszystko budziło się do życia. Za trzy dni przypadało Belleteyn - czas elfickich festynów, paleniu w ogniskach jodłowych pni, czy też powietrza, aż nad to podobno wypełnionych magią. Piękne święta mogły tylko organizować elfy, przez ludzi to święto jest wręcz sztuczne.

Siwa jeszcze spała. Jej równomierny oddech współgrał ze śpiewem sikorek. Miała zwyczaj kłaść się aż za późno na spoczynek, a spać nie dłużej do dziesiątej. Zawsze było jej gorąco w stopy, dlatego w czasie snu odsłaniała je bezmyślnie. Tak samo z lunatykowaniem (jeżeli można to tak nazwać) - siadała na łóżku i patrzyła w jeden punkt przez dłuższą chwilę. Coś, jednak zawsze tknęło ją i szybko kładła się spać, bez wyrządzania większych szkód.

Jednak na przekór swojemu naturalnemu budzikowi, gdy tylko się przebudziła by wziąć łyk wody postawionej na jej stoliku, uświadomiła sobie, że dalej tu jest. Śpi w łóżku, ale nie swoim, nie znajduje się w swoim pokoju, tylko w obcym dla niej pomieszczeniu. Ale czy takim obcym? Potrząsnęła głową, uśmiechając się przy tym.

To nie sen.

Jednak chwila zadumania nietrwała zbyt długo. Zerwała się z łóżka szybko, wbiegając za parawan, by umyć twarz w czystej wodzie, przepłukać zęby. Wczoraj wieczorem, gdy rozmawiała z Witoldem o polityce i różnych ścisłych tematach z tym związanych, weszła do pokoju służąca z ubraniami dla dziewczyny. Była to kobieta w wieku nieprzekraczającym trzydziestki. Każdą wypukłość jej ciała podkreślała dość obcisła bordowa sukienka do kostek, po prawej stronie biodra na cienkim łańcuszku wisiał sygnet, lecz Siwa nie do końca wiedziała, skąd go zna. Wkroczyła do komnaty dumnie, nie patrząc nawet w ich stronę kątem oka. Jej kasztanowe włosy, które były spięte w wysokiego koka, który aż za bardzo naciągał jej skórę, gdzieniegdzie odstawały małe kosmyki włosków.

- Tu są twoje ubrania. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, zgłoś się do Slavy. - rzekła, kładąc ubrania na krzesełko. Czuć było wokół niej złą aurę, a sama jej mina zwiastowała, że nie uchodzi za zbyt sympatyczną osobę. - Pan Olgierd powiedział, żebyś jutro się u niego wstawiła z samego rana, bo później nie będzie mieć czasu. Będzie z Panią Iris.

No tak, Iris... Biedna, kochana Iris, pomyślała Siwa i szybko nawiedził ją smutny nastrój, ale szybko się ulotnił przy gwałtownym zamykaniu drzwi przez kobietę. Zdążyła jeszcze odburknąć ciche „Dziękuje", przed całkowitym zniknięciem Kobiety w czeluści ciemnego korytarza.

Ale zaraz, kto to do cholery jest Slava.

Wzięła suknie w ręce i zaczęła zakładać ją na swoje porcelanowe ciało. Suknia była uszyta krojem „ball gown" w kolorze butelkowej zieleni, gdzieniegdzie ukazywały się małe naszyte na materiał stokrotki. Pod nią była już przygotowana biała bluzka z długim rękawem. Była dość luźna i można było zauważyć, że ciut na niej wisiała. Spięła z tyłu włosy w małego koka, reszta włosów spływała po jej plecach. Przygotowana na rozmowę z Olgierdem wyszła ze swojej izby, zostawiając w samotności kwiat maku.

- • -

- Twoim obowiązkiem nie będzie zwykłe sprzątanie, czy gotowanie. Pomożesz w zarządzaniu naszej gospodyni, była jej potrzebna mała pomocnica w ogarnianiu tego bordelu. Ponadto możesz pomagać w dokarmianiu zwierząt, albo w ogrodzie. Co jak co jesteś po części też naszym gościem, więc zawsze będziesz miała chwile dla siebie. - Olgierd wręczył dziewczynie pergamin ze spisaną listą codziennych obowiązków. - tu masz mały harmonogram, żeby było ci łatwiej, garnąć się do pracy. Teraz pasuje, byś porozmawiała ze Slavą.

Wiedźmin:  Miłe złego początki (Serca z kamienia)Where stories live. Discover now